REKLAMA

„Od strzelanek wolę prawdziwe, szczere ludzkie historie” – rozmawiamy z Hildur Guðnadóttir, autorką muzyki do filmu „Joker”

Za muzykę do serialu „Czarnobyl” zdobyła nagrodę Emmy. Jej nazwisko jest coraz bardziej rozpoznawalne, nie tylko wśród fanów filmów i seriali. Hildur Guðnadóttir znalazła swoje miejsce w zdominowanym przez mężczyzn środowisku muzyki filmowej. 

joker hildur Guðnadóttir
REKLAMA
REKLAMA

Hildur Guðnadóttir zachwyciła świat muzyką do filmu „Joker”. Sugestywna i bardzo mocna ścieżka dźwiękowa idealnie uzupełniła najnowsze dzieło Todda Philipsa. Artystka wystąpiła niedawno na krakowskim festiwalu Unsound. Zaprezentowała tam na żywo muzykę z serialu „Czarnobyl”. Przy okazji wizyty zapytałam ją o pracę nad ostatnimi projektami oraz o jej miejsce w branży filmowej.

Hildur Guðnadóttir – wywiad dla Rozrywka.Blog:

Anna Nicz: Pracowałaś jednocześnie nad dwoma bardzo różnymi projektami – muzyką do serialu „Czarnobyl” i do filmu „Joker”. Jak udało ci się połączyć tak odmienne zadania?

Hildur Guðnadóttir: Było to czasem bardzo wymagające, chciałam odseparować te projekty jak tylko możliwe, bo tematy były zupełnie różne. Ale czasem musiałam przeskakiwać z jednego zadania do drugiego, by dostarczyć muzykę tego samego dnia. To była trudna układanka.

Jak wyglądały przygotowania przed rozpoczęciem prac nad muzyką do „Czarnobyla”? Bazuje ona na dźwiękach, które zarejestrowaliście w elektrowni atomowej w Ignalinie, miejscu, w którym kręcono serial.

Od początku było dla mnie bardzo ważne, by moja muzyka odwoływała się do rzeczywistych dźwięków w konkretnej przestrzeni, która ma swoje miejsce w historii. Chciałam zarejestrować dźwięki w tej samej elektrowni, w której kręcony był serial. Wnętrze elektrowni i znajdujące się tam przedmioty stanowiły instrumenty muzyczne. Oczywiście przed przyjazdem znałam czarnobylską historię. Praca na miejscu, w Ignalinie polegała w dużej mierze na zrozumieniu, jak ta przestrzeń brzmi, jakie to uczucie być w takiej przestrzeni.

Sam proces nagrywania w Ignalinie sprawiał trudności?

Tak, otrzymanie odpowiednich pozwoleń na wniesienie sprzętu nagrywającego było trochę trudne. Przepisy dotyczące bezpieczeństwa są bardzo zaostrzone, mówią dokładnie, co możesz zabrać, czego nie możesz wynieść, jeśli okaże się za bardzo skażone. Na miejscu musi towarzyszyć ci osoba, która przez cały czas mierzy poziom promieniowania.

Która część prac nad muzyką do „Czarnobyla” była dla ciebie największym wyzwaniem?

Najtrudniejszej było właściwe uchwycenie tego dźwięku, atmosfery. Połączenie emocjonalnej części historii, którą wszyscy znamy, z tą konkretną historią przedstawioną w scenariuszu. Odnalezienie równowagi pomiędzy właściwą dawką emocji i odpowiednią ilością hałasu. Uzyskanie tej proporcji zajęło mi chwilę.

hildur gudnadottir class="wp-image-341630"
Fot.: Antje Taiga Jandrig

Zdaje się, że nie jesteś wielką fanką komiksów o Jokerze. Co zatem Todd Phillips powiedział ci o swoim projekcie, zapraszając cię do współpracy?

Tak, zgadza się, nie znam komiksów. Todd zadzwonił do mnie i opowiedział o filmie, pokazał scenariusz, opowiedział mniej więcej o czym ma być. Nie powiedział dokładnie, jaki to ma być film, chciał, żebym najpierw przeczytała scenariusz. Od razu spodobał mi się sposób, w jaki Todd opowiadał tę historię. Oczywiście Joker jest postacią znaną mi i ludziom z mojego pokolenia, ale głównie z filmów.

Zrozumiałam od razu pomysł Philipsa na przedstawienie tej historii bohatera. To nie jest opowiadanie w sposób sensacyjny, pełen akcji, bardziej ze zwykłej ludzkiej perspektywy. Wydało mi się to bardzo interesujące. Zwłaszcza dziś, gdy większość filmów o superbohaterach bazuje na akcji – nie czuję się związana z takim sposobem robienia filmów. Od strzelanek wolę prawdziwe, szczere ludzkie historie.

Philips poprosił mnie o napisanie muzyki opartej na odczuciu, które wywołała we mnie lektura scenariusza. Spodobała mu się moja muzyka, zaczęła towarzyszyć mu już w trakcie robienia filmu. Wiele scen powstało jako bezpośrednia odpowiedź na muzykę, jak na przykład scena w łazience. Joaquin Phoenix tańczy tam właśnie do stworzonej przeze mnie muzyki. To była cudowna współpraca wszystkich elementów, które powstawały jednocześnie, nie zaś wynikały jedna z drugiej.

W branży filmowej nie ma zbyt wielu kompozytorek muzyki. Czujesz się już częścią tego środowiska?

REKLAMA

Właściwie nigdy nie uważałam się za kompozytorkę filmową. To zawsze była po prosu jedna z moich aktywności. Uważam się oczywiście za autorkę muzyki, kompozytorkę. Nie skupiałam się konkretnie na filmie, nie myślałam o tym, że muszę czuć się częścią tej społeczności. Może stałam trochę z boku, tworząc muzykę filmową od prawie 20 lat. Ale w ostatnich latach robię coraz więcej, projekty są coraz większe i nagle stałam się częścią tego środowiska. I właściwie jest to bardzo fajne, wcześniej nie wiedziałam czego się spodziewać, bałam się, że ludzie walczą o projekty, nie są zbyt wspierający i mili dla siebie. Ale teraz, gdy bywam więcej w Los Angeles, zaczynam poznawać więcej ludzi i widzę, że to jednak bardzo wspierająca, cudowna grupa.
Jest w niej duża świadomość tego, że bardzo brakuje kobiet kompozytorek. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego tak jest. Nie ma żadnego powodu, dla którego kobiety nie powinny się tym zajmować. Na szczęście ludzie są coraz bardziej świadomi w tej kwestii.

Ten brak wynika z tego, że po prostu zawsze tak było. To kulturowe uwarunkowania, tak jak na przykład taksówkarz był zawodem dla mężczyzn, tak i kompozytor był zawodem zarezerwowanym dla facetów. Im więcej kobiet ma szansę zaistnieć w większych projektach, tym bardziej rośnie świadomość tego, że kobiet w tej branży mocno brakuje. Na szczęście środowisko mocno wspiera kobiety, dlatego mam nadzieję, że z czasem sytuacja się zmieni.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA