Czy wypada żartować z koronawirusa? Niektórzy sądzą, że tak
Stephen Colbert, Trevor Noah, Cezary Pazura czy PewDiePie. Co łączy tych panów? Żarty z koronawirusa. Nie zawodzą też Instagramerzy, którzy urządzają sobie sesje zdjęciowe z maskami na twarzach, tagując zdjęcia hasłem #coronavirus.
Nawet będąc człowiekiem bez grama poczucia humoru uważam, że żartować można z (prawie) wszystkiego. Aczkolwiek każdy komik powie wam, że w komedii liczy się przede wszystkim dobry timing. Wydaje mi się, że tego obecnie zabrakło tuzom rozbawiaczy takim jak Stephen Colbert czy PewDiePie (z góry przepraszam za zestawienie tych panów obok siebie).
Koronawirus, który z początku zaczął panoszyć się w prowincji Wuhan w Chinach, przyczynił się już do śmierci ok. 3 tys. ludzi.
Wprawdzie większość tych zgonów miała miejsce w właśnie w Chinach, to wirus zaczyna przemieszczać się na kolejne kontynenty, m.in. do takich państwa jak Iran, Francja czy Włochy. Światowa Organizacja Zdrowia nie wyklucza pandemii. Nie istnieje na ten moment skuteczny lek na koronawirusa. I oczywiście nie chodzi o to, by siać panikę, szerzyć apokaliptyczne wizje i przewidywać najczarniejsze scenariusze. Ale nie wiem też, czy w przypadku, gdy cała ta sytuacja jest w toku, jak to niektórzy mówią, jest „rozwojowa”, wypada sobie z niej żartować. Mówimy o niebezpiecznym wirusie, który zabił, na ten moment, tysiące ludzi.
Dosłownie kilka dni temu Cezary Pazura wrzucił na Instragrama krótkie wideo, w którym pokazuje „odkrywcze” zastosowanie samolotwej maski na oczy. Niczym McGyver Pazura zrobił z niej w „magiczny” sposób maseczkę na twarz, która może chronić przed koronawirusem.
Niby żarcik, można powiedzieć: „trzeba mieć dystans” i tak dalej, no i ja to wszystko rozumiem. Tylko raz jeszcze wracam do tego, co pisałem wcześniej o odpowiednim wyczuciu czasu.
Na zupełnie innym (bardziej wyszukanym) poziomie, ale też ze złym timingiem, do tematu podchodzą giganci amerykańskiej satyry, prowadzący wpływowe programy talk-show Stephen Colbert i Trevor Noah. Obu panów bardzo szanuję, ale wykorzystywanie epidemii koronawirusa do uderzenia w kolejne absurdy i głupoty administracji Donalda Trumpa...?
Trevor Noah okazał się niewiele lepszy, określając koronawirusa „najgorszą globalną pandemią (to w sumie pleonazm, ale daruję mu) od czasów „Baby Shark”.
Bardzo zabawne, naprawdę.
Ale to i tak pikuś w porównaniu z PewDiePie, który jak zawsze nie zawodzi. Dla niego cała sytuacja z koronawirusem do znakomita okazja do promocji samego siebie, uwielbienia dla swojej „zajebistości”, pokazania, jakie to fajowe jest jego poczucie humoru.
A to bazuje na chamskim obśmiewaniu, szydzeniu z innych nacji i trywializowaniu zagrożenia oraz śmierci tysięcy ludzi. Objawia się to u niego z przedrzeźniania chińskiego języka i wypowiadania jakichś nonsensowych zlepek wyrazów typu: „Xinghua fuzhou”! Koronawirusa nazywa też m.in. „coronachan”, podczas gdy w Japonii przyrostek „chan” używany jest przy zdrobnieniach adresowanych do bliskich przyjaciół, kochanków, zwierząt i dzieci.
Do tego, bym ponownie poczuł się jak w jakimś przedziwnym i kuriozalnym śnie, brakowało mi tylko zobaczenia sesji zdjęciowych na Instragramie, na których „modelki i modele” chcący być „cool i trendy” pozują w modnych strojach z… maskami.
Choć nie jest to najbardziej istotne, to koronawirus daje się we znaki także szeroko rozumianemu biznesowi. W związku z epidemią we Włoszech przewidywana jest recesja, a jeśli wirus rozprzestrzeni się na inne kraje, to całkiem możliwe jest globalne spowolnienie gospodarcze. Już w tej chwili Coca-Cola, która sprowadza sztuczne słodziki do swojego napoju z Chin, zapowiada braki magazynowe, podobnie Apple w przypadku iPhone’ów.
Koronawirus uderza też, na razie nieznacznie, w przemysł filmowy. Zaczęło się od anulowania kilku dużych premier filmowych w krajach azjatyckich (w tym najnowszej części przygód Jamesa Bonda), by niedługo później ewoluować choćby w zatrzymanie zdjęć do „Mission: Impossible 7” z Tomem Cruisem w roli głównej.
Sprawa jest więc poważna i to na wielu poziomach. Czy warto z niej żartować? Jak widać tuzy branży rozrywkowej uważają, że tak.
W końcu dla komika każda okazja jest dobra, dla stworzenia dowcipu, który chwyci na chwilę. Ludzie wprawdzie szybko o tym zapomną, ale internet już niekoniecznie i niesmak pozostanie. W obecnych kakofonicznych czasach bardzo łatwo jest każdemu z nas stać się częścią szumu i szkoda, że tak trudno jest nam czasem zreflektować się nad tym, co zamierzamy pokazać/powiedzieć. To trochę jak swego rodzaju social mediowy syndrom Tourette’a – jakby ludzie nie do końca potrafili się powstrzymać. Albo po prostu zapominają, że oglądają/obserwują ich miliony i cały czas myślą, że robią sobie żarty w wąskim gronie znajomych.