Dlaczego warto obejrzeć Han Solo: Gwiezdne wojny - historie? Znamy przynajmniej 5 powodów
Już dzisiaj najnowszy film z cyklu Star Wars trafił na ekrany kin. Jeśli jednak ciągle się wahacie, czy wybrać się na seans Han Solo: Gwiezdne wojny - historie, przygotowałem pięć argumentów za pójściem do kina.
Nie mam żadnego interesu w namawianiu kogokolwiek, by wybrał się do kina na nowe Gwiezdne wojny. Jestem jednak fanem, a widzę, że internauci do drugiego spin-offa sagi Star Wars podchodzą sceptycznie. Ponieważ miałem okazję już ten filmy zobaczyć i wyszedłem z seansu zadowolony, postanowiłem wskazać 5 powodów, dlaczego warto ten film obejrzeć.
1. Han Solo: Gwiezdne wojny - historie to przecież nowe Gwiezdne wojny!
Każda premiera filmu Star Wars to zawsze ogromne wydarzenie dla całej popkultury. Saga urosła w końcu do rangi kultowej. Nawet jeśli kolejny film miałby okazać się słaby, to jeśli widziało się wszystkie poprzednie i czuje się choć trochę magii odległej galaktyki, która porwała świat kilka dekad temu, to po prostu nie można tego filmu opuścić.
Nie ma tutaj mieczy świetlnych i rycerzy Jedi, ale są przemytnicy szmuglujący przyprawę, jest Imperium, są szturmowcy, Sokół Millenium, droidy, turniej sabacca, blastery, skoki w nadprzestrzeń i cała ta charakterystyczna otoczka, za którą kochamy Star Wars. Chociaż ta część jak żadna inna odchodzi od tematyki konfliktu dobra ze złem, to i tak czuć Moc.
Han Solo: Gwiezdne wojny - historie nie przypadnie oczywiście do gustu wszystkim. Nie są to też najlepsze Gwiezdne wojny w historii, ale to po prostu solidny film. Zamiast jednak narzekać, że coś może być złe wyłącznie na podstawie cudzych opinii i własnych przewidywań, lepiej po prostu pójść do kina i wyrobić sobie własne zdanie.
2. Solo to są jednak inne Gwiezdne wojny.
Spin-offy osadzone są w tym samym uniwersum, ale różnią się pod względem tonu, kolorystyki, konstrukcji, prowadzenia narracji i scenografii od epizodów opowiadających o losach rodu Skywalkerów. W przypadku Solo dostaliśmy fajne kino przygodowe z elementami komedii i filmu heist.
W dodatku nie obserwujemy tutaj bohaterów ani bojowników o wolność. Po raz pierwszy możemy przyjrzeć się z bliska, jak pod jarzmem Imperium żyją zwykli ludzie. Jedna z początkowych scen w porcie kosmicznym stała się jedną z moich ulubionych w całej sadze, bo pokazuje te mroczne czasy, o których mówił Obi-Wan.
3. Alden Ehrenreich wypadł naprawdę dobrze.
Przyznaję się bez bicia, że aktor wcielający się w młodego Solo mnie nie kupił. Nawet po pierwszych zwiastunach nie byłem przekonany, czy główna rola została dobrze obsadzona. Na szczęście okazało się, że obawy miałem na wyrost, bo Han w tej interpretacji okazał się wiarygodny.
Ehrenreich nie próbował naśladować Harrisona Forda. Nawet w chwilach, gdy jego bohater był nieporadny, to brak pewności siebie i pewna niezręczność idealnie pasowała do tej postaci. Han w nowym filmie jest w końcu nieopierzonym młodzieńcem, który dopiero uczy się nosić maskę człowieka wyjętego spod prawa.
4. Disney zawarł w filmie mnóstwo easter-eggów.
Ponieważ film miał ledwo co swoją premierę, to nie będę wymieniał wszystkich fajnych nawiązań, na jakie zdecydowali się scenarzyści. Czerpali garściami motywy i nazwy własne z Expanded Universe, a wieloletni fani sagi, by je wszystkie spamiętać, powinni wybrać się na seans z zeszytem.
5. Donald Glover kradnie każdą scenę.
Tak jak Alden Ehrenreich jako Han wypadł dobrze, tak Donald Glover wcielił się w Lando perfekcyjnie. Co prawda nieco mnie razi, że Disney tak niezgrabnie i zakulisowo robi z niego bodaj pierwszego panseksualnego bohatera odległej galaktyki, ale w samym filmie postać została zarysowana wspaniale.
Przed seansem Solo byłem rozczarowany plotkami, jakoby kolejny spin-off miał opowiadać o przygodach młodego Calrissiana. Po obejrzeniu nowego filmu mam ogromną nadzieję, że w tych doniesieniach jest więcej niż ziarno prawdy, a Glover jako Lando jak najszybciej powróci!