Przyznajmy się bez bicia – my, Polacy, oglądamy namiętnie scripted docu. Jesteśmy w pełni świadomi, że to programy pozbawione ambicji, mające szokować i wzbudzać dyskusję o głupocie społeczeństwa. Wbrew pozorom, programy jak Trudne sprawy, Pamiętniki z wakacji czy ostatnie TVN-owskie przeboje w stylu Ukrytej prawdy, mówią wiele o rzeczach, o których społeczeństwo boi się mówić na głos. A sam Pospieszalski przecież mówi – ‘warto rozmawiać!’
Scripted docu to połączenie reality show i mockumentary, ale ograniczające się do wykorzystania jak najmniejszych kosztów. Nic zatem dziwnego, że w dobie nieustającego kryzysu ekonomicznego (bo ciągle i zawsze jest), gromadzi się środki na taką produkcję, a same epizody emituje się w najlepszym czasie ekranowym. Polacy wracają do domów po dniu biurowej harówki, by włączyć telewizor i niezobowiązująco spędzić czas przy Trudnych sprawach.
Z jednej strony to może być niezobowiązująca rozrywka - taka, która przepadnie w chwili gdy skończy się seans. Jest jednak wręcz przeciwnie. Już po telewizyjnej emisji o bohaterach scripted docu wciąż się dyskutuje i krytykuje ich zachowania. Przez polską mentalność wyśmiewania się z innych i zaściankowość chcemy o tym gadać! O naszym braku podstawowej higieny, egoizmie emocjonalnym oraz ograniczeniach emocjonalnych. Młodzi, ale też dorośli, cytują zdania pojawiających się tam postaci, te zaś stają się później wiralami w Internecie i bohaterami youtube'owych przeróbek.
Aktorami scripted docu są przecież amatorzy – żadni celebryci. Wszystko ma przypominać rzeczywistość, jakbyśmy podglądali przez małą dziurkę od klucza, co się dzieje za drzwiami sąsiadów lub z lornetki oglądali plażowiczów, których zachowanie jest oburzające, skandaliczne i nietypowe. Wymyślone scenariusze (czasami luźno oparte na faktach!) stanowią sensację ukazując niekiedy Polaków jako stereotypowe moherowe bereciki.
A co ze znanymi ludźmi? Znudzili nam się, bo za dużo potrafią. Tańczą na lodzie, śpiewają, gotują, mają fantastyczne ciuchy, sportowe samochody i romanse na prawo i lewo. Zazdrość o bogate życie jest już passe. Teraz wyśmiewa się ekstrawagancję wewnętrzną i zewnętrzną, a o normalności decyduje subiektywna narracja scripted docu. Rozumiem, że telewizja jest bardzo silnym przekazem medialnym, ale można to wykorzystać w zupełnie inny sposób.
Mieszankę stylistyki scripted docu i mockumentary uwielbiają Brytyjczycy z Biura, Statystów czy ostatnio Dereku. Podobnie Amerykanie w Parks and Recreation lub Współczesnej rodzinie. Tylko zagraniczna forma gatunku bardzie przekonuje, bo stawia w krzywym zwierciadle sytuacje z życia. Polskie odpowiedniki sięgają po terapię szokową, tabloidowy styl spadającym jeszcze niżej niż obecne Rozmowy w toku.
Oglądamy scripted docu, bo podświadomie biernie się identyfikujemy z tym, co widzimy. Nawet niezobowiązująca rozrywka nas przekona, gdy spełnia nasze oczekiwania psychologiczne. Pozostaje zatem pytanie: czy współczesna telewizja obniża specjalnie poziom, by dopasować się do współczesnego pokolenia, czy też może jest na odwrót?