HBO będzie robić jeszcze więcej seriali. Mam nadzieję, że nie odbije się to na ich jakości
HBO niedawno mogło świętować kolejny sukces za sprawą rekordowej liczby nominacji do nagród Emmy. I choć duża w tym zasługa głośnego powrotu „Gry o tron”, to wiele wskazuje na to, że jest życie po adaptacji prozy George'a R.R. Martina. Dlatego w 2020 roku widzów czeka jeszcze więcej produkcji spod znaku HBO.
W połowie 2019 roku nikt nie może mieć wątpliwości, że ostatnie miesiące to niezwykle ciekawy i żywy okres w świecie seriali. Do telewizji z ostatnim sezonem powróciła „Gra o tron”, Netflix przygotował nowe sezony takich hitów jak „Dark”, „Dom z papieru” i przede wszystkim „Stranger Things”, a na horyzoncie jest jeszcze więcej produkcji dzięki znacznie poszerzonej ofercie od nadchodzących serwisów VOD. Nie wszystko wymienione próby kończyły się oczywiście sukcesem. Bo przecież oprócz spektakularnych sukcesów w postaci „Czarnobyla” w tym roku nie zabrakło też głośnych produkcji, które znacznie trudniej ocenić (czego najlepszym przykładem jest 3. sezon „Domu z papieru”).
Wydaje się, że najlepiej z tego burzliwego okresu wyszło HBO i to mimo olbrzymiego wyzwania, jakie czekało stację w 2019 roku. To właśnie na te dwanaście miesięcy zapowiedziano rewolucję w jej ofercie programowej. Jeszcze w listopadzie szef HBO podkreślał, że będą musieli się upodobnić do Netfliksa. Te słowa przeraziły część widzów, bo oznaczały znaczne zwiększenie liczby seriali ze 100 do 150 godzin nowości. Zakończyło się to jednak w dużej mierze sukcesem i dlatego w przyszłym roku produkcji od twórców „Westworld” i „Euforii” będzie jeszcze więcej.
W 2020 roku fani HBO będą mogli obejrzeć o 10 proc. więcej treści. Oznacza to nowości trwające między 160 a 165 godzinami.
Wieści na ten temat w rozmowie z portalem Deadline ujawnił jeden z szefów HBO, Casey Bloys. Odniósł się przy tej okazji do kwestii zapowiedzianego na przyszły rok serwisu VOD od WarnerMedia o nazwie HBO Max. Według jego słów szefom stacji pochlebiło, że usługa została nazwana właśnie w taki sposób, co jest potwierdzeniem tego, jak bardzo skrót Home Box Office kojarzy się klientom na całym świecie z jakością. Dołączenie produkcji od HBO do serwisu nie będzie zresztą (przynajmniej według zapowiedzi Bloysa) mieć żadnego wpływu na ofertę programową stacji. Pozostanie ona wciąż linearna i nastawiona na wysoki poziom fabularnych i dokumentalnych produkcji.
Czy widzowie mogą faktycznie ufać tym słowom? Wydaje się, że tak, ale z pewnością nie bezrefleksyjnie. Nie ulega wątpliwości, że więcej seriali na HBO to strategia, która ma stanowić odpowiedź na wyzwanie rzucone przez konkurencję. Do tej pory pomimo narodzin globalnego rynku VOD, ta stacja wciąż miała opinię dominatora. Przynajmniej w oczach krytyków i widzów ceniących sobie wysoką jakość.
Wystarczy spojrzeć na średnią ocen seriali HBO, żeby zobaczyć nie tylko dużą liczbę hitów, ale też prawie żadnych wpadek.
Nie oznacza to oczywiście, że firma nie odnotowała w ostatnich latach żadnych problemów, zarówno na gruncie artystycznym, jak i wizerunkowym. Dość powiedzieć, że 8. sezon „Gry o tron” zawiódł ogromną liczbę fanów, a lekceważące reakcje twórców na niezadowolenie fandomu z pewnością nie poprawiły sytuacji. Stacji oberwało się też ostatnio za sposób, w jaki potraktowała twórczynię 2. sezonu „Wielkich kłamstewek”, która została odsunięta od stołu montażowego wbrew wcześniejszym ustaleniom. Nie zmienia to jednak jednego prostego faktu. Ludzie bardzo cenią sobie seriale HBO. Nawet jeśli jakiś sezon jest słabszy, to i tak pierwotny koncept zostaje doceniony. A oceny niemal nigdy nie spadają poniżej średniej 5-6/10. Wręcz przeciwnie - lista najlepiej ocenianych seriali wszech czasów została zdominowana przez dzieła firmy.
Świat nie stoi jednak w miejscu. HBO musi w jakiś sposób odpowiedzieć na huragan nowych seriali spod znaku Disney+, Netfliksa, Apple TV+ czy Amazon Prime. Oczywiście istnieje obawa, że ilość zastąpi jakość. Nie wspominając o tym, że pogoń za nowościami prowadzi również do niezdrowych praktyk, o które ostatnio oskarża się przede wszystkim Netfliksa. Chodzi oczywiście o przedwczesne kasowanie seriali, czego ofiarą właśnie padły „Designated Survivor” oraz „Tuca i Bertie”.
Wydaje się jednak, że w kontekście HBO widzowie mogą spać spokojnym snem. Przejście od 100 do 150 godzin treści wyprodukowanych w ciągu roku przyniosło widzom takie perełki jak „Czarnobyl” czy „Los Espookys” i nie spowodowało nagłego spadku jakości. Podniesie liczby nowości o dodatkowe 10 proc. nie doprowadzi więc raczej do katastrofy.
- Czytaj także: HBO przygotuje więcej seriali w 2020 roku, ale konkurencja jest jeszcze szybsza. Netflix właśnie zapowiedział, że w sierpniu dostarczy swoim subskrybentom ponad 100 nowych produkcji.