Małe kobietki biorą sprawy we własne ręce i zakładają „Klub Opiekunek”. Ten serial jest naprawdę świetny
Jeśli kiedyś będę mieć dorastającą córkę, to pierwszym tytułem, jaki jej polecę po „Ani z Zielonego Wzgórza” i „Małych kobietkach” będzie „Klub Opiekunek”. Nowy serial Netfliksa zadebiutował w serwisie i jest jedną z najbardziej inspirujących historii, jakie ostatnio widziałam.
Nowy serial Netfliksa pt. „Klub Opiekunek” jest adaptacją bestsellerowej serii książek Ann M. Martin o tym samym tytule. To zarazem ciepła i mądra opowieść o trudach dorastania, sile dziecięcej przyjaźni i wartości rodziny (nawet tej najbardziej „pokręconej” i wymykającej się tradycyjnym definicjom).
Choć klimatem i tematyką nawiązuje trochę do „Małych kobietek” i innego serialu Netfliksa pt. „Ania, nie Anna” (akcja „Klubu Opiekunek” toczy się współcześnie, ale problemy w nim ukazane są niezwykle uniwersalne), może stać się świetną przygodą dla każdego widza — niezależnie od jego wieku, czy płci.
Businesswoman z tornistrem
Kiedy Kristy Thomas (fenomenalna rola Sophie Grace) odkrywa, jak wielu dorosłych w jej otoczeniu ma problem z pogodzeniem pracy i opieki nad dziećmi, wpada na niecodzienny pomysł na biznes. Wraz z przyjaciółkami: Marry Anne, Claudią i Stacey, postanawia założyć tytułowy Klub Opiekunek. Idea jest prosta: dziewczęta tworzą harmonogram, według którego w wolnych chwilach po szkole oraz w weekendy pracują jako nianie. Tym samym zdejmują ciężar z barków zapracowanych rodziców, świetnie się bawiąc i zarabiając pieniądze na swoje drobne wydatki.
Biznes rządzi się jednak twardymi regułami — jak sukces ma wielu ojców (czy w tym przypadku „matek”), tak pierwsze trudności i porażki okażą się dużym testem na przyjaźń łączącą dziewczynki. Zwłaszcza że na horyzoncie pojawia się kolejna klubowiczka o imieniu Dawn, która sporo namiesza w uporządkowanym świecie młodej businesswoman Kristy.
Zawsze warto być fair
Netflix przyznał serialowi kategorię wiekową 7+, ale „Klub Opiekunek” to familijne kino, które wywoła uśmiech na twarzy widza w każdym wieku. Wartością tytułu jest nie tylko wciągająca fabuła (dzięki niezbyt długim, półgodzinnym odcinkom sezon można obejrzeć w jeden weekend, albo nawet wieczór), ale i mądre przesłanie, które mówi o tym, że zawsze warto być fair: niezależnie od tego, czy chodzi o postawę względem nieuczciwej konkurencji (klubowiczki muszą w pewnym momencie stoczyć walkę z podbierającymi im klientów starszymi koleżankami), czy przyznanie się przed rodzicami do niezaliczonego testu z matematyki.
Tęczowa rodzina to nadal rodzina
Zmieniam na tak: Jak to zwykle w produkcjach Netfliksa bywa, także i w „Klubie Opiekunek” pojawia się wątek związany z tożsamością płciową i szacunkiem względem osób o odmiennej orientacji seksualnej. Pokazane w serialu wątki LGBT są podane w tak subtelny i uczący empatii sposób, że stają się kolejnym atutem tytułu. To ważne, zwłaszcza w kontekście dokonującej się na naszych oczach rewolucji obyczajowej — czy komuś się ona podoba, czy nie. W końcu szacunek i wrażliwość na potrzeby swoje, ale i innych osób, to wartość ponadczasowa i bezdyskusyjna.
Małe feministki
To, co w dużym stopniu przebija się z serialu, to feministyczny przekaz, w najlepszym znaczeniu tego słowa: dziewczynki udowadniają, że mogą być tak samo przedsiębiorcze jak chłopcy, a pewność siebie należy czerpać z tego, kim się jest, a niekoniecznie z tego, co się ma i z jakiej rodziny się pochodzi. „Klub Opiekunek” porusza również poważne tematy, takie jak rodzinne więzi (często nadszarpnięte przez rozwody i inne konflikty w świecie dorosłych), tożsamość narodowa i szacunek do własnych korzeni: czyli te wszystkie kwestie, które uchodzą za „konserwatywne”. Połączenie współczesnych wyzwań pokroju tolerancji i praw kobiet z tradycyjnymi wartościami w jednym serialu dla dzieciaków to naprawdę duża sztuka.
Grzeczne dziewczynki mówią „dość”.
Gdyby w latach 90. powstawały takie produkcje jak „Klub Opiekunek”, prawdopodobnie kobiety z mojego pokolenia byłyby dużo bardziej świadome swoich atutów i tego, że „słabsza” płeć nie musi być przeszkodą w realizowaniu swoich pasji. Pokazana w filmie siła dziewczyńskiej przyjaźni (nie rywalizacji!), akceptacja nieidealnej, ale prawdziwej wersji siebie i fakt, że perfekcyjne rodziny nie istnieją, być może zdejmie z pokolenia naszych córek i wnuczek ciężar wiecznego dopasowywania się do cudzych oczekiwań. A to już bardzo, bardzo dużo.