Historycy szacują, że rozszyfrowanie nazistowskiej Enigmy pozwoliło zakończyć drugą wojnę światową 2 lata szybciej oraz uratowało około 14 milionów ludzkich istnień. Za tymi wielkimi liczbami stoi garstka niesamowitych ludzi, o których opowiada „Gra tajemnic”. Niestety, z wyłączeniem Polaków.
Słyszysz – Enigma, myślisz – Polacy. Chyba każdy z nas uczył się na lekcjach historii o Marianie Rejewskim, Jerzym Różyckim i Henryku Zygalskim. Nasi krajanie jako pierwsi w historii złamali nazistowską Enigmę, jeszcze w 1932 roku tworząc pierwszy klucz do rozszyfrowywania tajnych przekazów. To wiemy wszyscy. Nie każdy zna jednak dalszą część tej historii. Historii tworzącej podwaliny pod współczesną informatykę, okupionej tragicznym finałem jedynej w swoim rodzaju sylwetki – Brytyjczyka Alana Turinga.
To właśnie o genialnym matematyku Alanie Turingu opowiada „Gra tajemnic”. Jego wieloletnie próby złamania wszystkich szyfrów Enigmy są motorem napędowym filmu, który skrywa znacznie więcej sekretów.
Nasz narodowy, rodzimy wątek ogranicza się do lakonicznej wzmianki o „polskim wywiadzie” przy stole narad. Historia idzie dalej i tak jak Polacy jako pierwsi złamali Enigmę, tak alianckie siły wciąż były dalekie od przechwytywania i rozszyfrowywania KAŻDEJ wiadomości, jakich dziesiątki dzień w dzień pojawiały się w eterze. Do tak karkołomnego zadania brytyjski wywiad potrzebował maszyny, nie ludzi. Właśnie taką maszyną miał być Alan Turing – dysfunkcyjny społecznie geniusz, który ma problemy z życiem pośród innych osób.
Jak łatwo się domyślić, Turing był jednostką równie wybitną, co ekscentryczną. Z tego powodu grający go, będący na wznoszącej fali Benedict Cumberbatch wydaje się strzałem w dziesiątkę. Co zaskakujące, to nie on tworzy ten film, a przynajmniej nie on w pojedynkę. Większość aktorów po mistrzowsku wywiązuje się z postawionych przed nimi zadań. Gwiazdorska obsada jest największą wartością dodaną „Gry tajemnic”, z Keirą Knightley, niedocenianym przez wielu Matthewem Goodem oraz rewelacyjnym Markiem Strongem na czele. Nie zabrakło nawet Charlesa Dance'a, a wszyscy z nich wyposażeni w niesamowity, wyspiarski akcent.
Zaskakująco przyjemna gra aktorska to nie jedyny sekret „Gry tajemnic”. Drugim jest sama narracja oraz zdumiewająca wielowątkowość. Chociaż druga wojna światowa jest tematem przewodnim, to nie jedynym.
Reżyser Morten Tyldum zdecydował się na snucie historii za pomocą trzech planów czasowych, dzięki czemu możemy lepiej poznać zamkniętego w sobie bohatera. Wyświechtany zabieg zdaje egzamin, natomiast przeskoki pomiędzy poszczególnymi latami zawsze pojawiają się w odpowiednim czasie. Żaden z planów nie jest gorszy od poprzedniego, z kolei młodemu Aleksowi Lawtherowi należą się owację na stojąco za to, jak zręcznie gra na emocjonalnych strunach widzów. Sceny z młodości Turninga potrafią chwycić za serce nawet takie bryły lody jak ja.
Im więcej czasu spędzałem w kinowej sali, tym bardziej zaskoczony byłem, jak wielowątkowa jest „Gra tajemnic”. Pierwsza połowa filmu to trzymający w napięciu, momentami zabawny film, który można polecić każdemu głodnemu dobrych zdjęć i świetnych kostiumów widzowi. Mniej więcej w połowie scenariusza film wystrzelił jednak do przodu, rozwijając się i rozlewając po bokach niczym rozkwitająca roślina. Wątek po wątku, widz jest bombardowany nagłymi zwrotami akcji, jeden bardziej zaskakujący od drugiego.
Narracja to bez wątpienia drugi największy atut filmu. Dopiero kiedy kończy się druga wojna światowa widz dostaje fabularnymi pięściami prosto w twarz, solidne uderzenie raz za razem.
Ostatnie sceny z filmu są niczym solidny kopniak, jak zimny prysznic. Szkoda tylko, że reżyser nie zdecydował się na umieszczenie finalnego, spajającego wszystko szokującą klamrą kompozycyjną momentu. Nawet bez niego „Gra tajemnic” jest doświadczeniem mocnym, wyraźnym i zaskakującym. Zwłaszcza po zupełnie banalnej, przewidywalnej i nieco naiwnej pierwszej połowie filmu.
Zdecydowanie nie żałuję czasu spędzonego w kinie. Dostałem znacznie, znacznie więcej niż oczekiwałem. Liczyłem na ciekawą, nieco naciąganą opowieść luźno związaną faktami, w drugowojennej otoczce. Otrzymałem kapitalną obsadę doskonale grającą na emocjach widzów, udaną narrację oraz fabularne uderzenia, przez które na pewno zapamiętam ten film na dłużej. Bardzo dobre, rzemieślnicze widowisko, na tyle uniwersalne, że można je polecić każdemu. Nie tylko miłośnikom drugiej wojny światowej. Tej jest tutaj naprawdę mało, przykrytej niesamowitymi ludzkimi historiami. Warto.
Uwaga - w komentarzach zawarte są spoilery