Netflix skasował Iron Fista, ale to powinien być początek czyszczenia biblioteki serwisu
Netflix podjął jedyną słuszną decyzję i skasował Iron Fista. To jednak nie jedyny serial, który odstaje jakością od poziomu wymaganego od największej platformy VoD. W kolejce do skasowania jest jeszcze kilka produkcji.
Iron Fist nie zdołał wybić się ponad przeciętność w swoim drugim sezonie. Netflix podjął próbę uratowania postaci, ale okazało się, że widzowie nie wykazali wielkiego zainteresowania. Mało kto cierpi po skasowaniu Iron Fista (są wręcz tacy, którzy uważają, że wyjdzie to bohaterowi na zdrowie), choć część fanów zorganizowała petycję namawiającą szefów platformy do zmiany zdania.
Takie petycje były już w przeszłości składane, ale raczej nie przynosiły skutku (wyjątkiem jest Sense8). Netflix skasował już niejeden oryginalny serial. Większość z tych decyzji to były słuszne wybory. Produkcje takie jak Lady Dynamite czy Marco Polo zwyczajnie nie zyskały sobie wystarczającej bazy fanów. Iron Fist teoretycznie miał ułatwioną sytuację, ale jego przypadek udowadnia, że jakość serialu jest ważniejsza niż najmocniejsza nawet marka.
To niby banał, ale wielkie firmy zbyt często o tym zapominają. Dlatego decydują o zmianach zbyt późno, gdy pewne produkcje są już skazane na porażkę. Tak było niedawno przy okazji Gwiezdnych wojen i klapie finansowej Hana Solo po Ostatnim Jedi.
Netflix działa obecnie według strategii tworzenia z każdym rokiem coraz większej liczby oryginalnych produkcji. To ryzykowna gra, ponieważ już teraz platformę oskarża się o psucie złotej ery przez nadprodukcję przeciętnych seriali. W rzeczywistości to nie do końca prawda. Wiele z najbardziej krytykowanych seriali i filmów wcale nie zostało wyprodukowanych przez serwis, a jedynie w ramach dystrybucji w danym kraju otrzymuje szyld: Netflix Original. Netflix sam zdecydował się jednak na takie przedstawianie "nie swoich" seriali i teraz musi radzić sobie z krytyką. Zwłaszcza że nawet w pełni oryginalne dzieła platformy nie zawsze stają na wysokości zadania.
Na podstawie obserwacji większości pozycji z serii Netflix Original, widać że te muszą spełnić kilka warunków.
Fabuła tych produkcji powinna być oparta na tajemnicy, niedopowiedzeniu i zwrotach akcji. Obsada zazwyczaj stanowi mieszankę jednej, wielkiej gwiazdy i grupy dobrze zapowiadających się aktorów, których będzie można wypromować. A opowiadana w serialu historia absolutnie musi mieć potencjał na więcej niż jeden sezon. Wydaje się to zresztą całkiem logiczne. Produkcja nawet najbardziej kameralnego serialu to niemałe pieniądze. Każdy kolejny odcinek produkcji musi więc zachęcać do dalszego oglądania, a zyskująca sławę obsada sprawia, że o serialu mówi się nawet po zakończeniu sezonu.
Wiele seriali na platformie nie spełnia jednak większości z wymienionych warunków. Potwierdzają to zazwyczaj słabe drugie sezony. Ostatnie przypadki? Choćby Big Mouth: sezon 2, druga seria Ozark oraz Trzynaście powodów: sezon 2. Te seriale zupełnie nie potrafiły wykorzystać potencjału swoich pierwszych sezonów. Big Mouth przestał być serialem o problemach dorastania, zamiast tego stał się wariacją na temat seksualnych perwersji dorosłych. Tak w nowej odsłonie Big Mouth, jak i w drugim sezonie Ozark, twórcy stosują metodę "jeszcze więcej tego samego". Utracili przy tym jednak wiarygodność przedstawionego świata i poczucie bliskości między widzem a swoimi bohaterami.
To jednak nie wszystko. Coraz częściej można na platformie zauważyć niepokojący trend. Mnóstwo pierwszych sezonów kończy się teraz ewidentnym cliffhangerem. Powstanie drugiego sezonu jest wtedy nie tyle nagrodą dla twórców za wykonanie dobrego, chętnie oglądanego dzieła, co koniecznością. Widzowie zostają niejako zmuszeni do tego, żeby chcieć kolejnej serii. Inaczej nie poznają zakończenia. Rozczarowani czy The Rain kończą się w taki sposób, że zostajemy tak naprawdę dopiero zaproszeni do większej (i ciekawszej historii).
To normalne, że twórcy liczą na więcej niż jeden sezon. Tylko zdecydowanie najsłabsze produkcje na platformie nie doczekały się drugiej serii. Każdy sezon powinien być przede wszystkim dobrą, zamkniętą historią. Jeżeli zamiast tego widzowie dostają jednak bardziej wstęp do prawdziwej opowieści, to zostają perfidnie oszukani.
Iron Fist skasowany został, bo nic nie mogło go już uratować. W tej opowieści nie było potencjału.
Właściwie o wszystkich złych serialach oryginalnych serwisu można powiedzieć to samo. The Defenders czy Big Mouth to również dzieła nudne, bez pomysłu na siebie i wizji złamania jakichkolwiek konwencji. Seriale Netfliksa próbują być modne (co samo w sobie nie jest grzechem), dlatego często wolą powtarzać schematy, zamiast je burzyć. Nawet o udanych produkcjach, jak trzeci sezon Daredevila, można powiedzieć, że przypomina inne tego typu serie w serwisie.
Gorzej, gdy podążanie za modą np. na teen dramy i sitcomy przynosi tak słabe, a czasem wręcz niebezpieczne efekty jak w niektórych serialach Netfliksa. Insatiable, 13 powodów oraz Alexa i Katie próbują trafić do młodego widza najprostszymi metodami, a przez to uderzają w tanią rozrywkę. A poprzez opieranie humoru i fabuły o stereotypy żerują na najniższych instynktach.
Trudno zrozumieć, dlaczego wspomniane seriale wciąż mogą liczyć na kolejne sezony. Netflix wyraźnie ma ambicje zdobywania nagród, a dzięki wielkiej liczbie produkcji już dogonił HBO. To jednak wciąż stacja odpowiedzialna za Grę o tron i Westworld uznawana jest za miejsce dla prawdziwych wirtuozów. Netflix nie zdoła nigdy pozbyć się łatki platformy ze średnią rozrywką dla mas, jeżeli nie zacznie szybko likwidować swoich najsłabszych produkcji. Nikt nie ma recepty na sukces. Niektóre produkcje potrafią zaskoczyć i wyrosnąć na faworytów wyścigu do najwyższych laurów, mimo że twórcy wcale na to nie liczą. W większości przypadków słabe seriale popełniają jednak te same błędy. Tracą z oczu widza, bo zaczynają za mocno myśleć o kolejnych sezonach, wzbudzaniu kontrowersji na siłę oraz żerowaniu na znanej marce.