REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Gwiezdne wojny" są dla dzieci - aktor z serialu odpowiada hejterom

Seria „Gwiezdne wojny” w ostatnich latach coraz mocniej dzieli fanów. Teraz aktor z animowanego serialu osadzonego w świecie Sagi odpowiada malkontentom. 

15.10.2019
19:26
Gwiezdne Wojny: Rebelianci - kadr z serialu
REKLAMA
REKLAMA

Gwiezdna Saga coraz mocniej dzieli odbiorców. O ile wszyscy zgadzają się, że oryginalna trylogia to seria filmów niemal doskonałych, kością niezgody pozostaje nie tylko trylogia prequeli, ale także nowe odsłony serii zapoczątkowanej przez „Przebudzenie mocy”.

Słynne były ataki personalne niezadowolonych widzów „Powrotu Jedi”, których działania doprowadziły do tego, że aktorzy musieli porzucić social-media. Znane są także akcje mające na celu pogorszenie oceny filmu w serwisach typu Rotten Tomatoes, aby w ten sposób wyrazić niezadowolenie odbiorców.

Gwiezdne wojny: Rebelianci - kadr z serialu class="wp-image-332954"

Teraz do tematu odniósł się Freddie Prinze Jr., który profesjonalnie związany jest ze światem „Gwiezdych wojen” poprzez podkładanie głosu postaci Kanana Jarrusa w animowanym serialu „Gwiezdne wojny: Rebelianci”. Aktor twierdzi, że praca nad serią umożliwiła mu uzyskanie informacji na temat Mocy, których nie posiadają zwykli odbiorcy. Dowiedział się bowiem o zasadach jej działania od Dave’a Felloniego, reżysera serialu. Ten natomiast został wyszkolony przez samego George’a Lucasa. Teraz Prinze Jr. chętnie dzieli się spostrzeżeniami przekazanymi przez różne pokolenia twórców.

W rozmowie z Jeffem Dye - w jego „Friendship Podcast” - aktor przypomina, że Moc dąży do równowagi i że z tego powodu każde działanie bohaterów w filmach ma z góry określony wynik.

Jest ono bowiem następstwem tego układu sił. Prinze Jr. zwraca uwagę, że „Gwiezdne wojny” to w zasadzie baśń, przepełniona archetypicznymi bohaterami, których los jest z góry znany, jeśli znamy dobrze wcześniejsze dzieła kultury.

Luke Skywalker jest przecież Kopciuszkiem, który dostaje prezent od Wróża Chrzestnego. Nikt nie kwestionuje, że tak szybko posiadł tajniki mocy.

Gwiezdne wojny: Nowa nadzieja - kadr z filmu class="wp-image-332951"

Aktor zwraca też uwagę, że część problemu z odbiorem nowych odcinków Sagi może być związana z faktem, że widzowie chcieliby, aby seria dorastała wraz z widzem. Aby kolejne odcinki były coraz bardziej pogłębionymi portretami psychologicznymi swoich bohaterów i prezentowały coraz poważniejsze, mroczniejsze tematy. W tym coraz trudniejszą drogę do opanowania tajników Mocy. W rzeczywistości jednak:

Gwiezdne wojny to seria dla dzieci. Tyle że dla różnych dzieci.

Wydaje się, że w tym kontekście aktorowi chodzi o to, że tak jak nie kwestionowaliśmy decyzji twórców podczas filmów oryginalnej trylogii w latach 80., tak teraz nie powinniśmy kwestionować różnych decyzji twórców w nowych odsłonach serii.

Skoro byliśmy w stanie przełknąć, że Luke nagle staje się Mistrzem Jedi, to czemu nie możemy kupić tego, że z podobną łatwością Mocą rządzi Rey?

Aktor dostrzega, że jest to także wina gier komputerowych osadzonych w świecie „Gwiezdnych wojen”, które spaczyły rozumienie działania Mocy. Gry, jak to narzędzia, w których można doskonalić swoje umiejętności, opierają się właśnie na zdobywaniu nowych doświadczeń i coraz lepszemu wykorzystywaniu ich w dalszej rozgrywce.

W świecie „Gwiezdnych wojen” nie ma zaś możliwości przejścia na wyższy poziom. Albo jesteś Jedi albo nie. Co to w ogóle oznacza, „być świetnym Jedi”? - zastanawia się aktor.

Aktor ma trochę racji, podkreślając że seria od zawsze była współczesną wersją znanych od lat baśni. Przez to teoretycznie można nazwać je dziełem, które skierowane jest do młodszych odbiorców. Warto jednak przypomnieć, że Luke Skywalker w oryginalnych częściach uczył się posługiwać Mocą. Rey natomiast przychodzi to naturalnie. To jest ten nieoczekiwany element, który zdaje się tak mocno dzielić fanów. Fakt, że dziewczyna niejako „nie zasłużyła” na posiadanie Mocy, bo nie wytrenowała zasad jej działania wystarczająco długo.

Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy - kadr z filmu class="wp-image-332948"

Prinze Jr. tłumaczy ten fenomen w prosty sposób - „to Moc tak chciała. To Moc sprawiła, że tak musiało być”. Wydaje się jednak, że fani nie mają problemu z faktem, że „to Moc sprawiła”, tylko chcieliby, aby bohaterka też przeszła drogę ku zdobyciu Mocy, tak jak Luke. Chcieliby, aby nie dostała jej znienacka i bez (fabularnego) uzasadnienia. Fakt, że uzasadnia się to tym, że we Wszechświecie musi być równowaga ma oczywiście sens, ale nikt szczególnie nie lubi rozwiązań typu „deus ex machina”.

Takie myślenie związane jest zresztą z faktem, że jako ludzie chcemy być panami/paniami swojego losu i mieć wpływ na własne życie. Jeśli oddamy się determinizmowi i podejściu „tak miało być”, tracimy poczucie kontroli nad własnym jestestwem. Utrata kontroli nie jest zaś uznawana jest za dobry i pożądany stan, dlatego tak rośnie w nas niechęć do rozwiązań fabularnych pogłębiających takie podejście na ekranie. 

Freddie Prinze Jr. w swojej tyradzie do rozgoryczonych fanów serii porusza także wiele innych ciekawych kwestii. Przyrównuje na przykład Dartha Maula do postaci Syzyfa.

Gwiezdne wojny: Mroczne Widmo - kadr z filmu class="wp-image-332945"
REKLAMA

Wyjaśnia też, dlaczego po przekabaceniu Anakina Skywalkera przez Imperatora, na świat musiały przyjść bliźniaki. Element niezadowolenia fanów wydał się jednak najciekawszym elementem jego wypowiedzi, zwłaszcza przez burzliwy sposób wysławiania się młodego aktora, dlatego postanowiliśmy poświęcić mu najwięcej czasu. Zachęcamy jednak do zapoznania się z całością nagrania.

„Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie” trafią na ekrany polskich kin 19 grudnia i na pewno staną się przyczynkiem do kolejnych burzliwych dyskusji.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA