Te książki mogą podpierać półkę z filmami - TOP 10 filmów LEPSZYCH od książek
To było piekło. Wszędzie rozsypana prażona kukurydza, z przewróconej butelki skapują na dywan resztki coli, gdzieś w tle słychać płacz kobiet i lament dziecka... Co tu się u licha stało? Nikt się tego nie spodziewał. Nikt nie mógł przewidzieć, że...
film na bazie fantastycznej książki będzie tak beznadziejny!
Znasz to uczucie niesmaku? Na pewno, bo ekranizacje powieści odstające od oryginału nie należą do rzadkości i pewnie sam(a) wskażesz co najmniej kilka tytułów, które nie spełniły twoich oczekiwań. Zawsze znajdzie się coś, co można postawić pod ścianą: spłaszczony scenariusz, reżyserię, scenografię czy papierowych aktorów. Wrażenia z seansu, rzecz jasna, to sprawa subiektywna, ale niektóre filmy są tak złe, że nietrudno znaleźć człowieka który przyklaśnie twoim argumentom. W takich chwilach chowam twarz między okładkami lub w etui czytnika, i staram się o obejrzanej kaszanie zapomnieć.
A teraz ciekawostka przyrodnicza - bywają też filmy lepsze od książek! Jednak życie jest twarde jak szczęka Pudzianowskiego i takich obrazów jest dużo mniej w porównaniu do tych z pierwszej kategorii. Ilość jednak wynagradza jakość: pięknie wygląda świat, gdy po dobrej lekturze zobaczysz doskonały film. A jeszcze piękniej, gdy po kiepskiej książce zobaczysz doskonały film. Tak też się zdarza!
Dzisiaj prezentuję swój ranking filmów (i miniseriali) lepszych od książkowych pierwowzorów. Ceremonialnie chlapnąłem się po gębie rękawiczką i wytypowałem finałową dziesiątkę. Rock'n'roll:
10. Nad Niemnem
Zacznijmy od klasycznego suchara z naszego podwórka. Nie wiem jak ty, Czytelniku, ale czytając "Nad Niemnem" czułem się, jakbym płynął tym cholernym Niemnem wpław - i to pod prąd. Co innego film: zrealizowany na wysokim poziomie, jak na ekranizację lektury z PRL przystało. Dobijający patos Orzeszkowej został tu elegancko skoncentrowany w pejzażach, scenografii i portretach psychologicznych bohaterów. Bez tej otoczki historia rodu Bohatyrowiczów jest dużo bardziej strawna, a ludowe przyśpiewki naprawdę przestają pełnić rolę "zarchiwizowanego przekazu ustnego".
9. Ogniem i mieczem
Bardzo mi przykro, ale Sienkiewicz to grafoman. Nie kwestionuję jego talentu do budowania barwnych postaci i umiejętnej stylizacji dialogów, ale każdy kolejny rozdział był dla mnie jak następna strzała przeszywająca ciało Longinusa Podbipięty. Cóż, z pozytywizmem mi nie po drodze. Film z kolei nie jest naznaczony piętnem "powieści ku pokrzepieniu serc" (choć patriotycznego wydźwięku odmówić nie sposób). Świetne (jak na polskie kino) sceny batalistyczne, Aleksander "Bad Motherf*cker" Domogarow i świetne postaci drugoplanowe - to są najmocniejsze strony filmowej wersji Ogniem i mieczem. No i Dumka na dwa serca - niejedno młodzieńcze serce zostało przy tej piosence oblane gorącą smołą odrzucenia.
Obejrzyj: [vod.pl]
Przeczytaj: [Legimi] (darmowy e-book)
Posłuchaj: [Audioteka.pl]
8. Ojciec chrzestny
Zanim obejrzałem film, przeczytałem książkę i to ona po pierwszej projekcji podobała mi się bardziej. Gdy jednak obejrzałem dzieło Coppoli po raz drugi i trzeci, to doceniłem to, czego nie odnalazłem w prozie Puzo: plastyczność narracji i gęsta atmosfera. I przy okazji wystawił moją wyobraźnię na szwank - wcześniej kiepsko wizualizowałem sobie elementy końskiej tuszy. Dobra, nie bawię się już pomarańczami. Tak na wszelki wypadek.
Obejrzyj: [iTunes]
Posłuchaj: [Audiobook.pl]
7. Forrest Gump
W przypadku Roberta Zemeckisa "magia kina" nie jest tylko pustym sloganem. Praktycznie każdy jego film jak za dotknięciem różdżki hipnotyzuje widza i wciąga w wydarzenia na ekranie, a tu odwalił wspaniałą, czarodziejską robotę. Forrest, chłopak z amerykańskiego południa, w filmie został przedstawiony jako dobry, choć niezbyt bystry chłopak. Niestety, w prozie Grooma z mało inteligentnego dobroducha przeistacza się w zwykłego debila. I narracją faktycznie przypomina stereotypowego, tępawego rednecka. Czy to wina tłumaczenia? Nie czytałem powieści w oryginale, więc mam nadzieję, że tak. "Rano Dan pożyczył mi dolca, więc poszłem do budki i zadzwoniłem do Bostonu do starego Mose'a, który był perkusistą w Zbitych Jajach". Ja wolę wydać tego dolca na kilka butelek Dra Peppera.
Obejrzyj: [Ipla]
6. Lot nad kukułczym gniazdem
Moja mama uwielbia Jacka Nicholsona za "uśmiech diabła". Coś w tym musi być, skoro aktor zawsze gra wyrazistych bohaterów z mentalnymi problemami. Książka jest o tyle ciekawa, że narracja prowadzona jest z perspektywy Indianina-niemowy - w filmie tę postać zmarginalizowano. Kessey w sposób wyraźny nakreślił traktat o sile i słabości ludzkiej psychiki, ale to Fletcher i Nicholson unieśmiertelnili jego bohaterów. "Nasza egzystencja oparta jest na zasadzie, że silni rosną w siłę, pożerając słabszych. Musimy się z tym pogodzić." W tym starciu, choć obaj zawodnicy są silni, zwycięzcą zostaje Miloš Forman.
5. Śniadanie u Tiffany'ego
"Kiedy się przyzwyczajasz, to jakbyś umierał." Zestresowany zawczasu rzuciłem książką, z obawy o przyzwyczajenie się do narracyjnego obłędu. Wstyd mi, ale muszę się przyznać: nie przeczytałem "Śniadania..." do końca. Nie przekonała mnie "gadana" forma prozy Capote'a. Film za to okazuje się być subtelnie podaną satyrą na konsumpcjonizm z pocieszającym przesłaniem, że nie tylko faceci bywają łajdakami. A w Audrey nadal kochają się faceci i kobitki z całego świata.
Obejrzyj: [iTunes]
4. Dziennik Bridget Jones
Zażeranie problemów, faceci-świnie i robienie siebie pośmiewiska w każdej domenie stereotypowej kobiety - tak można streścić fabułę "Dziennika...". "Kiedy ktoś cię kocha, to tak, jakby otulił twoje serce kocem". Dżizus, co ja czytam? Byłem przerażony trywialnością wizerunku współczesnej kobiety. A tu proszę: film z Renee Zellweger w roli pulchnej sexbomby (jak na wyspiarskie standardy jest naprawdę niezła!) sprawdza się świetnie, podobnie jak dżentelmen/łajza Grant. Film dał mi momenty śmiechu, których brakowało w książce Fielding. Nie zmienia to jednak faktu, że zażeranie problemów, faceci-świnie i robienie siebie pośmiewiska nadal pozostało filarem osobowości Bridget.
Posłuchaj: [Matras]
3. Saga Zmierzch
Pierwszą trójkę wypada otworzyć mocnym akcentem. Mocnym, jak plomba w przydługawe kły. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem to ckliwe love story dla nastolatek, z parodią wampirów w tle, przypomniała mi się piosenka zespołu Bauhaus - Bela Lugosi is dead. Legendarny odtwórca roli Draculi pewnie przewraca się w grobie na samą myśl o tym badziewiu. Dlaczego zatem filmowa saga jest lepsza od książkowej? Bo można szybciej przez nią przebrnąć!
Obejrzyj: [Cyfrowy Polsat]
2. Harry Potter (seria)
Mały czarodziej mieszkał pod schodami, więc stąd ma bliznę w ich kształcie - zaspany zarył z bańki w podszycie pionowego ciągu komunikacyjnego. Może przez to, biedaczysko, dał się wkręcić w przydługawe intrygi i miliony wątków. Filmy za to zgrabnie ujmują główną linię fabularną, a dzięki reżyserom jest to wartkie, klimatyczne kino. Jedyna rzecz, do której można się przyczepić, to skok na kasę pod postacią Insygniów Śmierci rozbitych na dwa epizody.
Obejrzyj: [Ipla]
Posłuchaj: [Audiobook.pl]
1. Trylogia Władca Pierścieni
Wojenne bębny grzmią: "spa-lić Lurr-cia he-re-ty-ka"! Wyprawę do Mordoru dosłownie odczułem na sobie - odkładając czytnik byłem wykończony. Doprawdy, wynudziłem się! Do dziś nie zapomnę tego rozczarowania, bo "Hobbit" bardzo mi się podobał. Tolkien budując tak złożone uniwersum dobijał mnie mitologią Śródziemia, a na robienie notatek niespecjalnie miałem ochotę. Władca Pierścieni to dla mnie absolut w kwestii wyższości ekranizacji nad pierwowzorem. Ortodoksów na pewno ruszą nieścisłości (Eowina w Helmowym Jarze!), ale... co z tego? Już możecie mnie zjeść.
Obejrzyj: [Ipla]
Posłuchaj: [Audioteka.pl]
Jakie są Wasze typy? Może jest jeszcze jakaś książka, która odwiodła mnie od obejrzenia filmu, a ja nic o tym nie wiem?