Ile razy oglądałem ten film? Pięć? Siedem? A może i jeszcze więcej? Ale na potrzeby recenzji obejrzałem go po raz kolejny, z nie mniejszą przyjemnością niż wcześniej. Mam żal do niektórych stacji telewizyjnych za ciągłe lansowanie tych samych, dennych filmideł, ale Kilerowi czynię wyjątek. Dlaczegóż to? Bo to dobra komedia jest, ot co!
A Juliusz Machulski wie, jak robić dobre rozśmieszacze z przemyślaną fabułą. W końcu to on wyreżyserował m.in. Vabank, Seksmisję, Kingsajz, Deja vu czy z nowszych - Pieniądze to nie wszystko i Vinci oraz napisał scenariusze do niemal wszystkich z wyżej wymienionych. Machulski stał się jedną z najsłynniejszych instytucji filmowych w Polsce obok takich tuz kina komediowego jak Stanisław Bareja, Sylwester Chęciński czy Marek Koterski. A Kiler tylko potwierdza pozycję reżysera.
Choć zapewne zdecydowana większość czytelników oglądała Kilera po kilka(naście) razy, to małe przypomnienie w kwestii fabuły. Mianowicie, wszystko zaczyna się od morderstwa gangstera, niejakiego Andrzeja G. "Gilotyny". W związku z ostatnią falą zabójstw na zlecenie na terenie całej Europy podejrzanym znów zostaje nieuchwytny Kiler, bo taki przydomek mu nadano. Niestety, zapomina on po sobie posprzątać z miejsca zbrodni, zaś karabin snajperski, z pomocą którego dokonano przestępstwa zostaje znaleziony w bagażniku... taksówki. No i Bogu ducha winny właściciel auta, Jerzy Kiler (cóż za zbieg okoliczności, prawda?), zostaje zatrzymany przez komisarza Rybę, który nie bez satysfakcji po trzech latach poszukiwań zamyka za kratkami, jak mu się wydaje, jednego z najbardziej poszukiwanych przestępców europejskich. A na naszych oczach Jurek w końcu wychodzi z pudła i otrzymuje od swojego przyjaciela, Siary, zlecenie specjalne.
Scenariusz, choć nie autorstwa Machulskiego, jest na jego miarę i perypetie "fake-Kilera" autentycznie bawią, nieraz zadziwiają i zaskakują. Jako że jest to komedia sensacyjna, nie zabraknie scen typowych dla gatunku sensacji (są nawet dwie strzelaniny), choć nie tylko w ten sposób budowane jest specyficzne napięcie towarzyszące seansowi. A to dlatego, że wszystko dzieje się w szaleńczym wręcz tempie. Sytuacja goni sytuację, gag goni gag i nie daje okazji na odetchnięcie widzowi. Co oczywiście należy zaliczyć filmowi na plus, choć fani nieco starszych komedii (jak np. Rejsu Piwowskiego) mogą kręcić nosem. Każdemu nie dogodzisz, niestety.
To specyficzne napięcie, o który wspomniałem, polega na tym, że z niecierpliwością oczekujemy kolejnego zwrotu akcji, jednak mamy świadomość, że to wszystko nie jest do końca serio. Cała rzeczywistość została ukazana jakoby w krzywym zwierciadle, a kreacje postaci występujących w filmie - przerysowane. Gangsterzy w Kilerze wcale nie są tacy straszni, raczej śmieszni (choć nierzadko zachowują się jak prawdziwi profesjonaliści). Podobnie jest z policją - Machulski w zabawny sposób pokazał ich jako ludzi niezdarnych, acz działających w dobrej wierze. Tylko komisarz Ryba wydaje się wyłamywać temu schematowi, on z całą swą przebiegłością próbuje ponownie postawić Kilera przed obliczem sprawiedliwości. Jednak jego metody, swoją drogą często niezgodne z prawem, wywołają wesoły rechot u największego nawet ponuraka.
A wszelkie żarty sytuacyjne i słowne potyczki bohaterów stoją tutaj na najwyższym poziomie. Widać wyraźnie, że scenarzysta czerpał wzorce z komedii amerykańskich i przedstawia nam coraz to kolejne absurdy z prędkością światła. Mnie osobiście najbardziej "rozwaliła" scena z gościnnie występującym Olafem Lubaszenko, którego możemy ujrzeć podczas strzelaniny na parkingu. Może i jestem porąbany, ale właśnie takie mam poczucie humoru.
Wielu mierzy poziom komedii ilością tekstów, które stały się kultowe i które można cytować praktycznie do znudzenia, śmiejąc się do rozpuku za każdym razem. I pod tym względem Kiler nie ma się czego wstydzić, a niektóre powiedzonka weszły już na stałe do polskiej mowy, jak np. "debeściak". Pod tym względem prym wiedzie zdecydowanie Siara. Kto nie kojarzy dialogów: "cycki se usmaż" czy "telewizyjnego ku**iszona"?
A skoro już jesteśmy przy Rewińskim - stworzył obok Cezarego Pazury jedną z najbarwniejszych ról w całym filmie. Popchnął "śmieszność" świata gangsterskiego do granic absurdu. Praktycznie nie da się traktować poważnie człowieka takiego jak on - niezbyt rozgarniętego, chociaż znającego się na swoim fachu. Oprócz niego, w tym półświatku wspaniałą rolą drugoplanową popisał się grający popychadło Siary Krzysztof Kiersznowski (przy jego udziale w filmie słowa "szczać ze śmiechu" możemy traktować nie tylko z przymrużeniem oka; kto oglądał, ten powinien wiedzieć, o co mi chodzi) oraz pierwszoplanowy Jan Englert (senator Ferdynand Lipski), choleryk z manią wielkości. Ci, którzy stanęli po stronie "tych dobrych" również nie mają się czego wstydzić, a już szczególnie kompleksów mieć nie może Jerzy Stuhr, który jak zwykle zaliczył genialną kreację ambitnego policjanta. Nawet świetny Marek Kondrat (Klonisz, dyrektor więzienia) nie potrafił go przyćmić. A Cezary Pazura? On nigdy nie zawodzi, więc i teraz nie mogło być o tym mowy. Nawet Małgorzata Kożuchowska, która robi za Kopciuszka w tym doborowym towarzystwie, zagrała przekonująco młodą dziennikarkę telewizyjną.
Znakomitą fabułę dopełniają jeszcze dobre zdjęcia Grzegorza Kuczeriszki oraz muzyka Kuby Sienkiewicza, lidera zespołu rockowego Elektryczne Gitary. Jak się okazuje, można stworzyć świetną oprawę muzyczną do filmu również z pomocą muzyki rozrywkowej.
I rozrywkowym też ma być w założeniu kino Machulskiego. Reżyser podaje nam bardzo smakowite, sycące danie, podlane sosem komentarza na temat nieudolności polskich organów ścigania. Grzech nie spróbować. "A jak mi powiesz, że to jest pomyłka, to dostaniesz w ryj!"