"Pisałem o ChatGPT zanim to było modne". O "Ukrytej sieci" i premierze filmu opowiada Jakub Szamałek
Po trzyletniej nieobecności na rynku wydawniczym, podbił serca czytelników swoją najnowszą książką, a już niebawem na kinowych ekranach zadebiutuje ekranizacja jego powieści z serii "Ukryta sieć". O roli technologii w życiu człowieka, opowiadaniu intrygujących historii i pracy nad filmem opowiada nam pisarz Jakub Szamałek.
Jakub Szamałek, autor trylogii "Ukryta sieć", przedstawiającej mroczne strony nowych technologii, niedawno wydał thriller kosmiczny - "Stacja" - a już niebawem w kinach premierę będzie miała ekranizacja pierwszego tomu "Ukrytej sieci". Pisarz opowiedział nam co nieco o nadchodzącym filmie, o tym, dlaczego to właśnie kobiety są głównymi bohaterkami jego ostatnich powieści, a także zdradził, dlaczego praca przy współtworzeniu scenariusza do produkcji na podstawie jego książki była dla niego bardzo istotna.
Jakub Szamałek - wywiad z autorem "Ukrytej sieci"
Anna Bortniak: Jak to jest odnosić sukcesy na tak wielu polach?
Jakub Szamałek: Oczywiście fajnie, aczkolwiek też nie jest tak, że mam poczucie, że we wszystkim jestem świetny, wszystko mi się udaje. Mogłoby być lepiej albo mógłbym zrobić coś więcej, bo nikt nie jest tak krytyczny wobec mojej pracy, jak ja sam. Myślę, że mam to szczęście i tak mi się ułożyło w życiu, że rzeczywiście mogę robić to, co mnie ciekawi, że mogę podążać za tym, co w tej chwili mnie kręci. Mam też opcję zmieniania swoich zawodowych ścieżek. Był taki czas, kiedy bardzo interesowałem się antykiem, archeologią, poświęciłem na to parę lat życia. Później nastąpił taki moment, kiedy poczułem, że to jednak nie jest to, albo przynajmniej to już nie jest to, że chciałbym teraz robić coś innego.
Podobnie podchodzę do pisania książek - chcę pisać o tym co mnie interesuje, co mnie kręci i nie chcę się dać zamknąć w jakiejś szufladce, że skoro napisałem powieści historyczno-kryminalne, to już do końca życia będę je trzaskał, a już jak napisałem "Ukrytą sieć" o technologii, to już do końca życia muszę pisać książki z tego rodzaju.
To by się zgadzało. Kiedy skończyłeś archeologię śródziemnomorską, powstał cykl o starożytnym detektywie Leocharesie, a kiedy pisałeś "Ukrytą sieć" o technologii i cyberprzestępczości, byłeś scenarzystą w CD Projekt RED. Oba tytuły to powieści kryminalne. Chciałbyś się spróbować w innym gatunku?
Kusi mnie trochę, żeby napisać inną książkę, w innej formule, sprawdzić się też na tym polu i zobaczyć, czy by mi wyszło. Kryminały i powieści sensacyjne są dla mnie jest atrakcyjne i pociągające, ponieważ są to książki, które narzucają pewne tempo i napięcie. Relatywnie łatwo jest napisać coś, co naprawdę wciąga czytelnika i sprawia, że chce przerzucać kolejne kartki i się w tym zagłębiać. I dlatego dobrze czuję się w tym gatunku.
Od twoich książek rzeczywiście trudno się oderwać. Piszesz lekkim i przyjemnym językiem, poruszając jednocześnie trudne tematy, które często wymagają specjalistycznego słownictwa. Początkowo obawiałam się sięgnąć po "Stację", myśląc, że nie zrozumiem tej książki. Tymczasem ty napisałeś ją w taki sposób, że czułam się jak ekspertka od astronomii. Czy research pod tym względem jest pracochłonny?
Jest bardzo pracochłonny, ale muszę przyznać, że ja też czerpię z tego dużą przyjemność. Jestem ciekawy świata, lubię dowiadywać się nowych rzeczy, więc książka to też taki pretekst do tego, żeby sięgnąć po jakiś zupełnie nowy temat. Wziąć coś, na czym się nie znam, rozgryźć to i wykombinować, jaką do tego napisać książkę. A czemu sobie tak utrudniam życie? Jako niedoszły archeolog mam świadomość, że książek powstało dużo i naprawdę sporo atramentu już wylano, dlatego mam taką ambicję, żeby pisać książki, które są wyjątkowe, świeże i których nie można by było podmienić na coś innego.
Wydaje mi się, że pisanie na przykład o tematyce nowych technologii i tego, jak one zmieniają nasze życie, jakie drzwi otwierają, a jakie zamykają, to jest coś, co nie dość, że dotyczy nas wszystkich, to jednocześnie są to tematy, których wcześniej literatura eksponować nie mogła, bo po prostu ich nie znała. Sto lat temu nikt by "Ukrytej sieci" nie napisał, bo to są rzeczy bardzo nowe.
Największą frajdę sprawia mi czytanie książek, które w jakiś sposób zmieniają moją percepcję świata, opowiadają mi o jakichś wydarzeniach, których w ogóle nie znałem. Wtedy mam poczucie, że coś więcej rozumiem na temat natury ludzkiej. Dlatego w swoich książkach próbuję opowiedzieć coś nowego, coś, czego czytelnik czy czytelniczka wcześniej jeszcze nie liznęli.
Tematy, które poruszyłeś zarówno w "Ukrytej sieci", jak i "Stacji", są bardzo aktualne. Czytając twoje książki, czytelnik zdaje sobie sprawę, że zmiany i idące za nimi niebezpieczeństwa rozgrywają się na jego oczach. W przedsłowiu "Gdziekolwiek spojrzysz" piszesz, że w momencie złożenia tekstu do redakcji, książka zawierała śladowe ilości science fiction, a w momencie druku - już nie. Jesteś w stanie stwierdzić, czy po 3 latach od debiutu 3. części "Ukrytej sieci" technologicznie coś się zmieniło?
Pewnie. Zmienia się bardzo, bardzo szybko. Obserwuję te zmiany ze świadomością, że za 5 lat "Ukrytą sieć" będzie się czytało jak jakąś ramotkę czy powieść o tym, jakie kiedyś były fajne maszyny do szycia i maszyny parowe, bo to jest problematyka, która gna do przodu. I właśnie mam takie poczucie, że pisałem o ChatGPT, zanim to było modne. Teksty, które powstawały, kiedy bawiłem się pierwszą i drugą iteracją, były jednak jeszcze dosyć mocno koślawe. Ale miałem takie podejrzenie, graniczące z pewnością, że one będą ulepszane, że to jest dopiero początek. No i rzeczywiście, po paru latach, gdy się spojrzy na to, co te najnowsze chaty potrafią zrobić, to już naprawdę jest to imponujące, i każdy się zastanawia, co będzie dalej. Więc pytanie: czy ta ostatnia iteracja to już jest szczyt możliwości, którą można osiągnąć, czy jeszcze zobaczymy kolejne dziesięć wersji i każda będzie coraz lepsza? Co jest na końcu tej drogi? Absolutnie nie mamy odpowiedzi na te pytania, ale mam takie poczucie, że żyjemy w bardzo ciekawych czasach i czeka nas bardzo dużo zmian.
Myślisz, że "Ukryta sieć" stała się tak bardzo popularna przez to, że dotknąłeś tak istotnego społecznie tematu czy może dlatego, że ludzie sięgnęli po tę trylogię tylko z powodu tego, że jest ona kryminałem?
Wydaje mi się, że to było tak, że na początku ta technologia trochę odstręczała czytelników i miałem takie sygnały, że dużo osób mówiło: "Ooo, ja tego nie będę czytać, bo się nie interesuję technologią", albo "Nie zrozumiem", albo po prostu "Będę się nudzić". Więc ta sprzedaż właściwie rozkręcała się powoli. Natomiast wydaje mi się, że w pewnym momencie, kiedy więcej osób przeczytało tę książkę, zdało sobie sprawę, że po pierwsze jest ona napisana tak, że mogą to zrozumieć, nawet jeżeli nie są informatykami z zawodu, a po drugie, czy tego chcemy, czy nie, nowe technologie są bardzo ważną częścią naszego życia. I nawet jeżeli ktoś nie uważa siebie za fascynata technologii, to tak czy owak, nie ucieknie od komputerów, telefonów, smartfonów i tym podobnych rzeczy, bo one po prostu stają się nową normą. Więc to dotyczy nas wszystkich i chyba warto rozumieć, jak te rzeczy działają, co dają nam fajnego, a jakie stawiają zagrożenia.
Okazało się potem, że ta książka dosyć długo dobrze się sprzedawała, bo wydaje mi się, że ludzie sobie zaczęli ją polecać i mówić: "Słuchaj, wiem, że to brzmi dziwnie, bo się może nie interesujesz nowymi technologiami, ale z tej książki możesz dowiedzieć się czegoś ciekawego".
Na spotkania autorskie wokół "Ukrytej sieci" często przychodzą dziadkowie czy rodzice, którzy mówią: "Postanowiłem dowiedzieć się więcej na temat nowych technologii, bo chcę zrozumieć świat mojego dziecka albo wnuka". Więc wydaje mi się, że kolektywnie zdajemy sobie sprawę, że temat technologii to nie jest coś, co możemy po prostu zamieść pod dywan i powiedzieć: "A, nie, ja się tym nie interesuję", bo to wcale nie znaczy, że ten temat jest nieobecny w naszym życiu. Więc wydaje mi się, że siła "Ukrytej sieci" była właśnie w tym, że poruszała ona te tematy, które u wielu ludzi jednak budzą jakiś dyskomfort czy niepokój i robiła to, opowiadając jednocześnie fajną historię.
Julita Wójcicka, główna bohaterka twoich książek, startowała z tego samego poziomu, co czytelnicy "Ukrytej sieci", jeśli chodzi o wiedzę na temat nowych technologii. Dzięki temu mogli oni wraz z nią dochodzić do wspólnych wniosków i rozumieć kolejne technologiczne zagadnienia. Julita jest zresztą mocną i wyrazistą bohaterką, podobnie jak Lucy ze "Stacji". Dlaczego to właśnie kobiety są głównymi bohaterkami twoich książek?
Pierwsze trzy książki miały bohatera-faceta - Leocharesa. On był bardzo świadomie budowany jak typowy bohater powieści noir, bo chciałem stworzyć taki cykl osadzony w starożytności, żeby pokazać ją z innej perspektywy - jako przybrudzoną, mroczną i niebezpieczną. Wydawało mi się, że w estetyce noir to będzie łatwiejsze dla czytelnika do przyswojenia i chciałem nanieść to na antyk. Więc ten typowy bohater powieści noir jest facetem w średnim wieku, który albo się właśnie rozwiódł, albo się zaraz rozwiedzie, ma problem z alkoholem, jest człowiekiem czynu, mówić za bardzo nie lubi. Spełnił swoją rolę, był fajną postacią do zrealizowania tego celu, ale też mnie bardzo zmęczył tą swoją "twardzielskością", więc jak podchodziłem do pisania "Ukrytej sieci", to bardzo chciałem stworzyć postać, która będzie diametralnie różna. Chciałem odpocząć od tych półsłówek Leocharesa i jego gderania, zwłaszcza, że w pracy scenarzysty, którą równolegle prowadziłem, pisałem postać Geralta - mężczyzny, który także wiele nie mówi, więc właśnie chciałem stworzyć postać, która będzie zupełnie inna. I wydawało mi się, że młoda, dynamiczna, wygadana dziewczyna to jest właśnie to.
Jeśli chodzi o "Stację", to na poziomie dokumentacji uderzyło mnie to, jak długo kobiety były dyskryminowane w kontekście lotów w Kosmos tylko dlatego, że nie były facetami. Na Zachodzie wręcz latami nie dopuszczano ich do tego programu, mimo że nie było ku temu żadnych naukowych i logicznych powodów. Było to takie niewypowiedziane założenie, a może założenie po prostu nieugruntowane w faktach, że to jest męska przygoda, mężczyźni to twardziele, oni sobie poradzą, a kobieta się w kosmosie popłacze. Teraz widzimy, jak bardzo to było błędne, że kobiety radzą sobie równie dobrze, co faceci, a mimo to zadaje się im inne pytania; jakby od tego genderu się nie dało się uciec nawet na orbicie. I pomyślałem sobie, że to będzie ciekawe pokazać, jak to wygląda z perspektywy kobiety, z jakimi ona dodatkowymi trudnościami się zmaga i pokazać, że ta dyskryminacja jest wciąż obecna.
Wróćmy jeszcze do "Ukrytej sieci". Wspomniałeś, że byłeś także współtwórcą scenariusza do nadchodzącego filmu, a w byciu scenarzystą masz już przecież doświadczenie, bo tworzyłeś także scenariusz do gry "Wiedźmin". Jak to jest pisać jednocześnie i książkę, i scenariusz?
Jest to bardzo męczące. Przez lata ciągnąłem swoją karierę dwutorowo - z jednej strony pisałem scenariusze do gier, z drugiej książki. Nie ukrywam, że to było duże wyzwanie, żeby i tu, i tu dać radę, by dowieźć jakość, na jakiej mi zależało. Było to też trudne przez to, że po prostu musiałem siedzieć przy komputerze długimi godzinami, nawet jak byłem zmęczony, i wypruwać z siebie te historie. Teraz staram się trochę inaczej ustawić ten balans między życiem zawodowym a prywatnym.
Był taki moment, że właśnie skończyłem pisać już pierwszy tom "Ukrytej sieci" i musiałem go promować - jeździć do radia, umawiać się na wywiady, ale wtedy pisałem też drugi tom serii i wiedziałem, że muszę go skończyć szybko, bo taka jest natura cyklu literackiego. Czytelnicy chcą się dowiedzieć, co było dalej i jak autor będzie się zbyt długo zastanawiał, to wszyscy zapomną już o pierwszym tomie, więc wiedziałem, że muszę działać. Jednak, kiedy pojawiły się pierwsze oferty ekranizacji "Ukrytej sieci", co było fantastyczne i bardzo, bardzo się z tego ucieszyłem, to jednocześnie musiałem natychmiast nadrobić ogromne zaległości w tym temacie, bo przychodzili do mnie producenci filmowi i mówili do mnie językiem, którego ja nie rozumiałem - mówili coś o jakichś opcjach, o dystrybucji, a ja musiałem podjąć decyzję, z kim tę ekranizację robić i komu te prawa sprzedać.
Miałeś wiele propozycji odnośnie ekranizacji?
Tak, było ich kilka. Musiałem spośród nich wybierać, z kim się spotkać.
Dlaczego akurat teraz spłynęły do ciebie teraz spłynęły do ciebie te propozycje?
One spłynęły wcześniej i to dosyć szybko. Dosłownie parę tygodni po premierze pierwszego tomu już dostałem trzy telefony i tych ofert było bardzo dużo. Zrozumiałem wtedy, że zrobiłem coś naprawdę fajnego, coś unikalnego, co rzeczywiście budzi zainteresowanie w branży filmowej. Tylko dopiero teraz ten film będzie wchodził na ekrany kin, bo jeszcze po drodze zaliczyliśmy pandemię, która zamknęła nam plany filmowe i cały proces był bardzo trudny. I film wchodzi na ekrany we wrześniu tego roku, ale cały ten taniec się zaczął dużo, dużo wcześniej.
Wojciech Chmielarz wspomniał, że przy ekranizacji swojej powieści - "Wyrwy" - pracował jedynie jako konsultant i nie brał udziału w pracach nad scenariuszem. Dlaczego ty zdecydowałeś się jednak współtworzyć scenariusz do "Ukrytej sieci"?
Zależało mi na tym, żeby być zaangażowanym w ten proces. Nawet nie dlatego że nie chciałem, żeby mi skrzywdzili Julitkę, tylko po pierwsze - byłem ciekawy, jak wygląda praca przy filmie, więc też chciałem trochę poznać ten świat, co było niesamowicie ciekawe, a po drugie - zależało mi na tym, żeby rola technologii w filmie była taka jak w książce. Chodziło mi o to, aby nie została ona zepchnięta gdzieś na bok i była pokazana w sposób wiarygodny i realistyczny. W filmach hakerzy czy komputerowcy są często przedstawiani jako czarodzieje. Mówią jakieś magiczne formułki: abrakadabra, megabajty, megaherce, a to nie jest ani odzwierciedleniem rzeczywistości, ani nikt tak naprawdę nie rozumie, co się dzieje. Pamiętam taką scenę z filmu "Hakerzy" z Angeliną Jolie. Gdy hakerzy chcą szybko hakować, to dwie osoby na jednej klawiaturze klepią w klawisze i wtedy sprawy idą szybciej. Bardzo zależało mi na tym, żeby tak tego nie robić.
Myślę w ogóle, że to jest spore wyzwanie przed twórcami filmu, żeby znaleźć język do omówienia technologii, bo bardzo łatwo jest przynudzać i zakopać ludzi w szczegółach, a jednocześnie wydaje mi się, że taka jest rola sztuki - poruszać tematy które są dla nas istotne i są elementem naszego życia, a technologia niewątpliwie taka właśnie się staje. Często, gdy oglądam film lub czytam książkę, to mam wrażenie, że te historie toczą się w czasie wyjętym poza nawias, że okej, ludzie mają telefony, ale spotykają się zawsze w cztery oczy, czasem wyślą sobie SMS-a. Ale poza tym - telefony są gdzieś schowane do torebek czy do kieszeni. Z kolei jak przejadę się metrem po Warszawie, to wszyscy siedzą z oczami wbitymi w swoje smartfony. Wydaje się, że niektórzy naprawdę spędzają większość swojego życia wpatrzeni w ekrany.
Całkowite odcinanie się od technologii też nie jest dobre. Wydaje mi się, że obecnie trzeba tę technologię najpierw zrozumieć, a potem nauczyć się utrzymywać jej moc w ryzach, co czytelnicy rozumieją właśnie dzięki twoim książkom, gdzie łączą przyjemność z czytania wraz z dawką ważnych informacji.
Myślę, że to jest też właśnie rola literatury, żeby mówić o skomplikowanych i złożonych sprawach w sposób przystępny i bezbolesny. Bo oczywiście każdy może się zapisać na kurs bezpieczeństwa w sieci i chodzić osiem weekendów na warsztaty, ale wiemy, że ludzie tego nie zrobią, bo mamy swoje życie, zajęcia i też czasami po prostu chcemy odpocząć. Gdybym natomiast napisał książkę, gdzie profesorskim tonem pouczam ludzi, jak być w sieci odpowiedzialnym, to ani by to tak do czytelników nie przemówiło i nie wzbudziło takich emocji, ani by się tego dobrze nie czytało, ani nikt by nie czuł takiej głębokiej potrzeby, żeby po tę książkę sięgnąć.
Jesteśmy takimi ciekawymi zwierzętami, które lubią słuchać o cudzych losach i w ten sposób można bardzo wiele sobie nawzajem przekazać. Robimy to zresztą od zawsze - kiedyś śpiewaliśmy sobie przy ognisku, a teraz oglądamy seriale i czytamy książki, ale nadal jesteśmy bardzo zainteresowani historiami. I wydaje mi się, że wplatanie w historie jakichś wątków i tematów to najlepszy sposób, żeby z jakąś ważną myślą dotrzeć do szerszego grona.
Wygląda na to, że nie tylko tworzysz historie, których chce się słuchać, ale też sam jesteś dobrym słuchaczem i obserwatorem. Mam tu na myśli sposób, w jaki budujesz dialogi, które czyta się tak, jakby słuchało się rozmowy dwojga rzeczywistych osób.
Bardzo nie lubię drętwego dialogu i mam na to uczulenie. Gdy oglądam film lub czytam książki i czuję, że dialog jest po prostu fałszywy, przesadnie wydumany albo nieciekawy, to zabiera mi to przyjemność z czytania i oglądania. Poświęcam dużo uwagi temu, żeby dialog miał swój rytm, żeby intrygował, a jednocześnie - brzmiał naturalnie.
Odnosząc się jeszcze do ekranizacji "Ukrytej sieci": jeśli chodzi o temat współtworzenia filmu, wspomniałeś raczej o merytorycznych aspektach w związku ze scenariuszem. Miałeś również wpływ na to, jacy aktorzy wcielą się w rolę bohaterów z twojej trylogii?
Producent filmowy konsultował ze mną casting i miałem możliwość dowiedzenia się, kto jest na celowniku i zaopiniowana. Nie byłem głosem decyzyjnym, choć byłem zaangażowany w proces wybierania aktorów i aktorek. Jestem bardzo zadowolony z castingu, bo raz, że są w tym filmie tak naprawdę weterani polskiej kinematografii, jak Andrzej Seweryn, który oczywiście też niesamowicie się sprawdził w swojej roli, ale też Magda Koleśnik, która wcieliła się w Julitę, zagrała niesamowicie. Wycisnęła tyle emocji z tego filmu, że gdybym ja umiał coś takiego zagrać, to chyba potem rok musiałbym dochodzić do siebie w sanatorium, bo te emocje po prostu wylewają się z każdego kadru. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak to zostało zrobione.
Nie było cię 3 lata, wracasz ze "Stacją", a niebawem premiera ekranizacji "Ukrytej sieci". Możesz zdradzić, czym zaskoczysz nas w najbliższej przyszłości?
Mam pewne plany, choć robienie jednocześnie gier i książek, ale też praca nad filmem i innymi projektami zaczęła mnie już trochę przeciążać. Teraz będę próbował robić jedną rzecz naraz, a aktualnie jestem zaangażowany w nowy, duży projekt z branży gier, więc myślę, że na następną książkę trzeba będzie chwilę poczekać.