"Zrobiliśmy ten film, razem z DiCaprio, by zapobiec wielkiej powodzi" - Fisher Stevens specjalnie dla sPlay
Fisher Stevens, reżyser wyprodukowanego dla National Geographic filmu "Czy czeka nas koniec?" opowiada o pracy z Leonardo DiCaprio, spotkaniu z Barackiem Obamą i Elonem Muskiem oraz o tym, czy rzeczywiście zmiany klimatyczne zaszły aż tak daleko, że czeka nas już niedługo wielka powódź.
Jak udało Ci się namówić Leonardo DiCaprio do tego projektu?
To on namówił mnie bym zrobił ten film. Znaliśmy się już trochę wczesniej. 6 lat temu braliśmy razem udział w ekspedycji na Galapagos wraz aktywistami i naukowcami. Ja filmowałem tam doktor Sylvię Earle, oceanografkę walczącą o ocalenie oceanów i żyjących w nich stworzeń do filmu jaki wówczas kręciłem, „Mission Blue”. Leo i ja zaczęliśmy w pewnym momencie prowadzić długie i poważne konwersacje na temat środowiska i zmian klimatycznych na Ziemi. Udało nam się zaprzyjaźnić. Trzy lata później zobaczył „Mission Blue”, po czym zadzwonił do mnie i spytał, czy nie chciałbym zrobić razem z nim filmu o zmianach klimatycznych. I tak, po prawie trzech latach, udało nam się go w końcu skończyć.
Jak wyglądały zdjęcia to filmu? To musiała być niezwykła podróż.
Oj tak, to była niesamowita wyprawa. Trudna i intensywna, zarówno ze względu na warunki jak i na napięty grafik Leonardo, przez co nie mieliśmy za dużo czasu na zdjęcia z nim (Leo kręcił wówczas „Zjawę” przyp. red.)
W Indiach zwiedziliśmy wiele pięknych, ale jednocześnie potwornie zanieczyszczonych miejsc. Trafiliśmy do wioski, która została podtopiona przez powódź. Byliśmy na Sumatrze. Próby wylądowania pośrodku dźungli są zawsze trudne, tym bardziej, gdy cała okolica była zasłonięta dymem z płonących lasów. Na Arktyce przez jakiś czas mieszkaliśmy w namiotach. Pod namiotem spaliśmy też w puszczach Ekwadoru, gdzie nabawiłem się malarii.
Czego widz może spodziewać się po filmie "Czy czeka nas koniec?".
Chcieliśmy zrobić dokument o środowisku, który byłby w stanie zainteresować przede wszystkim młodego widza. To od najmłodszych pokoleń zależy, w jakim kierunku będzie rozwijać się ludzkość i jak oni po nas będą dbali o naszą planetę, także chcieliśmy by nasz film, przemawiał do młodych ludzi na tyle, by chcieli go obejrzeć, i jeśli tematyka zmian kilmatu nie interesowała ich zbytnio do tej pory, to może ów film zainspiruje ich do działania i zmiany myślenia.
Udało nam się poruszyć całkiem sporo tematów. Nie tylko wielką powódź i topnienie lodowców, ale też rosnące temperatury oceanów czy wycinanie lasów. Leo jest moim zdaniem kapitalnym przewodnikiem po tych wszystkich zagadnieniach związanych ze zmianami klimatycznymi.
Nie obawiałeś się, że sława Leonardo DiCaprio przyćmi tematykę filmu?
Nie. Wręcz przeciwnie. Mam nadzieję, że sława Leo zwróci większą uwagę na problem zmian klimatycznych, a zrobi to, bo to nie jest film o Leo. To film o człowieku, który odkrywa problem i dowiaduje się o nim coraz więcej. I nawet jeśli ten człowiek jest trochę bardziej znany i rozpoznawalny niż my, to też żyje na tej planecie i skutki zmian klimatycznych mogą dotnąć go w takim samym aspektcie jak każdego z nas. A dzięki jego prezencji i obyciu z kamerą, zwyczajnie w świecie dobrze się go ogląda i przez tą naturalność, łatwo utożsamić się z nim, w momencie gdy razem z nim zaczynamy dowiadywać się zatrważających faktów o sytuacji, w jakiej znalazła się nasza planeta.
Do tego, jako reżyser, miałem okazję zrobić film z kimś kto jest interesujący i charyzmatyczny. Naukowcy często mają problem z docieraniem do zwyklych ludzi i bezpośrednią komunikacją. A Leo, rozmawiając z nimi i będąc swego rodzaju pośrednikiem między nimi a widzami, robi naprawdę dobrą robotę. Poza tym, jednym z powodów, dla których chciałem zrobić film z Leonardo jest fakt, że jego sława otworzyła nam wiele drzwi.
Czy trudno było zaaranżować wywiady z Barackiem Obamą i Elonem Muskiem?
Obama zajął nam rok. Do tego nie chcieliśmy, by on zwyczajnie siedział, chcieliśmy móc z nim porozmawiać podczas spaceru. Wbrew pozorom było to bardzo trudne w realizacji. Ale opłaciło się, gdyż z miejsca pokochał nasz film. Zrobił na nim tak duże wrażenie, że urządził specjalny pokaz dla 2 tysięcy ludzi w ogrodzie Białego Domu w niedawny październikowy poniedziałek, wraz ze specjalnym panelem dotyczącym zmian klimatycznych, na którym wypowiadał się też Leonardo. To było jedno z najbardziej niesamowitych doświadczeń w moim życiu.
Elon Musk był o tyle trudnym przypadkiem, że nikt wcześniej nie miał dostępu do przeprowadzenia z nim wywiadu wewnątrz jego Gigafabryki. On sam był chętny do rozmowy, natomiast nie chciał, by kamery wchodziły do Gigafabryki. Na szczęście jeden z naszych producentów pracuje z Elonem i w końcu udało mu sie go przekonać. Nie ukrywam, że pobyt w Gigafabryce był po prostu cool!
Oryginalny tytuł filmu, "Before the Flood", zapowiada wielką powódź jaka nas czeka. Czy wiadomo kiedy można się jej spodziewać?
Zrobiliśmy ten film, razem z Leonardo, by zapobiec owej powodzi. Miejmy nadzieję, że w ogóle do niej nie dojdzie. Nasz film jest dość pesymistyczny, ale przez to, że postanowiliśmy szczerze powiedzieć o stanie naszej planety i licznym zaniedbaniom. Natomiast jest w nim też niemała nuta nadziei. Dlatego wolę myśleć, że uda się zapobiec tym straszliwym przewidywaniom. Jeśli jednak dojdzie do wielkiej powodzi, to z tego co nam wiadomo, pierwszym krajem, który zostanie przez nią poważnie dotknięty, będzie Bangladesz.
Na ile istotnym faktem jest zwrócenie uwagi na topniejącą pokrywę lodowców na Grenlandii?
Razem z Leonardo byliśmy prawdziwie zszokowani gdy dowiedzieliśmy się o stanie lodu na Grenlandii. Zresztą, jego reakcję możesz zobaczyć w filmie. Niby większość ludzi coś tam słyszała, że lodowce topnieją, ale co innego jest słyszeć, a co innego zobaczyć. Rolą dokumentu jest pokazywanie danego problemu i działanie na emocje widza, więc uznaliśmy, że musimy to pokazać. Polecieliśmy na Grenladię i zobaczyliśmy czarny lód. W normalnych warunkach biel lodu odbija promienie słoneczne, co jest niezwykle istotne by utrzymać planetę w umiarkowanym chłodzie. Natomiast gdy lód staje się czarny od sadzy, pyłu wulkanicznego i spalanych lasów, w oczywisty sposób traci on swoje właściwości odbijania słońca i topnieje.
Co było największym wyzwaniem podczas kręcienia filmu o takim logistycznym poziomie zaawansowania?
Oczywiście cała logistyka, podróże w odległe zakątki świata i rozmowy z politykami, to wszystko było niełatwe do zaaranżowania. Ale koniec końców, największa trudność dopadła mnie przy stole montażowym. Jak właściwie zrobić film o zmianach klimatycznych? Temat jest niezwykle szeroki i trudny zarazem. Co pokazać? Jakie materiały wybrać, a jakie wyrzucić, bo sie zwyczajnie nie mieszczą do filmu? Jak sprawić, by wszystko sprawiało wrażenie spójnej całości i jak to wszystko odpowiednio poukładać?
Mieliśmy punkt wyjścia na samym początku. Wiedzieliśmy, że Leo jest Posłańcem Pokoju ONZ. To był nasz punkt zaczepienia na start. Ale co dalej? Mieliśmy też w głowie zakończenie, gdyż chcieliśmy by przemowa Leo w Paryżu podczas Konferencji ONZ na temat zmian kliamtycznych w 2015 roku stanowiła zamknięcie naszej historii. Leo miał przewodzić marszowi z tysiącem ludzi na ulicach Paryża na Polach Elizejskich, ale wówczas w Paryżu doszło do ataku terrorystycznego, więc marsz został odwołany. I to już trochę pokomplikowało sprawę. W przypadku dokumentu montaż jest szczególnie ważny, bo tak naprawdę, to właśnie na stole montażowym zaczyna układać się scenariusz i narracja danego filmu.
Jednym z najważniejszych organów walki ze zmianami klimatu są politycy, jako że mają moc sprawczą wynikającą z ich mandatów. Sądzisz, że przynajmniej niektórzy z nich, naprawdę chcą pomóc, czy to tylko zwykły PR?
Nie, uważam, że część z nich chce realnie pomóc. Sekretarz Stanu USA, John Kerry, z którym Leo rozmawia w naszym filmie, od lata stara się czynnie działać w tym temacie, choć nie jest to łatwe. W Europie Angela Merkel również moim zdaniem robi co w jej mocy. Oczywiście każdy z polityków w tak drażliwych kwestiach trafia na opór, czasem zderza się ze ścianą, gdyż poruszając kwestie zmian klimatu i prób ich zapobiegania, naraża na szwank interesy wielu wpływowych grup. Ale mamy w naszym filmie świetną scenę, gdzie mowa jest o tym, że tak naprawdę decyzje dotyczące naszego życia i świata zależą od nas samych oddolnie. Musimy tylko dać znać politykom czego chcemy i świadomie wybierać tych, którzy zrealizują nasze postulaty. I nie jest to wcale tak naiwne myślenie, jak się wydaje.
"Czy czeka nas koniec?" – premiera w niedzielę, 30 października, o godz. 21:30 na National Geographic.