REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

„Klangor” co prawda odkrył już wszystkie swoje karty, ale cały czas ma asa w rękawie

„Klangor” to jeden z tych seriali, o których nie przestajesz myśleć po wyłączeniu telewizora. Jest to zasługa prostej, ale wyjątkowo skutecznej strategii.  

13.05.2021
21:56
Klangor co prawda odkrył już wszystkie swoje karty, ale cały czas ma asa w rękawie
REKLAMA

Uwaga, tekst zawiera spoilery.  

REKLAMA

Widzów „Klangora” mogły zaskoczyć dwa ostatnie epizody. Po kilku początkowych godzinach, gdy fabuła rozwijała się powoli, obserwowaliśmy w dużej mierze Rafała Wejmana, który miota się między kolejnymi tropami w poszukiwaniu córki. Wiele z tych elementów wydawało się zupełnie niepotrzebnych, wypychających serial. Następnie w ciągu dwóch odcinków dostaliśmy odpowiedzi na niemal wszystkiego pytania. Niezbyt subtelnie wprowadzona retrospekcja pokazała nam, co stało się feralnej nocy, gdy zginął Ariel i zaginęła Gabrysia. Później dowiedzieliśmy się, że jaki los spotkał dziewczynę. Twórcy oczywiście ten najmocniejszy element zostawili na koniec epizodu, żeby rozgrzać emocje przed finałem.  

Dlaczego twórcy „Klangora” odkrywają karty tak szybko i tak bezpośrednio? 

Odpowiedzi mogą być dwie. Pierwsza, ta łatwa, to przekonanie, że prawdziwą bombę zachowują dopiero na finał. Ja jednak obstawiam inny scenariusz. Tomasz Gardziński w swoim tekście o serialu pisał, że „w trakcie oglądania „Klangora” trudno nie oprzeć się wrażeniu, że na platformie takiej jak Netflix podobna historia mogłaby zostać rozbita na trzy osobne produkcje”. Mój redakcyjny kolega trafił w sedno strategii twórców serialu.  

„Klangor” nie jest bowiem o zniknięciu Gabrieli Wejman. Nie opowiada on o śledztwie i poszukiwaniach. Nie ma tu za bardzo dochodzenia po nitce do kłębka. Zauważcie, że kluczem do rozwiązania sprawy jest jedno nagranie z monitoringu. Wcale nie trzeba było przesłuchać dziesiątek świadków, sporządzać profilu mordercy. Wystarczyło porozmawiać z kilkoma uczestnikami, spojrzeć w kamery i... to wszystko.  

 class="wp-image-1618210"

Fani kryminalnych seriali, którzy uwielbiają z tygodnia na tydzień śledzić detektywów obierających kolejne warstwy fabularnej cebuli, muszą być rozczarowani.  

„Klangor” jednak zupełnie nie jest serialem detektywistycznym. 

Zaginięcie młodej dziewczyny to tylko punkt zapalny, który ma obnażyć ludzi z ich słabości, doprowadzić do granicy wytrzymałości, złamać i dopiero wtedy pokazać, jakimi są naprawdę.  Choć to opowieść wielowątkowa, to elementy kryminalne schodzą na bok. Dostajemy mięsisty opis relacji między ludźmi w całym ich brudzie i znoju, ze wszystkimi animozjami,  

Głównym bohaterem w trakcie serii okazuje się jednak nie Rafał Wejman, a Krzysztof Ryszka (Piotr Witkowski), brat tego-gościa-granego-przez-Wojciecha-Mecwaldowskiego. Ostatnie dwa epizody pokazały, że to od jego poczucia winy, moralności, będą zależały losy Gabrysi, a przez to losy Wejmanów. Zresztą to on w gruncie rzeczy potrzebuje odkupienia i wewnętrznej przemiany. Zasugerowano nam to przecież szansą na powrót do byłej żony i do ukochanego synka. Życie rzeczywiście daje mu drugą szansę.  

Jestem przekonany, że najlepsze jest przed nami i finałowy epizod dostarczy nam opowieść, która najbardziej smakowite, bo najbardziej ludzkie wątki, zostawi na koniec.  

REKLAMA

Wszystkie odcinki „Klangora" obejrzycie w serwisie Canal+.

Oscarowe i głośne tytuły możesz obejrzeć w CHILI za darmo dzięki nowej promocji Logitech – sprawdź.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA