REKLAMA

Horrory, których nie znacie #1. „Czarne święta” to film, bez którego nie byłoby serii „Halloween”

Wszystko ma swój początek. W tym także jedna z najbardziej kultowych serii horrorów w historii, której źródeł należy szukać przede wszystkim w stosunkowo mało znanym filmie „Czarne święta”.

black christmas 1974 horror
REKLAMA
REKLAMA

„Czarne święta” to jeden z tych filmów, które zwyczajnie w świecie miały pecha i nie trafiły w swój czas. Nie ten moment, nie ci odbiorcy, co trzeba. Ciekawe, czy gdyby ów horror miał premierę 4-5 lat później, to obrósłby równie wielkim kultem i popularnością, co jego duchowy następca, czyli „Halloween”. Ale nie ma co gdybać. „Czarne święta” miały swoją premierę 11 października 1974 roku, z budżetem wynoszącym trochę ponad 600 tys. dol. Film okazał się sukcesem finansowym o tyle, że zdołał zarobić 4 mln dol. z kinowej dystrybucji, aczkolwiek jest to nawet jak na lata 70. dość skromna kwota, wskazująca na wąskie grono odbiorców.

Fabuła rozgrywa się głównie w żeńskim akademiku, do którego zakrada się tajemniczy mężczyzna, szepcący pod nosem bełkotliwe zdania.

Co ciekawe, twórcy postanowili pokazać jego wejście, wykorzystując ujęcia z perspektywy pierwszej osoby. Także późniejsze sceny z nim w roli głównej ukazane zostały z perspektywy pierwszej osoby (ten formalny motyw wykorzystał też lata później John Carpenter w „Halloween”). W tym samym czasie dziewczyny na dole urządziły sobie niewielką imprezę świąteczną. W pewnym momencie odbierają telefon, a w słuchawce słyszą obsceniczny głos szaleńca, który mówi do nich wiązanki obleśnych tekstów. Niedługo później jedna ze studentek, Claire, wraca do swojego pokoju, gdzie tajemniczy „włamywacz” dusi ją za pomocą folii i ukrywa jej ciało na strychu.

Przez całą resztę filmu bohaterowie szukają dziewczyny. Nie zdając sobie sprawy z tego, że znajduje się ona praktycznie tuż pod ich nosem.

Claire nie będzie jedyną ofiarą włamywacza-mordercy, ale też nie tylko o same trupy w „Czarnych świętach” chodzi.

Tym, co wpływa dodatnio na zaangażowanie widza w tę opowieść, jest obserwowanie śledztwa ludzi poszukujących Claire i swoista zabawa w kotka i myszkę z niedającym się łatwo namierzyć mordercą. A fakt, że on sam także ukrywa się na strychu, a więc przez cały film znajduje się w tym samym budynku, co jego ofiary i ludzie go szukający, nadaje fabule dodatkowego smaczku.

Jest też coś fascynującego i odświeżającego w samej konstrukcji fabularnej filmu „Czarne święta”. To produkcja, która w swoich czasach próbowała czegoś nowego, mierzyła się z trochę innym podejściem do horrorów. Klasyczne tropy z filmów grozy połączyła z thrillerem i wątkiem kryminalnym. Do tego akcja rozgrywająca się podczas Świąt Bożego Narodzenia też nie była wówczas (i do dziś nie jest) typowym tłem dla strasznego filmu.

czarne swieta horror 1974

Z tego wszystkiego na dodatek wykluło się także pewne novum – „Czarne święta” uznawane są bowiem także za pierwszy nowoczesny slasher, czyli film, w którym tajemniczy zabójca poluje i zabija po kolei ludzi.

Jak wspominałem wcześniej, rok 1974 był ewidentnie zbyt wczesnym momentem, by łączyć w ten sposób fantazje seksualne związane z młodymi dziewczynami oraz przemocą. Ten motyw w pełni wybrzmiał zresztą w „Halloween”, który miał swoją premierę cztery lata później i sprawił, że slashery stały się jednym z najpopularniejszych podgatunków filmowych XX wieku.

Kolejne horrory korzystały zresztą nie tylko z motywu zabójcy polującego na młodych ludzi, ale i z tego, że zabójca z „Black Christmas” wykonywał swoje niepokojące telefony po tym, jak kogoś zamordował. Mamy tu więc połączenie pewnej wykonywanej czynności, która jest powiązana z rytuałem mordu.

czarne swieta film horror 1974

W przyszłości zobaczymy ewolucję tego pomysłu do m.in. filmu, po którego obejrzeniu jego widz zostaje zabity („Krąg”), czy wiadomości głosowe na telefon, w których odbiorca dostaje informacje o szczegółach swojej śmierci („Nieodebrane połączenie”).

W „Czarnych świętach” fascynuje to, że ze względu na przecieranie szlaków w motywach slasherowych, udaje mu się zgrabnie łączyć je z umiejętnym budowaniem napięcia, a nawet do pewnego stopnia stanowić trochę pokrętną metaforę antyaborcyjną.

Wyraźnie wybrzmiewają też w tym filmie wątki szowinizmu mężczyzn względem kobiet. Filmowe dziewczyny nie tylko żyją w strachu przed dzwoniącym do nich zboczeńcem, a także czyhającym na ich życie psychopatą, ale też muszą zmagać się z innymi mężczyznami w ich życiu, którzy roszczą sobie prawa do kontroli, chociażby mentalnej, nad nimi. Oczywiście te wątki absolutnie nie przysłaniają głównej akcji filmu – są zręcznie rozpisane i wplecione w opowieść, bez potrzeby sięgania po łopatologiczne frazesy i puste sekwencje. „Czarne święta” to horror wierzący w inteligencję widza – dzisiejsze Hollywood mogłoby się od niego wiele uczyć pod tym względem.

Jakby tego jeszcze było mało, „Czarne święta” to slasher, który przez cały seans nie ujawnia nam tego, jak wygląda i kim jest główny antagonista.

czarne swieta 1974 killer

Nawet, gdy możemy się domyślać tego, kto nim jest, film nie mówi nam tego wprost i zostawia z tą tajemnicą już na zawsze. A to już bardzo rzadkie w horrorach w ogóle. Sprawia to, że morderca staje się symbolem, krwawy welon tajemnicy dodaje mu tylko złowieszczego charakteru. Oczywiście późniejsze horrory młodzieżowe wybrały już bardziej dosłowną modyfikację tego motywu – przedstawiając nam całą galerię dziś już kultowych zabójców, takich jak Michael Myers z serii „Halloween”, Freddie Kruger z „Koszmaru z ulicy Wiązów” czy Jason z „Piątku trzynastego”.

Z „Czarnych świąt” została jedynie utajona bądź niedosłowna tożsamość antagonistów, natomiast rozwijająca się kultura obrazkowa zaczęła wymagać od filmowców tego, by pokazywali wygląd mordercy. I zapewne w tym należy doszukiwać się fenomenu późniejszych slasherów – masowy widz nie lubi zbyt wiele tajemnicy, potrzebuje więcej dosłowności.

Tym niemniej, nikt nie zabierze „Czarnym świętom” ich zasłużonego miejsca w historii horrorów, jak i ich wpływu na współczesne straszaki, od „Halloween” po „Piłę” czy „Obecność”.

Zresztą, wpływ tego filmu na cały gatunek nie został zapomniany. W grudniu 2019 roku świat ujrzy współczesny remake filmu „Czarne święta”, tym razem z wyraźnie podkreślonym wątkiem feministycznym.

REKLAMA

Ale kto wie, może twórcy znaleźli na ten film jakiś naprawdę świeży pomysł i ów remake okaże się udany. Nie będzie on pierwszym – w 2006 roku Hollywood próbowało stworzyć nową wersję „Black Christmas”, ale niestety film okazał się zwyczajnie kiepski.

W najgorszym wypadku zostaje nam po prostu seans pierwszej wersji „Czarnych świąt”, która wcale się tak strasznie nie zestarzała i spokojnie można postawić ją u boku „Egzorcysty, „Omenu” czy „Nie oglądaj się teraz”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA