Jodie Foster dołączyła do grona wielu znanych aktorów, reżyserów i producentów, którzy odważyli się skrytykować filmy o superbohaterach. To i ja wyjdę z szafy przed czytelnikami Spider’s Web: nienawidzę ich.
Jak wylicza Filmweb, w gronie krytyków superbohaterskich blockbusterów znaleźli się już między innymi Clint Eastwood, Ridley Scott, Alejandro Gonzalez Inarritu, David Cronenberg, William Friedkin, Terry Gilliam i Mel Gibson, a teraz dołączyła do nich Jodie Foster.
- przytacza słowa aktorki J. Popielecki w serwisie Filmweb
Ja się z Jodie Foster zgadzam.
Nie miałem odwagi dotąd publicznie krytykować filmów o superbohaterach, ponieważ nie czuję się znawcą kina - jestem w tej materii wręcz amatorem i to o bardzo specyficznym guście. Kiedy widzę więc, że ramówka kin pęka od kolejnych produkcji z Hulkiem czy Supermanem, a moi koledzy z redakcji Spider’s Web pieją z zachwytu, bo znowu powstanie jakiś Deadpool czy Avengers, myślę sobie po cichu, że trudno - widocznie tak ma być.
Chcecie wiedzieć, co się wtedy dzieje w mojej duszy? Ona krzyczy z rozpaczy, że na ekrany kin znowu wchodzą kolejne badziewne i sztampowe przygody jakiegoś superbohatera, gdzie nie dzieje się nic ciekawego, ciągle tylko coś wybucha, a czytelnicy komiksów na widowni biją brawo, bo okazuje się, że Kapitan Ameryka właśnie porozumiewawczo nawiązał okiem do niekanonicznego komiksu Tima Wernerhausena z 1958 roku, który ponoć spłonął w pożarze, ale jednak scenarzystom udało się odnaleźć zagubiony egzemplarz.
Mnie to nie kręci. Lubiłem czasy, gdy film o superbohaterze to był - z reguły - Batman. I był on wydarzeniem kulturalnym dla całego kina, raz na kilka lat. Bardzo przyjemnie było mi poznać postać Iron Mana, świetne filmy, świetna przygoda. Ale obecnie strach pójść do kina, bo albo jest tam Botoks, albo jakieś niskobudżetowe kino alternatywne, albo właśnie rąbanka o superbohaterach.
Mógłby być nowy Matrix, a jest nowy Thor.
Wielkobudżetowe kino premium dzieli się na świat przed Avengers i po Avengers. Mam wrażenie i wydaje mi się, że częściowo to właśnie miała na myśli Jodie Foster, że popularność i łatwość sprzedawania marek należących do Marvela sprawiła, że twórcy kina są leniwi i kręcą to, co na pewno się sprzeda. Przeglądam listę blockbusterów z 2017 roku i faktycznie top nie wygląda kolorowo, dużo bohaterów i szesnaste przygody Jacka Sparrowa, Gwiezdne Wojny, nieśmiało w tym wszystkim przewija się Dunkierka.
Właśnie takich filmów jak Dunkierka mi brakuje. Ale dziś wydają się być ryzykownym biznesem. Matrix, Incepcja, Fight Club... Nie odmawiam fanom superbohaterów produkcji z ich udziałem, mam jednak świadomość, że ta moda zabija swoistą „innowacyjność” tematyczną w kinie oraz odwagę do tworzenia nowych uniwersów. Mam nadzieję, że ta moda kiedyś się skończy, ale kiedy zaglądam do box office, to obawiam się, że nieprędko.