To było kilka najgorszych lat dla Kanadyjczyka. Keanu Reeves trafiał do filmów przeciętnych, złych i bardzo złych. Aktor w końcu dostał odpowiednią rolę, zamieniając film „John Wick” w prawdziwą wizualną ucztę. Tą będą syci wszyscy miłośnicy kina akcji, hollywoodzkiego pastiszu, a nawet azjatyckich, tanecznych scen walk.
Tytułowy John Wick jest postacią tak prostą, tak nieskomplikowaną, tak przewidywalną i tak grubo ciosaną, że aż cudowną. Chłodne spojrzenie Keanu Reeves’a, oszczędność gestów oraz mimiki, do tego twarz, z której ciężko przeczytać jakąkolwiek emocję – to właśnie spokojny protagonista, który wiedzie życie w spokojnym miejscu, chcąc spędzać swój wolny czas z ukochanym samochodem oraz nie mniej ukochanym psem. Samotny wdowiec nie szuka zwady ani nie węszy za problemami. Niestety, te dopadają go za sprawą rosyjskiej mafii, która włamuje się do domu głównego bohatera.
Mafia zabiera Johnowi dwie najcenniejsze rzeczy w jego życiu – piękny samochód i ukochanego szczeniaka. Rosjanie nie mają jednak pojęcia, kogo obrabowują. John Wick nie jest „nikim”. To emerytowany seryjny zabójca, który stał się legendą. Zabójca, który teraz chce zemsty.
Pod względem scenariusza film jest banalny, żeby nie napisać prześmiewczy. Zwłaszcza jego początek, który ma nam przybliżyć motywację głównego bohatera. Chociaż bardzo prosty, „John Wick” nie jest jednak prostacki. Fabularne banały zostały zalane dobrymi kwestiami dialogowymi, z kolei żadna z postaci nie jest tak prosta i oczywista, jak na początku się wydaje. Nawet „ci źli” po stronie rosyjskiej mafii są kreacjami barwnymi i złożonymi. Nikt tutaj nie jest do końca dobry ani nikt tutaj nie jest do końca zły. Zło, dobro – nie tymi wartościami żonglują producenci. „John Wick” to film o wendetcie w starym stylu, zrealizowany z nowoczesnym rozmachem oraz klasycznym podejściem do zdjęć i scen akcji.
Szybkie samochody, groźne wybuchy, potężne strzelaniny – to esencja filmu „John Wick”. Nie mogło być inaczej, kiedy spojrzy się na to kto odpowiada za jego produkcję.
Para reżyserów Chad Stahelski oraz David Leitch to dwójka twardzieli, którzy sami występowali w mniej i bardziej znanych filmach akcji. Teraz panowie stanęli po przeciwnej stronie obiektywu, zapraszając do współpracy Keanu Reeves’a. Twórcy chcieli nakręcić dokładnie taki film akcji, jaki marzył się im samym. To, czego nie mogli osiągnąć jako aktorzy, udało się na reżyserskich fotelach. Nie tylko za sprawą świetnej roli Reeves’a, ale również niesamowitych scen akcji.
Spodobało mi się, że producenci nie uciekają się do prostych sztuczek. „John Wick” jest wolny od takich efektów jak trzęsąca się kamera z ręki, wąskie kadry i poszarpane ujęcia. Zdjęcia zostały wykonane w szerokim obiektywie, są długie i jednolite. Dzięki temu efektowne strzelaniny wyglądają na niesamowicie ostre i eleganckie. Nie sposób nie docenić również aktorów, którzy wykonują długie i efektowne sekwencje, cudownie niszcząc wszystko dookoła. Od tej czysto technicznej strony „John Wick” jest pierwszorzędnym rzemiosłem, jakiego mogliście nie widzieć w kinie już od długiego czasu.
Co ciekawe, chociaż efektowne i eleganckie, sceny walk mają w sobie coś z baletu. Bohater jest wręcz roztańczony, podobnie jak część z jego biednych i bezradnych oponentów. Jujutsu oaz Judo znane przez Keanu Reeves’a zamienia się w taniec. Brutalny, bezlitosny, niepowstrzymany, ale bardzo rytmiczny i piękny. Nie trzeba być miłośnikiem filmów akcji, aby czuć tutaj inspiracje azjatyckimi tytułami. W nich, podobnie jak w „Johnie Wicku”, sceny walk cechuje estetyka, piękno i ciągłość. Brak charakterystycznego dla współczesnych produkcji poszatkowania obrazu przywitałem z olbrzymią radością. Aż chce się oglądać.
„John Wick” jest dobrym filmem nie tylko ze względu na Keeanu Reeves’a oraz sceny akcji. Na sukces tej produkcji pracuje zespół pierwszoligowych aktorów wcielających się w zróżnicowane postacie.
Poza znanym Kanadyjczykiem w filmie pojawia się również nieco niewykorzystany Willem Dafoe. Rewelacyjną rolę zagrał Michael Nyqvist wcielający się z szefa mafii. Znany z serialu „Gra o tron” Alfie Allen doskonale gra widzom na nerwach, z kolei prawdziwą perełką produkcji jest kierownik naprawdę wyjątkowego hotelu - Lance Reddick. Zgaduję, że po światowej premierze filmu hollywoodzkie notowania tego aktora wzrosły o kilka potężnych oczek. Wszyscy oni tworzą świetną atmosferę filmu równie umiejętnie co sam Reeve’s. Oczywiście to Kanadyjczyk idealnie pasujący do kreacji głównego bohatera kradnie całe show.
Doskonałym dopełnieniem filmu jest ciężka muzyka. Muszę również napisać o miłych dla oka ujęciach Nowego Jorku. Osoba odpowiedzialna za zdjęcia wykonała kawał doskonałej roboty, aby umiejscowić i silnie osadzić „Johna Wicka” w Wielkim Jabłku i jego cieniach. Wszystko to w połączeniu z dobrą grą aktorską i niesamowitymi scenami akcji daje warty czasu widza film akcji. Niesamowicie przerysowany. Bardzo nieprawdopodobny. Naciągany i wykonany na fantastyczną, niemal komiksową modłę. Mimo tego (zwłaszcza dla tego!) bardzo dobry. Warto przejść się do kina.