Polacy lubią się śmiać, szczególnie podczas rodzimych komedii romantycznych, które w rzeczywistości śmieszne nie są. W końcu podobnie jak inne społeczności idziemy do kina, aby zobaczyć zupełnie inny świat - ten nierealny z wyolbrzymionymi postaciami. Widzowie stronią od filmów przekazujących inteligentne wartości, naturalna jest więc krytyka tych filmów, które starają się chociaż w minimalny sposób pokazać kawałek prawdziwego życia. Nic więc dziwnego, że Futro stało się finansową porażką - konfrontuje w krzywym zwierciadle te cechy polskiej mentalności, jakich Polacy nieświadomie się wypierają.
Aby móc dokonać tej prezentacji, Beata Hyczko postanowiła umieścić bohaterów na wystawnym przyjęciu ogrodowym wyprawianym przez rodzinę z wyższych sfer z okazji Pierwszej Komunii ich wnuka Jakuba. Wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Na gości czeka syto zastawiony stół oraz mnóstwo atrakcji, którymi głowa rodziny, Henryk Makowiecki, chce się pochwalić, w szczególności przy jego odwiecznym rywalu - Antonim Witkowskim. Cała zabawa zostanie jednak wkrótce zburzona przez zachowanie ojca Kubusia. Robert ponownie wchodzi w alkoholowy głód i upija się do nieprzytomności, co wywołuje reakcję łańcuchową wśród reszty członków rodzinnych. Co więcej, na przyjęcie niespodziewanie przybywa katechetka Kuby...
Zadaniem Futra jest uniżenie polskiej wyższej klasy średniej. Zastanawia jednak, czy Polska posiada w ogóle system klasowy. Prawdopodobnie istnieje podświadomie właśnie w mentalności rodzimej arystokracji, ale jest to efekt globalizacji, a w szczególności amerykanizacji życia towarzyskiego. Właśnie! Nie ma tu nawet śladu po brytyjskiej idei wystawnych przyjęć. To raczej koncepcja wzięta rodem z Wielkiego Gatsby'ego Fitzgeralda, gdzie tego typu spotkania są wydawane tylko i wyłącznie dla gości. W Polsce ten styl wszedł do wielopokoleniowych rodzinnych zgromadzeń, choć na szczęście film aż tak tego nie ukazuje, koncentrując się jedynie na najbliższej rodzinie.
Okoliczności, w jakich krewni zasiadają do stołu, są jak najbardziej istotne dla małego Kubusia. Pierwsza Komunia jest najważniejszym elementem w dojrzałości chrześcijańskiej każdego dziecka. Jednakże sposób, w jaki odbiera to rodzina Makowieckich, jest odzwierciedleniem polskiej mentalności. Mistyczne cechy tej religijnej uroczystości zatapiane są często w eleganckich przyjęciach i przebijane przez coraz droższe prezenty. Szara ciężka rzeczywistość, z którą Kościół nawet nie próbuje podjąć walki, ujawnia się w materializmie i snobizmie. Szkoda tylko, że większość widzów zauważy, że to realne tło do nadchodzących w filmie wydarzeń, a nie jedna z wielu cech tejże parodii.
W końcu inaczej tego nazwać nie można. Obraz Tomasza Drozdowicza jest satyrą na polską mentalność, a w szczególności na nowobogackich, próbujących udowadniać całemu światu, jaki to mają wyrafinowany styl. Lecz w tej burlesce cechy wyższej klasy średniej można nawet podpiąć pod resztę społeczeństwa - zazdrość, nieszczęśliwe małżeństwa, patriotyczna miłość do alkoholu, sztuczna i patetyczna religijność, homofobia. Dzięki tej mieszance wybuchowej Futro w sposób wiarygodny urzeczywistnia ogólnokrajowe grzechy, które każdy przeciętny Polak antagonizuje. Może na tym właśnie polega porażka finansowa produkcji? Brak samoakceptacji oraz talentu do śmiania się z samych siebie to kolejne negatywne cechy polskości, które wyszły na jaw przy okazji premiery Futra, będącego pewnego rodzaju alegorycznym lustrem.
Lustrem, ale krzywym, bo na tym polega w końcu satyra. Jest to pełen ironii i groteskowości utwór, w którym należy szukać głębszych wartości. Niestety ta cała rodzinna intryga tak naprawdę nie prowadzi do niczego. Słowa końcowe mające być puentą dla tej afery, nie prowadzą do żadnych wniosków i są jedynie zgrabnym podsumowaniem opowieści. Ambitny widz doszukuje się czegoś, co mogłoby zapaść w pamięć. Film nie dostarcza takich wrażeń. Kompleksy naszego narodu, przedstawiane tu przez każdego członka rodziny, nie wystarczają. Zabrakło solidnego zakończenia, iście moralizatorskiego, bo jak można nauczyć Polaków głębszych i ważniejszych wartości bez konkretnej nauki. Najwyraźniej nie to było oryginalnym zamysłem twórców.
Wielka szkoda, bo obraz automatycznie przywodzi skojarzenia do Wesela Wojciecha Smarzowskiego. Nawet weselny "biały miś" jest tu potraktowany zbyt dosłownie (co zresztą widać na plakacie). I w tym przypadku Futro wypadnie blado, właśnie za brak społecznego komentarza podsumowującego rodzinną uroczystość. Blado, ale nie słabo. Cieszy fakt, że coraz więcej filmowców próbuje portretować ludzi o różnym statusie w ich środowisku naturalnym. Wtedy właśnie prawda wychodzi na jaw, nawet w tak groteskowej historii.