Gareth Evans, reżyser filmów "Raid" i "Raid 2: Infiltracja", cenionych przede wszystkim za niezwykle efektowną choreografię walk, powraca po dwóch latach milczenia. Jego najnowsze dzieło to krótkometrażowy reprezentant kina samurajskiego, który również zwala z nóg poziomem wykonania scen pojedynków.
"Raid" mimo bardzo prostej fabuły, wśród fanów kina akcji jest filmem bardzo lubianym, ze względu na niesamowite tempo i fantastycznie zrealizowaną choreografię. Nie inaczej jest w przypadku nowego, krótkometrażowego obrazu Garetha Evansa. Treść jest w nim pretekstowa: trwa wojna domowa, młoda wojowniczka zostaje wysłana z misją dostarczenia traktatu pokojowego, jednak w trakcie wędrówki zostaje napadnięta przez zabójców, którzy chcą odebrać jej dokument. Za to forma? Imponująca.
Ten film to rodzaj eksperymentu - Gareth Evans chciał sprawdzić, czy będzie w stanie stworzyć sceny walki nieustępujące tempem i intensywnością "Raidowi", ale pozbawione wszechobecnej tam brutalności, dzięki czemu widowisko mogłoby uzyskać kategorię PG-13. Z efektu zdecydowanie może być zadowolony.