REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Happy End to recykling wszystkich filmów, które nakręcił Michael Haneke

Najnowszy film mistrza ostrej krytyki społecznej, Michaela Haneke, jest słodko-gorzkim epitafium o rozpadającej się moralnie burżuazji zachodniej Europy. I nie przypadkiem Happy End rozgrywa się we francuskim Calais…

16.03.2018
9:22
happy end recenzja
REKLAMA
REKLAMA

"Happy End" rozpoczyna się od wideo, który na komórce kręci prawie 13-letnia bohaterka filmu, Eve. Przyczajona w kącie korytarza dziewczynka przygląda się swojej matce, która korzysta z toalety przed snem. W komentarzach pod filmowanym materiałem dziewczynka opisuje wszystkie czynności jakie wykonuje podczas mycia jej matka. Ci, którzy znają filmografię Hanekego, odnajdą w tej scenie znany motyw z jego twórczości, w którym reżyser eksploatuje naszą niezdrową pasję do podglądactwa. Później oglądamy inne "dzieło" nastolatki, którego bohaterem jest tym razem jej chomik.

Dziewczynka, z czystej ciekawości postanowiła naszprycować go środkami na depresję, po czym beznamiętnie przygląda się temu, jak zwierzę zdycha. Analogiczną operację wykonała następnie na… swojej własnej matce.

Stanowi to punkt wyjścia dla reszty opowieści. Dziewczynka trafia bowiem pod opiekę jej ojca, który urządził sobie życie z inną kobietą. Wspólnie mieszkają pod jednym dachem z jego rodziną. Poznajemy w ten sposób kolejnych bohaterów teatru życia Hanekego. Będzie to opowieść tyleż samo smutna, co na swój sposób… zabawna. Choć humor to wisielczy.

Haneke z typową dla siebie swadą, dość uszczypliwie, opowiada o upadku zachodniej burżuazji. O zaniku relacji międzyludzkich, nawet w obrębie rodziny.

Miesza ze sobą motywy rodem z czarnej komedii, dramatów psychologicznych, traktatu społecznego i farsy.

Wspomniana wcześniej nastolatka nie potrafi komunikować się ze światem, najpewniej czuje się w świecie online, gdzie jest o wiele bardziej wylewna niż w świecie realnym. Swoją matkę truje trochę z ciekawości, trochę z chęci zwrócenia uwagi na siebie, trochę z niechęci do niej. Nie ma w niej jednak większej refleksji nad życiem.

Jej ojciec, Thomas, pozornie kochająca głowa rodziny, pomimo nowej żony u boku i nowo narodzonego dziecka, romansuje z inną kobiet przez internet. Grana przez Isabelle Huppert ciotka Evy, Anne, to kobieta pozbawiona uczuć, bardziej dbająca o własną firmę i wizerunek niż o syna, który z kolei nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Jest też senior rodu, znany z poprzedniego filmu "Miłość". Georges po śmierci żony żyje samotnie przykuty do wózka i próbuje znaleźć sposób na to, by ukrócić swój los i oddać się w objęcia śmierci. A w tle fala imigrantów, którzy przewijają się co jakiś czas na ulicy, bądź zatrudnieni są jako służba w domu rodziny Laurent.

W ten oto sposób Haneke obrazuje przed nami małą wielką apokalipsę.

Happy End 1

Niestety, powtarza się w tym, poddając recyklingowi właściwie wszystkie swoje poprzednie filmy i motywy. Jak dotąd Haneke, którego uważam za jednego z największych mistrzów kina, zawsze prezentował jakieś świeże podejście, nową obserwację, ciekawy pomysł. "Happy End" jednak jest swoistym the best of Haneke i przez to nadaje się bardziej dla widza nieznającego jego filmografii niż fana, który zachwycony takimi produkcjami jak "Funny Games", "Ukryte" czy "Biała wstążka" czeka na jego nową produkcję.

Tym razem wszelkie parabole nie są już aż tak nośne, pomysłowe, interesujące. Wideo kręcone przez Eve przywodzą na myśl "Benny’s Video", jeden z pierwszych filmów mistrza. Wątek romansu Thomasa przypomina trochę wtręt z "Pianistki". Z kolei zagadnienia na tle rasowym i problemy z komunikacją wzięte są rodem z "Kodu nieznanego".

No i postać Georgesa to kontynuacja wątku z "Miłości", co poniekąd sprawia, że "Happy End" można traktować jako sequel (pierwszy w karierze reżysera) poprzedniego, nagrodzonego Oscarem filmu.

happy end film
REKLAMA

Oczywiście, nadal całość trzyma w napięciu, głównie dzięki znakomitym zdjęciom i długim kadrom, które same w sobie opowiadają historie i pomimo pozornego bezruchu genialnie obrazują dynamikę.

Mimo wszystko czegoś mi tu jednak zabrakło. Pomysłu, ciekawszej formy, nowego tematu. "Happy End" jest jednak idealnym filmem dla kogoś, kto dopiero chce rozpocząć swoją filmową przygodę z kinem Hanekego. Gwarantuję, że dalej będzie tylko lepiej.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA