Są takie seriale, o oglądaniu których mówi się z dumą (Dexter, Suits), są takie do których przyznajesz się tylko czasami (Spartacus) i są takie, na które trafiłeś zupełnie przypadkiem w telewizji, nigdzie nie mogłeś znaleźć pilota i tak minęło sześć sezonów.
No dobrze, przyznam się. Na Gossip Girl długo namawiały mnie koleżanki, wielu kolegów też oglądało (pociągnę ich za sobą na samo dno) i kiedy w końcu przełamałem się... to wciągnąłem pierwszy sezon niemal za jednym zamachem. Nie ośmielę się Wam, fani Supernatural, Californication czy Boardwalk Empire, wmawiać, że to bardzo dobry serial. Na pewno jednak w swojej konwencji jest w ścisłej czołówce.
To jedna z tych produkcji dla znudzonych gimnazjalistek, licealistek i studentek oraz ich kolegów, którzy najwyraźniej mają za dużo wolnego czasu. Kiedyś odpowiednikiem Plotkary było Jezioro Marzeń, potem chyba Życie na fali, aż wreszcie w 2007 serialem obyczajowym fascynującym miliony młodych kobiet na całym świecie została Gossip Girl.
Tytułowa bohaterka nie występuje w serialu jako postać. Prowadzi bloga, którym żyją zresztą elity Nowego Jorku. Wiecie, poważni biznesmeni i ich bogate wysublimowane żony zrywają się z krzeseł, gdy tylko dostaną powiadomienie o nowym wpisie na "Plotkarze". To trochę naiwne założenie ubarwiają jednak problemy przede wszystkim młodych ludzi, początkowo licealistów, a następnie studentów. Pierwsze romanse i wzajemne intrygi dzieciaków walczących o przetrwanie w najbardziej prestiżowej dzielnicy Nowego Jorku - mniej więcej wokół tego motywu przewodniego kręci się fabuła serialu.
I znów. Skłamałbym, gdybym powiedział, że to dobra fabuła. Romansuje tam każdy z każdym, każdy każdego okłamuje, zdradza, oszukuje, następnie wybaczają sobie, wracają do siebie i tak w koło Macieju. Dzieci próbują zachowywać się jak dorośli, dorośli bez żadnych skrupułów zachowują się jak dzieci. O ile jeszcze do połowy trzeciego sezonu wszystkie te intrygi zdają się mieć jakiś sens, później fabuła ewidentnie traci już resztki sensu, stare wątki mieszają się z nowymi, a te nowe są coraz bardziej absurdalne.
Ale dalej ogląda się z przynajmniej umiarkowanym zainteresowaniem. Tak to już jest z serialami - jeśli któryś wciągnie nas na początku, trudno go porzucić. W tym miejscu ostrzegam lojalnie, że dalej czekają na Was solidne spoilery.
Piąty i szósty sezon Plotkary to prawdziwa męczarnia. Moim zdaniem warto się jednak przemęczyć dla ostatniego odcinka, w którym losy bohaterów serialu się względnie zawiązują - i to dość przewidywalnie, dodajmy. Chuck ostatecznie żeni się z Blair, Lonely Boy z Sereną, a i pozostali bohaterowie jakoś tam parują się w swoim własnym gronie. Nawet nieudacznik życiowy Rufus ostatecznie znajduje miłość swojego życia, no i dowiadujemy się wreszcie kim była tytułowa Plotkara.
Otóż, choć głos Gossip Girl podkładała przecież Kristen Bell (pojawia się bardzo epizodycznie w zupełnie innej roli), od samego początku wiadome było, że jest nią ktoś z grona bohaterów. Osobiście podejrzewałem o to Rufusa lub służącą Dorotę. Ostatecznie jednak okazuje się, że w tej roli wystąpił... Dan Humphrey (ostrzegałem przed spoilerami, możecie winić wyłącznie siebie). I w tym momencie Plotkara nabiera sensu.
Zdania na temat zakończenia serii są podzielone, moim zdaniem jednak te dwa sezony za długo, doskonale podsumował finał, w którym Dan odkrywa wszystkie karty. Jako samotny chłopiec "spoza" znalazł swój sposób na wkupienie się do elit, starannie przeprowadził intrygę, a na dodatek zbudował z pomocą Plotkary swoją własną karierę. Co więcej, takie wyjaśnienie ma dużo spójnych punktów z fabułą poprzednich odcinków, nie wydaje się rozpaczliwym wyjściem z sytuacji, które naprędce musieli wymyślać twórcy. Żadnych magicznych źródełek, ani innych takich ceregieli. To się ceni.
Zachęcam do dyskusji fanki serialu, a ewentualnych fanów do coming outu, bo jeśli żaden się tu nie wpisze to - przyznam szczerze - będzie mi trochę głupio.