REKLAMA

Obejrzałam Koronę królów i sprawdziłam, czy to tak zły tasiemiec, jak straszą

Maleje oglądalność serialu Korona królów. Prezes TVP przeciera oczy ze zdumienia. Oczywiście po kryjomu, nikt nie może widzieć. Inni szyderczo chichoczą z cichym “a nie mówiłem?” w myślach. Choć trudno powiedzieć, że serial ten szedł w dobrym kierunku, to jednak w międzyczasie odnotowałam bardzo delikatny progres.

korona królów tvp
REKLAMA
REKLAMA

Przez chwilę nawet wydawało mi się, że twórcy poszli po rozum do głowy - w kolejnych odcinkach pojawiało się coraz mniej błędów i elementów z innych epok, stroje coraz bardziej przypominały właściwe dworskie szaty, nie materiały pochodzące z dalekich krajów i innych czasów, nawet kamienna gra królowej Anny nieco odpuściła. No dobra, bardzo niewiele. Tak czy siak, miałam nadzieję, że twórcy, po licznych komentarzach, prześmiewczych tekstach i analizach poszli po rozum do głowy i zrozumieli, że nie warto traktować widza jak półgłówka, serwując mu rozrywkę wytworzoną jak najmniejszym kosztem. Ale, żeby z bieda-serialu stworzyć naprawdę sensowną serię, jeszcze kawał drogi. Już raczej nie do nadrobienia.

 class="wp-image-156210"

Nie dziwi mnie, że Korona królów znalazła stałych odbiorców. Wszak nie brakuje tam bohaterów, których można polubić. Poczciwa kucharka Gabija, intrygująca Egle czy bohaterski Pełka z Sieciechowa - to archetypiczne postaci, z bardzo uniwersalnymi zestawami cech, które można łatwo odnieść do rzeczywistości.

Zdaje się, że twórcy usłyszeli też uwagi dotyczące zdjęć plenerowych - w miarę rozwoju fabuły, coraz więcej scen działo się na zewnątrz, w lasach, nadal w wąskim kadrze, ale zawsze to +10 do realizmu, którego brak mocno uderzył widownię pierwszych odcinków.

W jednym z ostatnio wyemitowanych epizodów serialu Korona królów mamy nawet scenę pościgu i, o zgrozo, zamachu na życie Kazimierza.

Szkoda tylko, że żadna z nich nie trzyma w napięciu, nie jest w żaden sposób tajemnicza, nie towarzyszy im niepokojąca muzyka, cokolwiek, co mogłoby odróżnić te sceny od innych, zwykłych obyczajowych.

Choć poszczególne aspekty zostały nieco poprawione, a wytykane (choć nikt z twórców nie przyzna im racji) błędy delikatnie zniwelowane, to nadal poziom bardzo słabej telenoweli. Nadal można być obrażonym za to, że ktoś próbuje wciskać ludziom tak słabą produkcję w czasach, gdy możliwości i środki do stworzenia sensowniejszych obrazów są ogromne.

 class="wp-image-120841"
REKLAMA

Ratunku można by szukać w scenariuszu napisanym przez rzeczywistość - historia Polski w latach panowania Kazimierza Wielkiego była bardzo burzliwa. A sama postać króla należała do ciekawych figur. Jak wiadomo z historii, Kazimierz nie doczekał się męskiego potomka. Ponadto Aldona Anna Giedyminówna nie była jego ostatnią żoną. Ciekawe, jak scenarzyści rozwiążą ten wątek, czy uśmiercą kobietę zgodnie z prawdą historyczną (Anna zmarła w wieku ok. 26 lat), czy w fabule choć na chwilę pojawi się akcja? Ale - czy bez Ilony Łepkowskiej, specjalistki od dramatycznych zwrotów akcji w rodzimych tasiemcach, która w marcu opuściła ekipę Korony, może się to udać?

Czas pokaże. Dostrzegam jeszcze jeden pozytywny aspekt w scenariuszu Korony królów - próbę pokazania Kazimierza Wielkiego od tej ludzkiej strony. Odbrązowienia go, przedstawienia jako człowieka z krwi i kości, faceta, który wielbił piękne kobiety. Przez co zresztą miał niejeden problem. Ale i w tym wypadku, podobnie jak w całym scenariuszu i przekładaniu historii na potrzeby serialu, pokutuje największa przewina twórców - zachowawczość. Mogli oni uratować Koronę przed losem najbardziej wyszydzanej produkcji serialowej ostatnich lat. Wystarczyło tylko się trochę rozejrzeć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA