Nasza pamięć potrafi płatać najróżniejsze figle. Często bywa tak, że w bardzo ważnym momencie nie pamiętamy niuansu, który później okazuje się być bardzo ważnym elementem większej układanki. Gorzej jest jednak z wydarzeniami strasznymi, tkwiącymi głęboko w naszym umyśle, nie pozwalającymi spać po nocach, przywodząc na myśl najstraszniejsze obrazy naszego życia. Wtedy nie pamiętamy wydarzeń, ale je czujemy; sercem i duszą również. Przeżywamy je na nowo, za każdym razem równie boleśnie, aż wreszcie nie potrafimy sobie dać z tym rady. Wtedy nadchodzi czas na zemstę.
Na wstępie napiszę, że Hannibal: Po drugiej stronie maski to jeden z straszniejszych filmów jakie widziałem, a warto dodać, że jestem fanem horrorów. Nie straszne mi więc sceny grozy z dużą ilością krwi, pourywanymi członkami, czy super zbliżeniami na wyrywane paznokcie lub wbijane w głowę gwoździe. Emocje jakie wywołuje ten film są zgoła odmienne. Bazują raczej na naszym umyśle, gdzie każdy z nas ma w sobie żale, własne troski i żywi do kogoś nienawiść. Film ten ukazuje jak taka właśnie sytuacja przeradza się w fanatyzm i zezwierzęcenie. Na pewno nie polecałbym tego filmu osobom młodszym niż 16 lat.
Wracając do filmu, pierwsze co zaskakuje, to sam scenariusz. Po opowiedzianej już wcześniej historii Hannibala, raczej trudno było spodziewać się czegoś na kształt wersji poprzedzającej. Ten film zapoznaje widza z młodym mordercą, niejako nawet stara się go wybielić, ukazując motywy jego działania i sposób w jaki dąży do spełnienia obietnicy. To wszystko zatacza pewien krąg niewinności przelanej dużą ilością krwi; zamordowana dziewczynka, zjedzona przez żołnierzy armii radzieckiej na oczach małego chłopca.
Fabuła wzbudza litość, przynajmniej ja oglądając film, z minuty na minutę coraz bardziej chciałem się postawić na miejscu głównego bohatera, razem z nim złapać za katanę i wymierzyć sprawiedliwość na swój własny sposób. Co gorsza, po bardzo ciężkich przeżyciach z czasów wojennych, los nie szczędził Hannibalowi też w późniejszych latach jego życia. Wychowywał się w sierocińcu, który został utworzony w jego starym domu. Gnębiony przez wychowawców, nie potrafiący bądź niechcący nawiązać kontaktu z rówieśnikami, zamkną się w swojej osobie nowego Hannibala Lectera. To nie był już ten sam chłopiec, który cierpiał na widok kanibalizmu dokonanego na jego siostrze. To był ktoś nie mogący kochać, chyba że miłością można darzyć zemstę.
Tak jak Kuba Rozpruwacz, miał swój znak rozpoznawczy; odcinał on swoim ofiarom głowy, co wywodzi się z kultury starożytno - japońskiej. W późniejszym czasie, gdy dokonywał aktu zemsty, pozbawiał swoje ofiary również policzków, które następnie zjadał. To co czyniło z niego świetnego mordercę, to niewątpliwie siła z wewnątrz oraz doskonałe przygotowanie. Gdy uciekł z sierocińca trafił do Francji, gdzie zamieszkał z żoną swojego zmarłego wuja. To ona nauczyła go posługiwać się mieczem japońskim, nauczyła go wielu istotnych rzeczy, który później skutecznie wykorzystywał. Dodatkowo jako najmłodszy student medycyny w historii, osiągając znakomite rezultaty i czyniąc wspaniałe postępy w tej dziedzinie, nie omieszkał nie wykorzystać swojej wiedzy w praktyce. Perfekcyjne cięcia dla unieruchomienia wroga, parę skutecznie przeprowadzonych eksperymentów, złożyło się na idealną maszynę do zabijania. Bez skrupułów, bez duszy, z sercem z kamienia i umysłem pełnym śmierci, był w swoim żywiole kiedy odbierał kolejne życia.
Niesamowitą postawą wykazał się młody aktor grający postać Hannibala Lecetera. Osobiście wzbudzał we mnie straszne emocje. Jego szyderczy uśmiech, wykonywany jednym kącikiem ust, głębokie i ciemne oczy spoglądające na ludzi niczym wygłodniały wilk, zabójczy intelekt i sposoby działania, mogą wzbudzić, a nawet wzbudzają w widzu dreszczyk i gęsią skórkę. Za każdym razem gdy zabijał, ponownie i ponownie, jego postać była bardziej nieludzka, stawał się bezimienny i bezwyrazowy. Znikał z tego świata jako człowiek, a rodził się jako bestia. W trakcie seansu, widać jak tym zagubionym człowiekiem targają najróżniejsze emocje. Na końcu filmu pada z jego ust "Kocham Cię", a odpowiedz jaką otrzymuje zdaje się być ostatnią cegiełką do jego osamotnienia i wygnania ze świata ludzi. W tym momencie on zdał sobie sprawę kim jest, a Pani Murasaki kogo wychowała.
Świetne kino, tego zaprzeczyć nie można. Reżyser, scenarzysta i cały sztab ludzi pracujących nad jego sukcesem spisali się wyśmienicie. W przeciwieństwie do całej masy niedawno powstałych wysokobudżetowych gniotów, ten prezentuje wyśmienity poziom, doskonałe wykonanie i co najważniejsze podoba się widzom. Jego niezwykłość polega na tym, że wpatrując się w postać Hannibala, analizując jego zachowanie, prawie każdy z nas może znaleźć w nim coś z nas samych…