REKLAMA

Multipleksy kontra kina studyjne? Ten spór nie ma sensu, ale powiem wam, jaką przewagę mają te pierwsze

Lokowanie produktu: Pepsi

W dyskusji na temat kin studyjnych i multipleksów - a konkretniej: na temat wyższości jednych nad drugimi - od dłuższego czasu dominuje narracja, jakoby te pierwsze były oazą dla odbiorców świadomych, bardziej ceniących kulturę i ambitniejsze kino. W opozycji do pyszałkowatych, patrzących na pozostałych z góry zagorzałych przeciwników dużych kin, postanowiłem wskazać kilka powodów, dla których to właśnie multipleksy potrafią zagwarantować bardziej udany seans i, wbrew powszechnej opinii, chronią od znienawidzonych przeze mnie rozpraszaczy.

kino studyjne multipleks pepsi

Tak - mam się za kinomana. Konsumuję kino, uczę się o kinie (akademicko i hobbystycznie), piszę o kinie; rozmawiam o nim, w końcu - czy raczej przede wszystkim - odwiedzam. Odwiedziłem już wiele, wiele kin w całej Polsce i poza nią. Uwielbiam je. I nie piszę tego po to, by się czymkolwiek chwalić, a po to, by podkreślić, jak ważne miejsce w moim życiu i sercu zajmują te miejsca. W dziwacznym konflikcie wielbicieli placówek studyjnych z fanami multipleksów niebywale drażni mnie poczucie wyższości pierwszych nad drugimi - przejaw buractwa i zwykłego klasizmu. Ta wojenka jest, rzecz jasna, kolejnym wydumanym powodem dla polepszenia własnego samopoczucia. Kosztem innych, oczywiście.

To o tyle irytujące, że obecnie - w 2023 roku - z perspektywy przeciętnego widza oba typy kin mają swoje dość oczywiste plusy i minusy, przy czym to, o co zazwyczaj oskarża się multipleksy, to w gruncie rzeczy kwestie albo sporadyczne, albo nieaktualne. Oczywiście, małe sale kinowe z pewnością bardziej potrzebują naszego wsparcia, niż wielkie korporacje, skupmy się jednak wyłącznie na aspektach doświadczeniowych. Na seansie, komforcie, rozpraszaczach. Na tym, dlaczego multipleks wcale nie musi być gorszy.

Dlaczego nie przekładam kin studyjnych nad multipleksy?

  • Publiczność. Przeciwnicy argumentacji często przekonują, że w dużych kinach łatwiej o widzów, którzy zachowują się głośno i przeszkadzają innym w seansie. Z mojego doświadczenia wynika natomiast, że spotkać tego typu niekulturalne osoby można dosłownie wszędzie. To prawda, że z pewnych przyczyn bardziej przyciągają je duże sale umieszczone np. w centrach handlowych, niemniej jednak na uciążliwych współwidzów trafiałem w najróżniejszych miejscach. Tu jednak przechodzimy do przewagi multipleksów, czyli…
  • Multipleksy lepiej chronią przed głośnymi widzami. Serio. Niewielkie sale kinowe mają to do siebie, że czuje się w nich każdy ruch sąsiada, rozświetlony ekran telefonu przeszkadza znacznie bardziej, a każde chrząknięcie, chrupnięcie czy szept słychać dużo głośniej. Tymczasem wielka sala kinowa to większa przestrzeń, więcej miejsca do siedzenia, większa odległość od potencjalnych ludzkich zakłócaczy. Mam tu na myśli również fakt, że sala w multipleksie paradoksalnie gwarantuje większą…
  • Intymność. Serio, olbrzymi ekran i potężny dźwięk gwarantują audiowizualne doświadczenie, które ułatwia odcięcie się od świata. Gdy przede mną rozpościera się wielki kadr, a nowoczesne głośniki otaczają mnie brzmieniem świata przedstawionego, znacznie łatwiej zapomnieć o otaczającym świecie, skupić się na filmie, wsiąknąć w niego. Ewentualne rozmowy czy inne hałasy są zagłuszane, rozświetlony ekran smartfona faceta kilka rzędów z przodu w ogóle nie rozprasza i nie przykuwa uwagi. Jestem tylko ja i film. Niestety, mniejsze sale z mniej imponującym audio i skromniejszym ekranem znacznie bardziej sprzyjają rozproszeniu uwagi.
  • Wrażenia. Mówcie, co chcecie, ale arthouse mogę oglądać w domu, korzystając z własnego domowe kina. Gdy jednak mam ochotę na prawdziwy eskapizm, imponujące widowisko, intensywne blockbusterowe przeżycia - z pewnością wybiorę multipleks. Kino powstało właśnie dla takich filmów - po to, by zachwycać skalą, oszałamiać brzmieniem, gwarantować ogrom rozmaitych bodźców. Tu chodzi o prawdziwe przeżycie i zachwyt osiągnięciami kinematografii.
  • Wygoda, szamka i napój. O przestrzeni już wspominałem, a wygodne, coraz częściej rozkładane fotele w multipleksach nie mają sobie równych. Należę też do tych widzów - przyznaję - którzy lubią wszamać sobie trochę popcornu i zapić go zimną Pepsi podczas seansu. Oczywiście - wszystko tak, by nie przeszkadzać innym. Tu jednak znów wyłania się przewaga multipleksów - wbrew powszechnej opinii widzowie w kinach studyjnych również lubią wsuwać przekąski, z tą różnicą, że tam słychać każde mlaśnięcie. W multipleksach pół sali może gryźć i popijać i nikomu nie będzie to przeszkadzać. Być może dla niektórych to głupota, ale dla mnie - ostatni komponent pięknej całości, tradycja, finalne pociągnięcie pędzlem po płótnie, które dopełni dzieła. Nic mnie nie rozprasza; mam wrażenie, że zostałem sam na sam z filmem. Relaksuję się, wrzucam ziarno popcornu do ust, otwieram Pepsi - i PSST! Czas na film.

To czas dla mnie, podczas którego cała reszta świata zdaje się nie istnieć. I nie zrozumcie mnie źle - kocham kina studyjne i bywam w nich regularnie. Uważam, że każde z miejsc z wielkim ekranem ma swoje zalety. Dobrze byłoby jednak przestać toczyć tę niepotrzebną batalię, skończyć wywyższać jedno nad drugie i skupić się na tym, co nas wszystkich łączy - na miłości do kina.

Lokowanie produktu: Pepsi
Najnowsze
REKLAMA