Jeden z dziesięciu to teleturniej uwielbiany przez dziesiątki tysięcy Polaków. Niewiele produkcji rodzimej telewizji publicznej może się pochwalić tak długim stażem i równie wielkim szacunkiem telewidzów. Pytania w Jeden z dziesięciu są trudne i ciekawe (w przeciwieństwie do innego popularnego teleturnieju), a uczestnicy robią ogromne wrażenie swoją wiedzą. Chyba, że akurat zdarzają się niewytłumaczalne wpadki.
W wielkim finale 106. edycji teleturnieju Jeden z dziesięciu padł niesamowity wynik. Pan Dominik Rauer, ekonomista i prawnik z Leszna, zdobył 906 punktów. Do tej pory nigdy nie było tak blisko pobicia granicy czterocyfrowego wyniku, a przecież uczestnik wielkiego finału mierzył się z równie świetnymi zawodnikami. Teleturniej prowadzony przez Tadeusza Sznuka nie zawsze stanowi jednak równie świetlany przykład wiedzy, chłodnej głowy i pewności siebie. Niektórych uczestnikom Jeden z dziesięciu na przestrzeni lat zdarzały się mało chlubne odpowiedzi i zachowania.
Włocławek Miastem Aniołów
Pytania o sport potrafią sprawić niektórym młodszym uczestnikom sporo problemów. Nie każdy jest przecież w stanie podać medalistów igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata lub Europy, które odbyły się na wiele lat przed urodzinami odpowiadającego. Nikt nie spodziewał się jednak, że proste z pozoru pytanie o miejsce „zamieszkania” przez koszykarską drużynę Anwilu sprawi tyle kłopotów panu Marcinowi. Uczestnik desperacko chwycił się jedynej około koszykarskiej myśli, jaka pojawiła się w jego głowie i odparł: „Los Angeles”. Jest w tym jakaś logika. Wydaje się, że nawet koszykarze Anwilu Włocławek osiągnęliby w ostatnich latach lepsze wyniki w NBA od Los Angeles Lakers.
Najbardziej niezdrowe jedzenie
Wszyscy wiemy, że jadanie w fast foodach nie jest najzdrowszym sposobem na odżywianie. W jednym ze starszych odcinków Jednego z dziesięciu pewna niezdrowa przekąska kosztowała pana Andrzeja więcej niż tylko podwyższający się poziom cholesterolu we krwi. W pierwszym etapie teleturnieju, gdzie otrzymuje się zazwyczaj łatwiejsze pytania, Tadeusz Sznuk zapytał uczestnika z jakiego popularnego warzywa wytwarza się chipsy. Pan Andrzej odpowiedział, że z „frytki”. Chipsy z frytek o smaku frytek! To musiałoby być najbardziej niezdrowe jedzenie na świecie.
Newton czyli Pascal
To Karol Strasburger, prowadzący program Familiada znany jest powszechnie z opowiadania na antenie suchych żartów. Co nie oznacza, że w Jeden z dziesięciu niektórzy uczestnicy nie mają ambicji do opowiadania własnych dowcipów. Tak stało się po jednym z finałów, gdy Tadeusz Sznuk zauważył smutek na twarzach pokonanych. Wtedy odezwał jeden z uczestników, proponując opowiedzenie żartu. Kawał związany był z postacią trzech słynnych fizyków – Alberta Einsteina, Blaise'a Pascala i Izaaka Newtona – którzy spotykają się w niebie i postanawiają zagrać w grę. Jak widać odrobina humoru jest w stanie nawet lepiej osłodzić porażkę niż kuferek pełen słodyczy.
Ekstremalnie trudny mat
Do historii przechodzą nie tylko odpowiedzi uczestników w trakcie samego programu, ale też sposób ich prezentacji. Legendarna sekwencja, w trakcie której zawodnicy mają okazję się przedstawić zazwyczaj przebiega według standardowego schematu: imię, nazwisko, zawód, skąd jestem, co lubię. Niektórzy uczestnicy lubią zaskoczyć i złamać typowy sposób prezentacji. Inni potrafią zadziwić swoimi doświadczeniami. Tak było w przypadku pana Krystiana, który przedstawił się jako miłośnik sportów ekstremalnych. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie dodał w następnym zdaniu, że chodzi o szachy. Wbrew pozorom rozgrywki szachowe najwyższym poziomie, które rozkładają się na kilka partii, z których każda ciągnie się godzinami, potrafią być niezwykle wycieńczającym sportem. Nie wspominając o wysiłku umysłowym! Po czymś takim dla odprężenia i relaksu można zagrać w piłkę nożną.
Zgłaszam reklamację
Nerwy zjadają wielu uczestników Jeden z dziesięciu. Nie ma w tym nic dziwnego. Co innego jednak nerwy, a co innego gapiostwo. Tym bardziej w wielkim finale, do którego dostał się pan Jacek. Wszystko wydawało się iść po myśli tego uczestnika. Miał najwyższą liczbę punktów i zachował więcej szans od przeciwników. Gdy odpadli, w panu Jacku obudził się jednak syndrom zwycięzcy, tak powszechny w tym turnieju. To właśnie wtedy z niektórych zawodników schodzi cały nagromadzony stres. Rozluźnieni natychmiast tracą pozostałe szanse i odpadają z programu. Nikt do tej pory nie podejmował jednak dyskusji z prowadzącym teleturniej, prosząc o drugą szansę, ponieważ "Nie wiedział, że pytanie jest adresowane do niego". Takie wymówki nie działały nawet w szkole, a co dopiero przed tysiącami telewidzów.
Analfabetyzm antysemityzmu
Wiele pytań które pada w trakcie programu, wymaga specjalistycznej wiedzy i sporego zainteresowania danym tematem. Nie zmienia to faktu, że niektóre odpowiedzi naprawdę nie mogłyby być prawdziwe w żadnej możliwej konfiguracji myślowej. Nie każdy musi wiedzieć choćby, ile znaków ma alfabet hebrajski, zwłaszcza dzisiaj, gdy mniejszość żydowska w Polsce jest znacznie słabiej reprezentowana niż dawniej. Trudno jednak, żeby chodziło o jeden znak, jak odpowiedział w jednym z odcinków pan Michał. Nawet Wookie zdają się wydawać więcej dźwięków, gdy zaczynają się ze sobą porozumiewać.
Błąd maszyny losującej
Jeden z dziesięciu uznawany jest za teleturniej na wysokim poziomie, ponieważ jego formuła koncentruje się przede wszystkim trudnych pytaniach i szybkich odpowiedziach. Czasem jednak wpadkę zaliczają nie uczestnicy, ani nawet prowadzący, a oceniające odpowiedź maszyny. Tak było w przypadku jednego z odcinków pod koniec 2017 roku. To wtedy Tadeusz Sznuk zapytał: „Ile razy Igrzyska Olimpijskie odbyły się w Ameryce Południowej?”. Uczestnik odpowiedział, że jeden raz, co było w poprawną odpowiedzią. Jednak według organizatorów nie wydarzyło się to ani razu. Twórcy programu szybko przeprosili za błąd i obiecali poprawę, ale niesmak pozostał.