REKLAMA

Ten sam temat, podobna data premiery. Przypadek? Nie sądzę

Studia filmowe prowadzą ze sobą całą masę wojenek podjazdowych. Nierzadko miały miejsce sytuacje, w których w jednym roku w kinach pojawiały się filmy na ten sam temat, co trudno nazwać przypadkiem. Tym bardziej, gdy powtarza się wielokrotnie.

Jim Carrey Truman Show
REKLAMA
REKLAMA

Obecnie przyglądamy się podobnej sytuacji na rodzimym rynku kinowym, bowiem w odstępie raptem 2 tygodni czekają nas premiery dwóch filmów o Dywizjonie 303. Oto kilka ewidentnych przykładów z historii kina na to, że studia filmowe nieustannie "inspirują" się konkurencją.

Misja na Marsa i Czerwona planeta

misja na marsa czerwona planeta

Dzięki filmom często możemy spojrzeć w przeszłość, niczym do starego dziennika bądź kalendarium, i przyjrzeć się temu, co najbardziej wpływało na masową świadomość w danym okresie. I tak, można dojść do wniosku, że na początku XXI wieku wyobraźnię społeczeństwa zachodu rozpalała wizja podróży na Marsa. Nie może być przypadkiem, że w 2001 roku pojawiły się aż dwa, niemalże takie same pod względem fabuły, filmy na ten temat. Oba z prawie identycznymi plakatami. Oba tak samo przeciętne.

Armageddon i Dzień zagłady

armageddon dzien zaglady

O ile początek XXI wieku nastawiony był na wątek eksploracji kosmosu, tak końcówka XX wieku odznaczała się ewidentnym strachem przed tym, co kosmos kryje w swojej otchłani. Rok 2000 miał przynieść Armageddon, póki co jednak przyniósł go rok 1998, a posłańcem był Michael Bay. Jego kiczowaty, sentymentalny i fatalnie zagrany film stał się jednak wielkim kasowym przebojem. Któż bowiem nie chciałby zobaczyć w kinie historii o tym jak Bruce Willis ratuje świat przed zagrażającą Ziemi asteroidą?

Szkoda tylko, że przez to film na ten sam temat, "Dzień zagłady", trochę lepiej napisany i bliższy naukowym faktom, pozostał w jego cieniu. No, ale taki jest los produkcji, które lądują w kinach w tym samym czasie i opowiadają tę samą historię.

Olimp w ogniu i Świat w płomieniach

olimp w ogniu swiat w plomieniach

To jeden z najgłośniejszych przykładów praktycznie takich samych filmów, które pojawiły się w kinach w odstępie zaledwie kilku miesięcy. Zarówno "Olimp w ogniu" jak i "Świat w płomieniach" (nawet tytuły są podobne) opowiadają o ataku terrorystycznym na Biały Dom. W obu przypadkach prezydent USA musi zostać uratowany, eskortowany i chroniony przez wyszkolonego komandosa. I choć żaden z tych filmów nie jest do końca zły w swoim gatunku, to jednak jeden wystarczyłby w zupełności.

Czerwona linia i Dr Strangelove

Dr strangelove czerwona linia

Nawet największym zdarzają się nieprzewidziane wydarzenia. I tak, w samym sercu lat 60., kiedy to cały zachodni świat drżał w obawie przed wojną nuklearną, dwóch wielkich reżyserów, Sidney Lumet i Stanley Kubrick, nakręciło film o tej samej tematyce, praktycznie równocześnie. "Dr Strangelove" i "Czerwona linia" mierzą się z groźbą międzynarodowego konfliktu i wystrzelenia rakiet w związek Sowiecki.

W tym przypadku oba filmy odróżniają się od siebie na tyle od strony gatunkowej i formalnej, że widz spokojnie może obejrzeć oba i wynieść z nich co innego. "Czerwona linia" to fenomenalnie wyreżyserowany, kameralny dramat psychologiczny. Tymczasem "Dr Strangelove" to czarna komedia i zjadliwa satyra w jednym, równie genialne nakręcona i świetnie zagrana przez Petera Sellersa. Szkoda jedynie, że moim zdaniem lepszy film Lumeta pozostał w cieniu Kubricka i do dziś niewielu ludzi go zna.

Capote i Bez skrupułów

capote infamous

Dwa filmy o Trumanie Capote, które miały premierę w odstępie paru miesięcy to nie może być przypadek. W dodatku oba opowiadają o tym samym rozdziale z życia Capote, czyli o procesie powstawania książki "Z zimną krwią". Wielkim przegranym tego starcia był oczywiście "Bez skrupułów". Choć to dobry i wciągający film, to jednak "Capote", głównie dzięki dobremu scenariuszowi i genialnej roli Philipa Seymoura Hoffmana, zapisał się w masowej świadomości i przykrył cieniem konkurenta. Kolejny dowód na to, że czasem może lepiej odpuścić?

Prestiż i Iluzjonista

prestiz iluzjonista

Absolutnie przyjmuję do wiadomości, fakt, że ze sporą ilością pozycji w tym zestawieniu można dyskutować i tłumaczyć zwykłym przypadkiem. Natomiast nikt nie przekona mnie, że dwa filmy na tak charakterystyczny i wcześniej niezbyt ograny temat jak świat magików i iluzjonistów, które pojawiły się prawie równocześnie w kinach, był zwykłym zrządzeniem losu.

Jobs i Steve Jobs

jobs steve jobs

W tym przypadku wprawdzie trudno oskarżać kogokolwiek o oszukiwanie, bowiem, po śmierci Steve’a Jobsa wiadomym było, że lada moment zaczną pojawiać się o nim filmy biograficzne. W dodatku "Jobsa" i "Steve’a Jobsa" dzieli kilka lat od premiery. Tym niemniej, podziwiam upór twórców tego drugiego, gdyż siłą rzeczy musieli się liczyć, że nie obejrzą go wielkie masy ludzi. Tym bardziej, że i "Jobs" nie spotkał się z wielką popularnością.

Fighter i Warrior

fighter-warrior

OK, przyznaję, filmy o bokserach nie są niczym na tyle charakterystycznym, by od razu wietrzyć spisek. Ale biorąc pod uwagę fakt, że w ostanich latach nie było ich zbyt wiele, plus "Fighter" oraz "Warrior" (obok podobnych tytułów) opowiadają o walczących na ringu braciach, sprawia, że mam podstawy być trochę podejrzliwym co do intencji producentów.

Czarna Dalia i Hollywoodland

czarna dalia hollywoodland

Z bliżej nieznanych mi przyczyn 2006 rok był momentem nieoczekiwanego (i chwilowego) odrodzenia się czarnych kryminałów. Zarówno "Czarna Dalia" (w reżyserii Briana De Palmy) jak i "Hollywoodland" opowiadają historie oparte na faktach. Oba filmy, utrzymane w identycznej stylistyce, mierzą się z historiami tajemniczych śmierci. W pierwszym przypadku jest to nierozwiązane do dziś morderstwo Elisabeth Short, znanej pośmiertnie jako Czarna Dalia. Drugi film opowiada o zgonie George Reevesa, aktora, który wcielał się w Supermana w latach 50.

Truman Show i Ed Tv

REKLAMA
truman show ed tv

Jestem w stanie przyjąć argumentację, że końcówka XX wieku była idealnym momentem na film o tym, w jakim kierunku rozwijać się będą masowe media, tym bardziej u progu nowej ery telewizji, czyli reality shows. Mimo wszystko jednak uważam, że zaledwie kilkumiesięczny odstęp pomiędzy filmami "Truman Show" i "Ed TV", które opowiadały historię mężczyzny obserwowanego 24 godziny na dobę przez siedzącą przed telewizorami publiczność, trudno uznać za zbieg okoliczności.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA