Długo się zastanawiałem, czy to będzie trafne porównanie. W końcu Gomorra to Neapol, a Neapol Włochami jest w dużej mierze tylko z nazwy.
OCENA
Zaryzykujmy jednak - serial Gomorra jest jak pizza. Zjesz jej bardzo dużo, czujesz się już najedzony, ale to jest zbyt dobre, by kończyć. Troszkę tak mam z Gomorrą po obejrzeniu trzeciego sezonu serialu. Choć trochę zaczyna już boleć brzuch, spodnie uciskać, a koszula odsłaniać połacie pępka. To tak jak House of Cards - gotów jestem ją jeść, nawet gdy będzie już „jutro rano”, będzie już zimna i o konsystencji starego kapcia.
Trudno jest mi recenzować trzeci sezon serialu Gomorra z prozaicznego powodu. Prawdopodobnie nie znacie jeszcze tej produkcji, a tym samym trzeba bardzo mocno uważać na spoilery. Z drugiej strony mam przekonanie graniczące z pewnością, że fani serialu pochłonęli go tej samej nocy, gdy trafił do katalogu HBO GO. A prawdziwi fani serialu obejrzeli trzeci sezon już dawno temu i to w takich miejscach, o których - jako prawnik zajmujący się prawem autorskim - nie śmiem nawet myśleć.
Gomorra jest jak pizza.
Trzeci sezon jest dobry. Może nawet trochę lepszy od drugiego. Cały czas jednak pokazuje różne oblicza neapolitańskiej mafii, żongluje różnymi formami kryminału, wskazując wielorakość i niestety realistyczny, poważny charakter tego zjawiska. Oczywiście każdy fan Gomorry ma zapewne swoje sympatie, które we wczesnym etapie serialu zakreślił wokół jednego z dwóch, jak się z czasem okazuje, głównych bohaterów. Być może pewne ich decyzje i motywacje chciałoby się kwestionować, ale scenarzystom Gomorry akurat pewnej spójności logicznej odmówić nie można. Należy przypuszczać, że w razie wątpliwości powinniśmy uzbroić się w cierpliwość.
Nowi bohaterowie - uzupełnianie ich zapasu jest konieczne - w mojej ocenie udanie wkomponowują się w linię fabularną. Choć dostrzegam tutaj próbę jakby ponownej szansy dla archetypu reprezentowanego przez Salvatore Conte.
Gomorrze zawdzięczam jeszcze jedną rzecz - pomogła mi w otwarciu na europejskie seriale. Wydaje mi się, że gdybym pewnego razu, pod koniec 2014 - jako jeden z pierwszym Polaków - nie zakochał się w przygodach rodu Savastano, to później raczej nie sięgnąłbym po kapitalnego Młodego Papieża czy hiszpański Dom z Papieru. Gomorra jednak już nie cieszy tak, jak cieszyła za pierwszym razem, już nie biegam po pokoju, drąc sobie z głowy włosy w trakcie sceny z rosyjską ruletką. A na mojej playliście muzycznej obok Mokadelic znów goszczą inne utwory. Ale to nadal jedna z najlepszych serialowych przygód mojego życia i trzeci sezon serialu niczego w tej materii nie zmienił.