REKLAMA

Fani „Gry o tron” podzielili się w ocenie 8. sezonu. Sprawdzamy argumenty obu stron sporu

Fandom „Gry o tron” słynie z silnych uczuć związanych z hitową produkcją HBO. W oczekiwaniu na 8. sezon fani wymyślali teorie i wzajemnie nakręcali swoje oczekiwania. Wielu z nich poczuło jednak zawód i wraz z kolejnymi epizodami coraz mocniej narzeka na prace showrunnerów. Inni wciąż bawią się świetnie. Kto ma rację w tym sporze?

gra o tron sezon 8
REKLAMA
REKLAMA

Uwaga, spoilery!

„Gra o tron” to serial, którego popularność wykracza poza zwyczajne normy. Na całym świecie są dziesiątki tysięcy fanów sagi George'a R.R. Martina i produkcji HBO. Nie powinno dziwić, że tyle osób nie zawsze będzie się zgadzać w ocenie różnych postaci, wydarzeń czy decyzji scenarzystów. Obecnego konfliktu związanego z oceną finałowego sezonu nie można jednak porównać z żadnym wcześniejszym. Jego skala jest ogromna, rozmaite spory da się zauważyć na każdym profilu czy forum dyskusyjnym fanów serialu. Kłótnie między wielbicielami „Gry o tron” da się też zauważyć pod niemal każdym tekstem czy wideo dotyczącym najnowszych odcinków.

Nie oznacza to jednak, że dyskusje między fanami są czymś niewłaściwym. Każdy argument obu stron należy analizować osobno i brać pod uwagę, że każdy z nas inaczej odbiera dzieła kultury. Im bardziej dany serial jest popularny, tym więcej opinii na jego temat znajdziemy. Jednocześnie trudno ignorować fakt, że 8. sezon „Gry o tron” ma liczne problemy, przede wszystkim w warstwie scenariuszowej (szeroko pisałem o nich w innym tekście na Rozrywka.Blog). Nawet przy tej okazji rozgorzał spór między komentującymi. O co najczęściej spierają się obie strony konfliktu? Postanowiliśmy to sprawdzić.

Gra o tron sezon 8 - jakie argumenty przytaczają przeciwnicy i obrońcy finałowej serii?

gra o tron sezon 8

„Nikt nie ginie” kontra „kiedyś jedna śmierć wystarczała”

Nie ma sensu udawać, że istotną częścią powabu „Gry o tron” nie był sposób, w jaki traktowała swoich bohaterów. Produkcja HBO przebiła się do powszechnej świadomości w chwili, gdy Ned Stark został pozbawiony głowy z rozkazu znienawidzonego króla Joffreya. A ogromną popularność zdobyła po Krwawych Godach. Dlatego śmierć postaci szybko stała się ważną częścią dyskusji o „Grze o tron”. Fani lamentowali, gdy ukochany bohater lub bohaterka pożegnali się z życiem, albo ochoczo świętowali, kiedy ofiarą morderstwa padali antagoniści.

Najnowszy sezon już zdążył zebrać krwawe żniwo, a mimo to duża część fanów narzeka na ten aspekt ostatnich odcinków. Dlaczego? Obrońcy serialu wskazują, że najzwyczajniej w świecie zmieniły się oczekiwania widzów. Kiedyś przyjmowali zgon bohatera z szokiem i wściekłością, a teraz chcą ich jeszcze więcej. W tym argumencie jest trochę racji. Obraz całej serii w świadomości fanów zmienił się przez lata, zaś ochoczość w zabijaniu bohaterów u George'a R.R. Martina urosła wręcz do rozmiarów legendy. A przecież finałowy sezon musi być większy i bardziej efektowny, więc widzowie mają czasem nieracjonalnie wysokie oczekiwania.

Rzeczywisty problem leży jednak gdzie indziej. Rolą scenarzystów i reżyserów jest sprawić, by każdy moment akcji wydawał się wiarygodny i na swoim miejscu. Sens przyczynowo-skutkowy był kiedyś jedną z największych zalet „Gry o tron”, a w 8. sezonie zupełnie się gdzieś ulotnił. Bohaterowie podejmują nieracjonalne decyzje i często zachowują się wbrew swojemu charakterowi, tylko po to, żeby dopasować się do zamierzeń scenarzystów. Na najbardziej podstawowym poziomie nie ma nic złego w tym, że zginęli Jorah, Beric i Theon, a przeżyli Jon Snow, Jaime i Brienne. Gorzej, że każdy z wymienionych zgonów był zapowiedziany w sposób przeraźliwie oczywisty, a przeżycie nie zostało w racjonalny sposób wytłumaczone. Twórcy 8. sezonu po prostu pozbywają się postaci, które nie miałyby nic do roboty w kolejnych odcinkach. Od pewnego czasu nie zaskakują zabiciem kluczowych postaci, a zamiast tego sprzątają niepotrzebne wątki przed finałem. To ogromna różnica.

„Gdzie jest realizm?” kontra „oglądacie fantasy ze smokami i nieumarłymi”.

gra o tron sezon 8

Jednym z najczęściej przytaczanych argumentów przeciwko ostatnim dwóm sezonom „Gry o tron” jest lawinowy spadek realizmu. Nie jest tak, że produkcja HBO nigdy nie miała z tym problemów, ale przez większość czasu starała się trzymać stosunkowo dużej dozy prawdziwości w funkcjonowaniu świata przedstawionego. Dla wielu był to ogromny plus tego serialu. W tym konkretnym przypadku trzeba jednak rozdzielić dwie rzeczy. Obecność fantastycznych stworzeń i wymyślonego kontynentu nie sprawia, że światem nie rządzą racjonalne zasady. Twórcy fantasy stawiają wręcz sobie zwykle za punkt honoru stworzenie własnego uniwersum ze ściśle ustalonymi regułami.

Weźmy takie smoki. Między ich portretem u Tolkiena i Martina są ogromne różnice. Dotyczą wielkości smoków, ich inteligencji, wyglądu i zdolności. Gdyby Drogon zaczął nagle mówić ludzkim głosem do Jona Snowa, to zburzone zostałyby wszelkie wcześniej stworzone zasady. Wydałoby się to widzom nie na miejscu. Podobnie jest z zasadami walki zbrojnej czy podróży po świecie. W „Grze o tron” od zawsze ignorowany był fakt, że fosa była w historii często wykorzystywanym elementem fortyfikacji zamku. Jej brak wokół Winterfell czy Casterly Rock nie niszczy jednak całkowicie immersji widza.

Inaczej jest w przypadku dziwacznej strategii obrony siedziby Starków przed Innymi czy teleportowania się postaci w ostatnich dwóch sezonach serialu. Przede wszystkim dlatego, że podobne elementy pojawiają się zbyt często, dotyczą zbyt dużej liczby postaci i są ignorowane przez resztę. Dobrym przykładem jest tu Samwell Tarly. Jego niekompetencja w dziedzinie sztuki wojennej była we wcześniejszych sezonach często zauważana i komentowana przez inne postaci. Odkąd jednak urósł do rangi głównego bohatera i cieszy się dużą popularnością, to nagle walczy w pierwszej linii i przeżywa spotkanie z nieumarłymi. Choć przecież nie ma to za grosz sensu.

„Showrunnerom przestało zależeć” kontra „nadal ogląda się to doskonale”

Wpadki zdarzają się w każdej wielkiej produkcji. Nawet najbardziej dopieszczony kadr może mieć jakiś element, którego nie powinno na nim być. Zwłaszcza, gdy mówimy o tak ogromny przedsięwzięciu jak „Gra o tron”. Dlatego właściwie w każdym sezonie produkcji zdarzyło się kilka wizualnych pomyłek i błędów. Oczywiście trzeba wziąć też pod uwagę argument krytyków takiego delikatnego podejścia do tej sprawy, którzy zaznaczają, że mowa o dziele wartym miliony dolarów. I dlatego pomyłki takie jak kubek ze Starbucksa na planie są nie do przyjęcia.

Daenerys Stormborn of House Targaryen, the First of Her Name, Queen of the Andals and the First Men, Protector of the Seven Kingdoms, the Mother of Dragons, the Khaleesi of the Great Grass Sea, the Unburnt, the Breaker of Chains, and Drinker of Pumpkin Spice pic.twitter.com/BOPdolRhXz

— Ira Madison III (@ira) 6 maja 2019


Wciąż ważniejsza od nich jest ogólna ocena wizualności serialu. A ta wciąż jest bardzo wysoka, mimo problemów z widocznością w 3. odcinku finałowego sezonu. Prawda jest taka, że pokazanie bitwy o Winterfell w taki sposób miało dwa główne cele. Po pierwsze pokazanie chaosu walki wręcz oraz desperacji bohaterów, ale również ukrycie problematycznych scen, które robione były „po taniości”. Mimo wszystko 8. sezon wciąż może się pochwalić kilkoma momentami, które absolutnie zapierają dech w piersiach. Inna sprawa, że argumenty przeciwko Davidowi Benioffowi i D.B. Weissowi dotyczą również jakości ich scenopisarstwa. A tu znowu kłaniają się problemy z wiarygodnością świata i dbałością o jego integralność. Problem bezsensowności działań Daenerys ma tu jednak nadal większe znaczenie niż fakt, jak na nazwisko miał Gendry.

„Niczego nie wyjaśnili” kontra „Budzą wielkie emocje” i „Obejrzyjcie do końca”

W tym miejscu mamy do czynienia do pewnego stopnia ze sporem rozumu i serca. W całym Internecie można się spotkać z dziesiątkami głosów, że dopóki dana osoba ogląda odcinek, to jest zadowolona. Im dłużej się jednak nad nim zastanawia, tym więcej problemów dostrzega. I tym bardziej jest zawiedziona, że tak mało zostało wyjaśnione. Pewna doza tajemniczości jest oczywiście potrzebna, ale choćby relacja między Branem i Nocnym Królem pokazuje, że w pewnym momencie to tłumaczenie nie wystarcza. Widzowie nie mieli nic przeciwko niejasnym motywacjom Białych Wędrowców, ale gdy doszło do spotkania między Trójoką Wroną a Nocnym Królem, to chcieli zobaczyć choć cień pomysłu.

gra o tron sezon 8

Można żywić się w dalszym ciągu nadzieją, że do końca padnie jeszcze kilka odpowiedzi, ale z każdym mijającym odcinkiem staje się ona coraz bardziej złudna. Showrunnerom produkcji wciąż udaje się rozbudzać emocje związane z pojedynczymi bohaterami, ale głównie z powodu ich wcześniejszych dokonań. Bo kto zrobił coś faktycznie istotnego i trwałego w tym sezonie? Jaime pasował Brienne na rycerza, Melisandre uratowała Winterfell, a Arya zabiła Nocnego Króla. Pozostałe postaci właściwie niczym się jeszcze nie wykazały. Możemy je lubić lub nienawidzić za przeszłe czyny, ale pod względem kreowania nowych wydarzeń finałowa seria również nie spełnia potrzeb widzów.

„Kiedyś było lepiej” kontra „Niektórym nie dogodzisz”

W tym wypadku mamy do czynienia z czysto subiektywnym argumentem po obu stronach. Oczywiście można przytaczać powody, dlaczego kiedyś „Gra o tron” była lepsza, ale pewnie znalazło by się też kilka stawiających w lepszym świetle ostatnie dwa sezony. A przy tym pojawiające się niezwykle często zdanie: „Niektórym nie dogodzisz. Mnie się podobało” nie jest w żaden sposób lepsze. Podobne nastawienie zabija bowiem wszelkie prawo do krytyki, a tego przecież nie chcemy, nawet jeśli jesteśmy fanami danej produkcji.

REKLAMA

Chciałbym móc powiedzieć, że wytykanie twórcom serialu błędów sprawia, że z czasem mogą je oni poprawić. Ale przecież to nie do końca prawda. Po 7. sezonie „Gry o tron” nie brakowało krytycznych głosów, a mimo to finałowa seria roi się od podobnych błędów i problemów. Widać też, że wraz z premierą kolejnych odcinków 8. odsłony coraz więcej osób znajduje powody do niezadowolenia. Dla jednym ważniejszy będzie sposób, w jaki potraktowany został Duch, a dla innych łatwość, z jaką zginął Rhaegal.

Zapewne nie można by stworzyć serialu idealnego, który pasowałby wszystkim widzom. Ale przecież „Gra o tron” nigdy nie była i nie miała być taką produkcją. Zawsze miała budzić konflikty, bo była bliska ludzkiemu doświadczeniu. W pewnym sensie największym dowodem na problemy serialu HBO nie jest zagorzałość sporu między zwolennikami i przeciwnikami 8. sezonu, ale raczej wzrastająca liczba osób, które zgadzają się co do jednego istotnego faktu - że coś przestało działać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA