„Jak zostałem gangsterem” to film zdecydowanie lepszy niż kino Patryka Vegi. Ale i tak to reżyser jest odpowiedzialny za jego porażkę
Film „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” miał być według zapowiedzi twórców nowym otwarciem dla polskich produkcji poświęconych życiu światka przestępczego. Czy dzieło Macieja Kawulskigo ma szansę pobić wyniki kina Patryka Vegi? I dlaczego bycie lepszym od twórcy „Kobiet mafii” może nie wystarczyć? Dowiecie się z naszej recenzji.
OCENA
Polskie kino przeżywa od kilku lat prawdziwy renesans. Na rynku pojawia się coraz więcej różnorodnych produkcji stojących na wysokim artystycznym poziomie, a coraz częściej swoją siłę pokazują dzieła gatunkowe wcześniej przez lata ignorowane. Nie zmienia to jednak faktu, że w czołówce najlepiej zarabiających filmów roku wciąż dominują komedie romantyczne, powroty kultowych produkcji oraz dzieła spod znaku Patryka Vegi.
„Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” na najbardziej podstawowym poziomie jest skierowany do właśnie tego typu widzów - fanów kina Vegi spod znaku „Pitbulla”, „Kobiet mafii” i „Polityki”. O ile jednak Patryk Vega od lat ma ugruntowaną pozycję wśród polskich reżyserów, o tyle debiutujący dzisiaj film jest dopiero drugim projektem zrealizowanym przez Macieja Kawulskiego. Pierwszym był „Underdog”, czyli połączenie filmu walki z elementami kina akcji i przestępczego, niezbyt pozytywnie przyjęty. I choć reżysera należy jak najbardziej pochwalić za poczyniony od tego czasu postęp, to wciąż największe problemy „Jak zostałem gangsterem” wiążą się z jego osobą.
Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa - recenzja
Warto przy tym zaznaczyć, że choć produkcja reklamuje się w sposób podobny do kina Vegi, to ma znacznie większe ambicje i inne nastawienie do samej historii. Bo tak, „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” to film narracyjny pełną gębą. Kawulski stawia sobie za zadanie pokazać wzrost i upadek polskiej mafii przez pryzmat jednego bezimiennego bohatera. Widz ma okazję obserwować jego życie od najmłodszych lat szkolnych, przez pierwsze skoki w latach dominacji Pruszkowa i Wołomina, aż po rozwijanie własnego imperium przestępczego.
Całej opowieści stale towarzyszy głos pierwszoosobowego narratora, który tłumaczy poglądy i szeroko zakrojoną wizję głównego bohatera, dając widzom jednocześnie większy wgląd w jego charakter. Reżyser korzysta zresztą z wielu innych narzędzi wspomagających główną opowieść i jej osadzenie w realnym świecie m.in. materiałów archiwalnych i animacji. Zawarta w tytule prawdziwość fabuły filmu powinna być traktowana z dużą ostrożnością (choć za podstawę scenariusza stanowi reporterska książka Krzysztofa Gurecznego i życie jej bohatera), ale twórcom bardzo zależy na podtrzymaniu atmosfery zmieniającego się ustroju Polski i jej mieszkańców.
Główny bohater (w tej roli Marcin Kowalczyk) to zdecydowanie najmocniejszy element „Jak zostałem gangsterem”.
Nie mamy tu do czynienia z ograniczonym umysłowo zbirem lub wręcz przeciwnie dystyngowanym mafiozo z amerykańskiego kina. To raczej połączenie obu tych archetypów, doskonale pasujące do charakteru polskich grup przestępczych. Protagonista od początku ma plan na siebie i swoją organizację, a w jego realizacji nie pozwoli sobie zaszkodzić za wszelką cenę. Znany z występu w „Jesteś Bogiem” Kowalczyk sięga w swojej najnowszej roli po szeroki wachlarz emocji i niezwykle udanie portretuje człowieka skrajności. Co w połączeniu z porządnym drugim planem (najmocniej wybija się z niego Tomasz Włosok jako Walden, ale doświadczeni aktorzy kreujący starsze pokolenie mafii też radzą sobie dobrze).
Wszystkim osobom tworzącym „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” nie sposób odmówić zaangażowania i pasji w stworzeniu bardziej wiarygodnego i mniej kiczowatego obrazu polskiej mafii. Problem w tym, że ich dzieło w najlepszym razem można nazwać ambitną próbą i zdecydowanie nieudanym filmem. Bardzo szybko wychodzi tu brak reżyserskiego doświadczenia Macieja Kawulskiego. Pierwszy akt filmu prowadzony jest przy fatalnym montażu i akcji przeskakującej z miejsca na miejsce w szaleńczym tempie (nie jest to tragiczny poziom „Skywalker. Odrodzenie”, ale niewiele lepszy). Później twórcy nadmiernie uspokajają tempo, co z kolei prowadzi do kilku niepotrzebnych w trwającym 140 minut filmie dłużyzn.
Kawulski przesadza również z narracją. „Pokazuj zamiast opowiadać” to największy branżowy banał, ale w sytuacji, gdy właściwie każda emocjonalnie podbudowana scena jest wprost tłumaczona widzom z offu, zaczyna urastać do rangi prawdy objawionej. Autor „Jak zostałem gangsterem” pozwala wybrzmieć emocjom i wprost przeszkadza własnym aktorom, bo nie jest w stanie zaufać ani im, ani oglądającym dzieło ludziom. Co prowadzi nas do trzeciej niedopuszczalnej reżyserskiej pomyłki Kawulskiego.
„Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” ma najgorszą, najbardziej niedopasowaną ścieżkę dźwiękową, jaką słyszałem od lat w jakimkolwiek filmie.
To niesamowite, jak bardzo ten jeden, bynajmniej nie najważniejszy element sztuki filmowej, potrafi zaszkodzić całej produkcji, jeśli zostanie wprowadzony bez planu i umiejętności. Twórcy „Jak zostałem gangsterem” w niektórych momentach psują naprawdę świetne zagrane sceny przez za głośną, idiotyczną i zupełnie nie pasującą do panującej atmosfery muzykę.
Wszystkie te ciągnące się na przestrzeni całego filmu problemy sprawiają, że „Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa” staje się godną uwagi opowieścią, której nie sposób oglądać z przyjemnością. W rękach bardziej doświadczonych twórców być może mielibyśmy do czynienia z jednym z największych hitów roku i dziełem, które w udany sposób łączy elementy rozrywkowe (niezły jak na polskie warunki humor i popularna tematyka) z dramatem na wysokim poziomie. Nie sposób jednak polecać produkcji, która sama podminowuje wszystkie swoje najbardziej interesujące momenty.