REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Zniknięcie ludzkości nie jest największym problemem ostatniego człowieka. Żywego ducha - recenzja książki Jerzego Pilcha

Jerzy Pilch swoją najnowszą powieścią z pewnością nie rozczaruje czytelników choć trochę zaznajomionych z jego prozą. Żywego ducha to zapis najwyższego studium samotności, okraszonego sporą dawką rozmyślań autora. I jak zwykle odwołujący się do jego osobistych przeżyć.

10.07.2018
15:00
Żywego ducha Jerzy Pilch recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Jestem sam. Dlatego bardziej jestem – z tymi słowami Witolda Gombrowicza mógłby utożsamić się Jerzy Andrzej Kubica. I nie chodzi o niemożność zrozumienia czy chęć samotności, która jednak zawsze kierowała pisarzem. Kubica jest sam, bo po prostu nie ma nikogo innego.

Dosłownie nikogo na świecie, żywego ducha.

Co więcej, bohater nie wie nawet, co się stało z resztą ludzkości. Nie ma żadnych ciał, żadnych wiadomości, żadnych śladów. Ten fakt zastanawia Jerzego, który próbuje nie tylko odkryć przyczyny zniknięcia całej populacji, ale również znaleźć logiczne jego usprawiedliwienie w sztuce. I tak analizuje fotokopie obrazów Boscha w poszukiwaniu ukrytych znaków, przegląda znalezione książki McCarthy’ego czy Weismana, sięga do teologii. Żywego ducha jest także zapisem rozterek religijno-eschatologicznych. Główny bohater, który przyznaje, że nigdy nie był przesadnie wierzący, zaczyna się zastanawiać, jaki udział w zniknięciu ludzi miał Bóg i czy zrobił już coś podobnego wcześniej.

Oczywiście to wszystko umożliwia Pilchowi rozwinięcie filozoficznych dywagacji. Autor z krytyką, ale równocześnie z pewnym rozmarzeniem przygląda się społeczeństwu, które przecież nie pojawia się na kartach książki. Dopiero jego usunięcie pozwala ukazać współczesne wady i bolączki, jak choćby materialistyczne podejście i zwyczajny brak czasu. To właśnie sztuka zostaje postawiona dużo wyżej niż nauka; obiekty sprzed kilkuset lat mają się dobrze, podczas gdy np. internet okazuje się mniej trwały od makaronu. Co więcej, to właśnie najnowsze osiągnięcia techniczne uniemożliwiają najbliższe obcowanie z dziełami wielkich mistrzów.

Żywego ducha Jerzy Pilch recenzja class="wp-image-179884"

Pilch prezentuje również bardziej przyziemne tematy.

Osób, które już wcześniej sięgały po jakieś utwory tego autora, nie powinny dziwić ciągłe nawiązania do hedonistycznego trybu życia. Nie inaczej jest w Żywego ducha. Jerzy Kubica także jest pisarzem, w dodatku pochodzącym z Wisły. Nigdy nie stronił od kobiet – miał kilka żon, jeszcze więcej romansów, ale wszystkie kobiety miały określone wady. Pilch czyni niezwykle trafne uwagi na temat relacji damsko-męskich, które nabierają prawdziwych znaczeń dopiero po upływie dłuższego czasu i zniknięciu (choćby metaforycznego) osób zaangażowanych w dany związek.

Zaskoczeniem nie powinien być także fakt, że Kubica nie stroni od napojów wyskokowych. Nie jest to jednak nic z czasów Pod Mocnym Aniołem, ale raczej kolejna forma chłonięcia sztuki. Bohater wspomina czasy, gdy razem z przyjaciółmi eksperymentował z różnymi dawkami alkoholu, by odkrywać nowe znaczenia w twórczości wielkich pisarzy. Nie ma tu pogardy, obrzydzenia czy jakiejkolwiek nagany, a zwykła tęsknota i rozrzewnienie. Bardzo ciekawy jest także fragment, w którym Kubica wyznaje, że cierpi na chorobę Parkinsona, co podsumowane jest niezwykle trzeźwym stwierdzeniem.

REKLAMA

Mnogość tematów i częste przechodzenie do nowych wątków wyraźnie służą Pilchowi.

Dzięki temu Żywego ducha przypomina esej. W niektórych momentach fakt końca ludzkości nie ma żadnego znaczenia, bo naraz pojawia się kilka innych, dużo ważniejszych do omówienia spraw. Nawet gdy autor porzuca jakąś myśl, by wrócić do niej kilkanaście stron później, to czytelnik natychmiast przypomina sobie wszystkie wcześniejsze uwagi i argumenty. A tych w twórczości Pilcha nigdy nie brakuje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA