REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

„Irlandczyk” Martina Scorsese będzie trwał 3,5 godziny. Chyba podziękuję za seans w kinie i obejrzę go na Netfliksie

Szykuje się naprawdę smakowita filmowa uczta. „Irlandczyk” w reżyserii Martina Scorsese ma trwać aż 210 minut, czyli 3,5 godziny. Zastanawiam się tylko, kto będzie miał czas, by tyle wysiedzieć w kinie.

29.08.2019
16:45
irlandczyk netflix film
REKLAMA
REKLAMA

Na wstępie zaznaczę, że jestem absolutnym fanem Martina Scorsese. Uważam go za najlepszego żyjącego reżysera i jednego z najlepszych twórców filmowych w historii kina. Jego filmy pochłaniam w ilościach hurtowych. Jest on też, moim zdaniem, jednym z nielicznych reżyserów, którzy potrafią zrobić fascynujący, wciągający i wirtuozerski film trwający ponad 3 godziny. A to już wyższy poziom wtajemniczenia.

Naprawdę mało kto jest w stanie przez 180 minut utrzymać tempo, dramaturgię i uwagę widza, bez uczucia dłużyzn, niepotrzebnych scen, spowolnień czy wtrącającej się w seans zwyczajnej nudy. Obok Scorsese chyba tylko Akira Kurosawa i może Ingmar Bergman, potrafili zrobić film trwający nawet i ponad 200 minut, który można było pochłaniać jednym tchem.

Mimo wszystko, jako fan i pasjonat X muzy, uważam, że ponad 150 minutowy seans to za dużo.

Dlatego też z dystansem przyjąłem informację, że film „Irlandczyk” Martina Scorsese będzie trwał aż 3,5 godziny.

Sprawiło to, że informacja o tym, iż będzie też dystrybuowany w kinach, początkowo odebrana przeze mnie z radością, nagle straciła swój czar. Nadal z chęcią ten film obejrzę i pewnie te 210 minut minie mi bardzo szybko. Ale raczej nie w kinie. 3,5 godzinny seans (wraz z reklamami będzie to właściwie 4 godziny) to jednak zbyt wymagająca obietnica, bym był w stanie jej sprostać.

irlandczyk netflix robert de niro

Pewnie więc trochę niechcący (a może chcący?) Martin Scorsese pokazał branży wyższość streamingu nad wyprawą do kina. Sam jestem zwolennikiem doświadczenia kinowego, wizyta w sali kinowej to wyjątkowe przeżycie. Ten moment, gdy gasną światła, ludzie (w idealnym świecie) cichną i nagle przenosimy się do zupełnie innego świata. Zawsze będę uważał, że to coś niezwykłego w naszych zwyczajnych życiach.

W kinie też, siłą rzeczy, jesteśmy w stanie o wiele lepiej się skupić na opowiadanej historii, ogromny ekran i potężny otaczający nas dźwięk (czuję się jakbym parafrazował tekst ze spotu promocyjnego kina) sprawiają, że immersja ze światem przedstawionym jest o wiele większa, niż gdybyśmy oglądali dany film w salonie na telewizorze albo smartfonie w autobusie. No, ale gdy mówimy o wyprawie na film, który trwać będzie blisko 4 godziny sytuacja się trochę komplikuje i nie jest już taka oczywista.

Zanim bowiem zbierzemy rodzinę, znajomych czy samych siebie, by udać się do jakiegoś kina, to nawet zakładając, że znajduje się ono względnie niedaleko naszego miejsca zamieszkania, taka wyprawa zawsze trochę trwa. Seans, wraz z przyjazdem, powrotem i jakąś rozmową ze znajomymi po obejrzeniu filmu, jest w stanie zająć nam właściwie pół dnia. 6-7 godzin (w najlepszym przypadku) poświęcone na jeden film.

Zastanawiam się, ilu ludzi wybierze taką opcję, wiedząc, że „Irlandczyk” będzie też dostępny w Netfliksie.

Tym samym Scorsese dostarczył solidnych argumentów, by odstawić chodzenie do kina na rzecz oglądania filmów w streamingu. Przynajmniej pośród widowni, która dopiero uczy się oglądania filmów i spożywania tworów popkultury.

Sam czas trwania „Irlandczyka” też, mimo wszystko, jest średnio zachęcający, nawet dla wyrobionego kinomana. Optymalna długość filmu to moim zdaniem 90 minut, co też powtarzam przy każdej nadarzającej się okazji. Jest to wystarczający czas, by opowiedzieć większość historii, rozwinąć wątki, suspens, przeprowadzić widza przez wstęp, rozwinięcie i zakończenie. A przy tym utrzymywać jego uwagę w ryzach. Wszystko powyżej 90 minut moim zdaniem graniczy z ryzykiem utraty uwagi i cierpliwości widza. Im dalej od tej cyfry, tym gorzej.

irlandczyk film netflix

Wystarczy wziąć pod uwagę tak pozornie trywialne zagadnienia, jak oczekiwanie, że przeciętny człowiek wysiedzi, praktycznie bez ruchu, w kinowym fotelu 4 godziny. Wyjścia do toalet w czasie seansu będą na „Irlandczyku” na porządku dziennym. Ludzie mogą przegapić przez to istotne wątki czy sceny.

A co jeśli, zakładając czarny scenariusz, film okaże się nudny? Albo ugrzęźnie scenariuszowo gdzieś w połowie seansu?

REKLAMA

Czy widzowie wysiedzą kolejne 100 minut? Oczywiście na razie to wróżenie z fusów, osobiście liczę na to, że „Irlandczyk” będzie jednym z najlepszych filmów roku. Ale w tym przypadku bez zastanowienia wybieram możliwość obejrzenia go sobie - z przerwami albo we fragmentach - na Netfliksie. Tam mogę zatrzymać obraz w dowolnym momencie i zacząć oglądać tam, gdzie skończyłem. Mogę zrobić pauzę na wyjście do toalety albo wyskoczenie do kuchni, gdy zrobię się głodny po 3 godzinach oglądania.

Wolałbym to zobaczyć w kinie, bo w warunkach domowych nie wsiąknę w tę historię tak, jak na dużej sali. W przypadku każdego innego filmu trwającego do 120 minut nawet bym się nie zastanawiał - gdybym miał wybór wybrałbym kino. Ale w zaistniałej sytuacji raczej nie skorzystam z tej opcji, co oznajmiam z kinomańskim bólem serca. Liczę tylko, że czas trwania „Irlandczyka” jest w pełni uzasadniony, i że nie jest to przypadek twórcy, który skorzystał z dobrodziejstw streamingu po to, by się mniej napracować przy montażu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA