Drogi czytelniku! Usiądź wygodnie w fotelu lub na krześle i wyobraź sobie, że przenosisz się w przyszłość o jakieś 10-15 lat. Jesteś człowiekiem sukcesu. Masz przepiękną żonę/przystojnego męża oraz dwójkę najwspanialszych dzieci pod słońcem. Harujesz jednak jak wół dla szefa, który zleca ci dużo pracy. Nie masz czasu by pobyć zarówno ze swoim partnerem życiowym jak i z dzieciakami, tłumacząc sobie, że to dla ich dobra. Bezsenne noce spędzasz nad tworzeniem projektów dla swego pracodawcy. Masz już tego wszystkiego dość i wahasz się co wybrać. Praca czy rodzina?
Odpowiedź na to pytanie może wydać się prosta, ale nie dla bohatera komedii "Klik: I Robisz, Co Chcesz". Michael Newman, który jest architektem w pewnej wysokiej rangą firmie, znajduje się właśnie w takiej sytuacji. Dostaje niepowtarzalną okazję, aby awansować do poziomu partnera firmy, kosztem braku czasu na życie rodzinne. Spóźnia się na udział swego syna w zawodach pływackich, nie ma czasu obejrzeć z córką programów dla dzieci, a komórki wręcz nie potrafi oderwać od ucha. Te zdarzenia zaczynają irytować nie tylko cudowną żonę Michaela ale również jego rodziców. Pewnego dnia, mężczyzna wpada na pomysł, aby kupić uniwersalny pilot, dzięki któremu będzie mógł kontrolować wszystkie elektroniczne obiekty za pomocą jednego urządzenia. Jedzie więc do sklepu "Bed, Bath & Beyond", gdzie poznaje tajemniczego Mortiego, który daje mu w prezencie pilot, nie będący jeszcze skierowanym do sprzedaży. Okazuje się, że Michael może nim sterować całe swoje otoczenie i ludzi, według własnego uznania.
Pomysł, jak na komedię, zbyt oryginalnie się nie prezentuje, ale to nie znaczy, że od razu jest skazany na porażkę. Z resztą już po obejrzeniu samego zwiastunu, mamy nadzieję, że nie będzie to tylko jakaś głupawa amerykańska komedyjka, ale film, na którym będzie się można szczerze śmiać z prezentowanych tam żartów. Co więc otrzymaliśmy?
Reżyserem filmu jest Frank Coraci, znany głównie z takich produkcji jak "Kariera Frajera" czy "Od Wesela do Wesela". Tam właśnie swoje pamiętne role grywał Adam Sandler, więc i jego w "Kliku.." nie mogło zabraknąć. Wcielił się on w ojca rodziny dość przekonująco, co możemy zobaczyć po wrażeniach innych widzów na sali. Najbardziej jednak zaskakuje tożsamość Kate Beckinsale. Piękna angielka zatraciła może tutaj kawałek swojej brytyjskości, lecz wykonała zadanie celująco, porzucając lateksowy strój znany z "Underworld" i grając zwykłą kurę domową. Czasami takie role są naprawdę przydatne, po to by widzowie mogli się zrelaksować, a ci, którzy kojarzą aktorkę tylko z roli Selene, mogli się przekonać, że jej najmocniejszą bronią jest naturalność. Na tle głównych bohaterów, blado tylko wypada Christopher Walken. Ten znany i szanowany aktor, wcielił się w postać tajemniczego Mortiego. Starał się stworzyć oryginalną postać, lecz jej zarys gdzieś zanikł, gdy została zaprezentowana całość. Ciekawy pomysł, ale niedopracowany.
W "Kliku..." widać, że inspiracją do napisania scenariusza była "Opowieść Wigilijna" Charlesa Dickensa. Dostajemy ją bowiem przyodzianą we współczesne szaty. Oto Michael dostaje od Mortiego uniwersalny pilot, dzięki któremu może przewijać swoje życie oraz kontrolować otoczenie. Mamy więc trzy duchy (przeszłości, teraźniejszości, przyszłości) połączone w jedno małe urządzenie, którego twórcą wydaje się być sam tajemniczy sprzedawca. Postęp fabularny właśnie tak się rozwija. Najpierw przedstawienie problemu, potem powrót do czasów dzieciństwa, zauważanie niedociągnięć w czasach teraźniejszych, mających swoje konsekwencje lata później. Rozwiązanie całej tej sytuacji jest przewidywalne i niezbyt oryginalne, ale czy ktoś oczekiwał od tego filmu czegoś więcej?
Jak na komedię przystało, w filmie dostajemy porcję gagów, które mają nam umilić czas. Bardzo dobrze prezentują się te słowne. Sandler doskonale radzi sobie z ciętą ripostą, dzięki czemu możemy się otwarcie śmiać. Gorzej wygląda sytuacja z żartami sytuacyjnymi. Często bywają one niesmaczne i na niskim poziomie, chociaż nieraz będziemy na nich chichotać. Na szczęście, całość jest zgrabnie wyważona. Oba gatunki dostajemy w równej porcji, więc nie powinniśmy odczuć niedosytu.
Frank Coraci nie stworzył głupawej komedyjki. Całość niesie ze sobą prosty i łatwy do zapamiętania morał - "Najważniejszą wartością jest rodzina." Dlatego bez problemu można się na ten film wybrać z bliskimi. Jeśli szukamy ciepłej, prostej i śmiesznej komedii familijnej, która za kilka lat będzie puszczana w telewizji w niedzielne popołudnia, to "Klik..." wydaje się być doskonałym przykładem tego typu produkcji. Nie oczekujmy niczego oryginalnego. Jeśli idziemy do kina, aby się tylko rozerwać, to otrzymamy półtorej godziny niezobowiązującej i podanej w lekkiej formie, współczesnej wersji "Opowieści Wigilijnej", z której nawet dzieci mogą wynieść coś pożytecznego.