Skandynawskie kryminały szturmem zdobyły polski rynek i chyba już na stałe zadomowiły się na listach bestsellerów. I nie ma cienia wątpliwości, że najnowsza powieść norweskiego pisarza i muzyka Jo Nesbo także na nich wyląduje, bo to autor bardzo popularny i poczytny. Nawet pomimo tego, że "Syn" zdecydowanie nie jest najlepszą książką w jego dorobku.
Żeby nie było - nie jest też książką złą, co to, to nie. Ma naprawdę całkiem sporo zalet i w sumie chyba tylko dwie wady. Dla mnie dość istotne, ale założę się, że wiele osób przymknie na nie oko. Fabuła "Syna" skupiona jest wokół postaci Sonny'ego Lofthusa, więźnia odsiadującego wyrok w Państwie, jednym z najnowocześniejszych i najpilniej strzeżonych zakładów karnych w kraju. Sonny cieszy się szacunkiem współwięźniów, niektórzy przestępcy podejrzewają go o niemal boskie zdolności i odwiedzają jego celę, by udzielił im on pokuty i rozgrzeszenia. Lofthus oskarżony jest o dokonanie kilku morderstw, ale kwestia tego, czy faktycznie jest winien ich popełnienia jest dość niejasna. Szybko bowiem okazuje się, że uzależniony od heroiny Sonny w zamian za kolejne działki narkotyku, gotów jest przyznać się do zbrodni, których nie ma na sumieniu.
Ten status quo ulega diametralnej zmianie, gdy jeden z więźniów przekazuje Sonny'emu nowe fakty dotyczącego jego ojca. Okazuje się, że wbrew temu, w co wszyscy wierzyli, to nie on był kretem w policji - został zmuszony do napisania listu, w którym się do tego przyznaje i popełnienia samobójstwa. Lofthus, któremu informacja o zdradzie, jakiej rzekomo dopuścił się jego ojciec, zniszczyła życie, postanawia dowiedzieć się prawdy i wymierzyć sprawiedliwość ludziom odpowiedzialnym za tę tragedię. Na początek musi jakoś wydostać się z Państwa.
"Syn" to dobrze przemyślana historia, bez wątpienia bardzo wciągająca i intrygująca. Czytając książkę z zainteresowaniem śledziłem poczynania Sonny'ego, bez krępacji przyznaję się też, że mu kibicowałem. Ciekawi także rola, jaką odegra w niej zbliżający się emerytury Simon Kefas, policjant i dawny kolega ojca Lofthusa. Z jednej strony, jako stróż prawa, musi wytropić zbiega i zabójcę, z drugiej - ewidentnie widać, że nie jest to dla niego po prostu kolejna sprawa i że jest w nią mocno zaangażowany.
Postaci zarysowane są nieźle. Najlepiej wypadają główni bohaterowie, czyli Sonny i Simon, których po prostu nie da się nie polubić. Ten pierwszy to uprzejmy, czarujący i inteligentny facet o niezwykłych oczach, który momentami jest bardzo zagubiony. Po kilkunastu latach odsiadki wyszedł z więzienia i na początku nieszczególnie potrafi odnaleźć się w otaczającym go świecie, jest jednak bezwzględnie skuteczny i niesamowicie okrutny, kiedy wymierza "sprawiedliwość". Drugi nie jest może przesadnie oryginalną postacią - doświadczony gliniarz, który dźwiga zbyt wiele ciężarów przeszłości, ale Nesbo udało się wycisnąć z tej kliszy wszystko, co najlepsze. Duży plus należy się jeszcze autorowi za postaci drugoplanowe i epizodyczne. Nawet te, które pojawiają się tylko na chwilę mają jakieś charakterystyczne dla siebie zachowania, odzywki czy nawyki i zwyczajnie czuć, że nie są papierowe. Nieco gorzej wygląda to w przypadku przestępców, którzy właściwie w ogóle nie są interesujący, a ich jedynym zajęciem jest... cóż, bycie stereotypowymi przestępcami.
Nie wypada mi nie pochwalić również stylu Jo Nesbo, który jest bardzo dobry. Prosty, świadomie oszczędny, zrozumiały. Doskonale współgra z fabułą, nie odciąga od tego, co się dzieje. Pozwala raczej chłonąć wszystkie wydarzenia i dialogi, bez konieczności zatrzymywania się i analizowania poszczególnych zdań.
To skoro te zalety mamy już za sobą, czas na wady. Pierwszy i najpoważniejszy zarzut, jaki mam w stosunku do "Syna" to fakt, że tego nie kupuje. Postać Sonny'ego, choć naprawdę fajnie skonstruowana, nie jest dla mnie wiarygodna. Podobnie jak łatwość, z jaką ucieka z więzienia i dokonuje kolejnych morderstw, jak bezproblemowo zrywa z nałogiem i tak dalej. Przez kilkanaście lat siedział w celi i ćpał herę, po czym wychodzi i przypomina sobie chwyty zapaśnicze z dzieciństwa, dzięki którym obezwładnia wszystkich drabów. Jeździć samochodem uczy się w ciągu dwóch godzin. Smartfona ogarnia praktycznie od ręki, choć ostatni telefon, jaki widział przed odsiadką miał pewnie jeszcze tarczę obrotową. Nie łykam tego. Omnibusa Kefasa, który każde miejsce zbrodni rozgryza w pięć minut też nie. Dla mnie opisana w książce historia była po prostu zbyt naciągana i nie byłem w stanie w nią uwierzyć, ale to nie znaczy, że czytało się ją źle.
Druga wada dotyczy pewnej przewidywalności "Syna". Generalnie po kilkudziesięciu stronach wiadomo mniej więcej jak to się wszystko potoczy, zbyt mało jest niewiadomych. Zwrot akcji na końcu zaskakuje, ale ani nie szokuje, ani paradoksalnie nie wywraca fabuły do góry nogami. Generalnie wszystko toczy się dalej tym samym, utartym wcześniej torem. A co za tym idzie: "Syn" nie trzyma w napięciu tak, jak oczekiwalibyśmy tego od kryminału.
Najnowsza powieść Jo Nesbo jak najbardziej zasługuje na pozytywną ocenę, ale bynajmniej nie jest pozbawiona pewnych niedoróbek. Jest nieźle, mogło być lepiej. To dobra książka na lato, szczególnie, jeśli nie przeszkadza wam niezbyt wiarygodna intryga. Zresztą, można to puścić płazem, bo jest naprawdę przyzwoicie opowiedziana.