Najnudniejszy serial na świecie. 10 powodów, dla których nie powinieneś oglądać Hannibala
Całkiem niedawno na ekrany powrócił wraz z 2 sezonem serial "Hannibal", opowiadający o jednym z najbardziej fascynujących psychopatów, który zabijał i zjadał swoje ofiary. Od 8 marca na platformie Kinoplex.pl możemy śledzić 2 serię losów dr Lectera i Willa Grahama - dwóch czołowych postaci tej produkcji.
Według danych umieszczonych w serwisie Filmweb.pl serial zdobył wysoką notę (średnia ocena wynosi aż 7,9, co znaczy, że "Hannibal" jest bardzo dobry) oraz ogląda go ponad 13 tysięcy osób, a ponad 8 tysięcy chciałoby go zobaczyć. W świetle ostatnich wydarzeń, czyli zapoznania się przeze mnie z "Hannibalem", jego fabułą i postaciami, jestem skonfundowana. Już po pierwszych kilku odcinkach (o ile nie po prostu po pierwszym) wiedziałam jedno - to nie może się udać. Jeżeli zaczynacie przygodę z "Hannibalem" i liczycie na to, że z epizodu na epizod będzie coraz lepiej, prawdopodobnie się rozczarujecie i tak jak ja zmarnujecie kilka godzin swojego życia.
"Hannibal" to chyba najnudniejszy serial, jaki przyszło mi oglądać. Brak w nim treści, interesującej fabuły, ciekawych postaci, jakiejkolwiek ikry, strzępku emocji, które potrafiłby rozbudzić we mnie zainteresowanie produkcją. Całość jawi się jako niedoprawiona, szara breja, którą przełykasz z goryczą. Być może inni przyrównaliby go do wyrafinowanej potrawy, raczącej delikatne podniebienia, ale pamiętajcie, że kawior to nie ludzie, których wszyscy jedzą ze smakiem. "Hannibal" to droga przystawka, którą wypada zjeść, ale smakować będzie tylko nielicznym. Dlaczego lepiej pohamować swój apetyt?
Will Graham i jego wizje
Will Graham jest profilerem, który potrafi stworzyć portret zabójcy, tylko dzięki odwiedzeniu miejsca, w którym popełnił on zbrodnię. W związku ze swoją niestandardową i wyjątkową umiejętnością jest nieco wykorzystywany przez agenta specjalnego, Jacka Crawforda, który nie dba o zdrowie i higienę psychiczną Grahama. Ten ostatni zaś popada w coraz większy obłęd i męczy widza swoimi ustawicznymi halucynacjami, wizjami i koszmarami. Will Graham jest chyba najbardziej irytującą i dobijającą postacią w całej produkcji i nie tylko. Kolejne wizje są wtórne, nudne, zatrzymują tylko powolną, bo posuwającą się w żółwim tempie, akcję. Niestabilność Grahama, jego rozterki i nudne jak flaki z olejem życie wewnętrzne nie fascynują widza, a prowokują do chęci uderzenia go w twarz i potrząśnięcia nim z całej siły. Graham jest niestrawnie angażujący, nudzi wszystkich swoimi problemami i ma rozterki jak panienka na wydaniu.
Sesje Willa Grahama z Hannibalem
Poza wizjami Grahama i jego sennymi marami, to chyba najbardziej nudne i przegadane momenty w serialu. Graham na okrągło rysuje zegar, który świadczy o chorobie jego mózgu, zwierza się ze swoich zaników pamięci, mieli w kółko te same historie i śpiewki o swojej niestabilności oraz przytłaczającej go rzeczywistości. Gdyby nie głos Hannibala, którego gra Mads Mikkelsen, wszystkie fragmenty najchętniej ominęłabym bez mrugnięcia okiem. Właściwie postać tytułowego doktora jest jedynym aspektem tego serialu, który pozwolił mi przetrwać kilkanaście opublikowanych jak dotąd odcinków. Sesje Lectera z jego psychiatrą są zdecydowanie ciekawsze, ponieważ owiane są tajemnicą związaną z "profesją" Hannibala.
Choroba Willa Grahama
Kolejny motyw w całej tej historii, który odrzuca od naszego profilera i wizjonera w jednym. Jedynym ciekawym twistem jest fakt, że Hannibal ukrywa prawdę o zaburzeniach umysłowych Willa. Graham właściwie czego by nie robił - czy prowadzi właśnie wykład, czy jest na miejscu zbrodni, czy próbuje spać, jeść posiłek, czy w końcu ktoś próbuje zajrzeć mu pod czaszkę ma poronione obrazy przed oczami, które wręcz wylewają się z ekranu co 5 minut. Męcząca otoczka, senne koszmary, ciemność i wieczny niepokój działają na mnie usypiająco i nie wzbudzają żadnych emocji. Oglądając ten cały bajzel na kółkach, ma się ochotę krzyknąć, żeby ktoś wreszcie naprawił mózg Grahama albo żeby Will był kolejnym obiadem na ekskluzywnym przyjęciu u dr Lectera.
Naśladowca
Jak dotąd głównym motywem w serialu jest naśladowca, czyli osoba, która dokonywała zbrodni równocześnie z innymi seryjnymi mordercami i podszywała się pod ich taktykę oraz sposoby kreacji zwłok. Według naszego nieustępliwego psa-tropiciela alias Grahama na tyle nieudolnie, że jest on w stanie z całkowitą pewnością stwierdzić, iż te zbrodnie łączy postać jednego psychopaty. Widz oczywiście wie, że tym mordercą jest nie kto inny, jak Hannibal, natomiast naszym bohaterom próba odnalezienia zabójcy spędza sen z powiek. Ten wątek, do którego zmierzały właściwie wszystkie inne wydarzenia byłby ciekawy sam w sobie, ale pod warunkiem, że zostałby uwydatniony choć w połowie pierwszego sezonu. Cała wcześniejsza akcja i wątki poboczne, które się tu ustawicznie rozmywają, wydają się po prostu niepotrzebne. Dobudowane do motywu naśladowcy na siłę, aby go jakoś wytłumaczyć i wrzucić w kontekst. Przez 12 odcinków pierwszego sezonu nie dzieje się nic ciekawego, finał sezonu, w którym to Will Graham zostaje uznany za naśladowcę, trochę przyspiesza, by w 2 serii "Hannibal" znowu był prze-intelektualizowany, prze-gadany, prze-wyrafinowany, jak wszystkie zbrodnie...
Wyrafinowane morderstwa
Oglądając serial, ma się wrażenie, że co druga osoba na Ziemi jest seryjnym mordercą, który pragnie z naszej skóry zrobić sobie makatkę na ścianę pomalowaną naszymi wymiocinami i krwią. Wiem, że chodzi o zbudowanie atmosfery i o kreację całej produkcji, wszak bez morderstw w ogóle by nie powstała (może byłoby lepiej, zaoszczędziłabym kilka godzin życia), ale litości - zachowajmy choć trochę umiaru. O wiele ciekawsze i bardziej realne byłoby polowanie na jednego mordercę, pod którego podszywałby się Hannibal, a tak w trakcie kilkunastu odcinków mieliśmy już wszystko - psychola z rakiem mózgu, który chce mieć Anioła Stróża, ojca-kanibala, kogoś, kto hoduje grzyby, dziewczynę, która nie widzi twarzy, muzyka, który zabija ludzi, aby z ich jelit robić struny, mężczyznę, który wierzy, że jest ściganym psychopatą, mimo że sam już siedzi za kratkami... Zaczynam dziwnie patrzeć na własnych sąsiadów.
Relacja Jack Crawford - Will Graham
Jack Crawford zyskuje miano naczelnego buca programu. Poglądy zmienia jak chorągiewka - raz wierzy Grahamowi, raz Hannibalowi, co chwilę kogoś oskarża i wiecznie ma nadętą minę. Jego relacja z Grahamem jest męcząca i przypomina sinusoidę. W jednej chwili Crawford jest gotowy poświęcić wszystko dla Willa, w drugiej ładuje w niego pocisk.
Wątek choroby żony Crawforda
Po co w ogóle ktoś poruszał ten temat? Dlaczego żona Crawforda miała swoje 5 minut w serialu? Tego chyba nie wiedzą nawet scenarzysta i reżyser. Jedyne wytłumaczenie, jakie znajduję związane jest z postacią seryjnego zabójcy, który podobnie jak żona Jacka, miał raka. Wątek zupełnie niepotrzebny, urwany, w którymś momencie i wtłoczony na siłę.
dr Alana Bloom
Tak bezbarwnej i nudnej postaci nie widziałam już dawno. Dr Alana Bloom jest zaprzeczeniem wszystkiego, co mężczyznę mogłoby pociągać w kobiecie. Prawie zawsze ma taki sam wyraz twarzy, jest do bólu zasadnicza, jej poczucie humoru (jak właściwie praktycznie wszystkich postaci) jest zerowe. Założę się, że cierpi na ciągłe bóle mięśni karku i twarzy - pewnie nawet podczas snu jest okropnie spięta. Kolejna nudna postać do kolekcji, która w ogóle nas nie interesuje, a tylko od czasu do czasu daje o sobie znać.
Wątek miłosny
Still better love story than Twilight...? NO! Wątek miłosny, który rozgrywa się (choć może to za duże słowo) w serialu jest chyba najmniej emocjonującym, podniecającym, jaki widziałam w swoim życiu. Mam wrażenie, że oglądanie programu przyrodniczego, w którym prezentowano by okres godowy goryli, byłoby ciekawszym doświadczeniem i doszukałabym się tam więcej napięcia seksualnego niż w przypadku Grahama i Bloom. Mogli to sobie z czystym sumieniem darować, bo całość wypada po prostu żałośnie.
Freddie Lounds
Postać równie przypadkowa jak żona Jacka Crawforda. Ma się wrażenie, że Lounds pojawia się wtedy, kiedy twórcy serialu nie wiedzieli jaką postać akurat wepchnąć do danej sceny. Dziennikarka zjawia się raz by trochę namieszać, potem, żeby zmusić córkę kanibala do napisania książki czy aby opublikować niepotrzebnie jakiś artykuł. Raz współpracuje z Crawfordem, raz jest przeciwko niemu. Nie znajduję pomysłu na rolę tej bohaterki serialu, wydaje mi się niepotrzebna, nieciekawa i pozbawiona głębi. Ale może to i dobrze, bo jeśli ktoś poza Grahamem miałby męczyć mnie swoimi wizjami, sama podałabym się wśród marchwi na stół Hannibala.