Fani „Domu z papieru”, którzy tęsknią za starym, dobrym napadem na bank, muszą obejrzeć „Kradzież stulecia”
„Dom z papieru” to jedna z najpopularniejszych europejskich serii platformy Netflix. Od dawna pojawiają się jednak głosy, że poziom produkcji drastycznie spada z każdym kolejnym sezonem. Dlatego fani „Domu z papieru” szukający innego serialu o napadzie na bank powinni zwrócić szczególną uwagę na „Kradzież stulecia”.
OCENA
„Kradzież stulecia” to nowy kolumbijski serial, który został zainspirowany autentycznymi wydarzeniami z 1994 roku. To właśnie wtedy grupa kolumbijskich złodziei napadła na Bank Republiki i ukradła z niego 24 miliardy pesos, co obecnie stanowi równowartość 41 mln dolarów. Opracowany przez członka kolumbijskiego kartelu napad okazał się olbrzymim sukcesem, ale jego uczestniczy nie mogli się długo cieszyć powodzeniem. Ukradzione banknoty zostały bowiem zidentyfikowane za pomocą numerów seryjnych i wyłączone z obiegu, przez co znacząco straciły na wartości. Większość złodziei nie została też z czasem ujęta przez organy ścigania.
Nie zmienia to jednak faktu, że wydarzenie nazwane w prasie „Kradzieżą stulecia” na stałe zapisało się w kolumbijskiej historii i na pewien czas mocno zdestabilizowało życie w kraju. Potencjał do serialowej adaptacji napadu był więc ogromny i twórcy nowego dzieła serwisu Netflix skrzętnie z niego skorzystali. I nie wahali się przy tym wprowadzić bardzo znaczących zmian w fabule produkcji.
„Kradzież stulecia” kreuje wokół siebie aurę prawdziwości, ale zdecydowana większość wydarzeń pokazanych na ekranie została zmyślona.
Nie jest to bynajmniej wielkim problemem, bo narracja wykreowana przez showrunnera Pablo Gonzaleza i scenarzystów jest absolutnie fascynująca. Fabuła „Kradzieży stulecia” kręci się wokół dwóch przyjaciół-złodziei. Chayo to utalentowany szwindlarz i inicjator większości napadów, z kolei Prawnik odpowiada za ich skuteczną realizację. Obu mężczyzn poznajemy w samym środku skoku, który kończy się wpadką. Z powodu chciwości Chayo jego towarzysz zostaje postrzelony i ujęty przez policję. Ich wzajemne relacje zostają z tego powodu znacząco nadszarpnięte i dopiero po dwóch latach Prawnik decyduje się wysłuchać przeprosin przyjaciela. Robi to oczywiście nie bez powodu – na horyzoncie szykuje się bowiem największa robota w ich karierze.
Liczący sześć odcinków miniserial koncentruje się na pokazaniu nie tylko przygotowań do skoku, jego realizacji i późniejszych reperkusji, ale też zarysowaniu z dużymi szczegółami prywatnego życia głównych bohaterów. Obaj mężczyźni tak naprawdę nie mają bowiem nic do stracenia. Chayo tonie w długach i bez przerwy okłamuje rodzinę, a Prawnik w wyniku ran postrzałowych stracił nerkę i powoli umiera. Ratunkiem dla obu mają być ukradzione z banku pieniądze.
Porównanie nowej miniserii do serialu „Dom z papieru” nie było przypadkowe. Obie produkcje są bowiem niezwykle stylowe.
„Kradzież stulecia” w żadnym wypadku nie odkrywa tutaj Ameryki. Cała opowieść jest w dużej mierze dosyć archetypiczna, więc osoby zaznajomione z gatunkiem łatwo przewidzą kolejne wypadki i rozwiązanie całej intrygi. Natomiast trudno powiedzieć, żeby to przeszkadzało w czerpaniu przyjemności z oglądania kolumbijskiej produkcji. Wszystkie elementy filmowego rzemiosła zostają tu doszlifowane i podane w interesujący sposób. Aktorstwo nie przekracza granicy zbytniego melodramatyzmu typowego dla południowoamerykańskich tytułów, ale odtwórcy głównych ról potrafią też po nie sięgać w niezbędnych momentach. Ścieżka dźwiękowa aż prosi się o zrobienie jakiejś kompilacji wszystkich świetnych numerów użytych w serialu, a scenariusz i zdjęcia zostały wykonane niezwykle kompetentnie.
Nie wahałbym się nawet powiedzieć, że „Kradzież stulecia” ma wszystko to, co „Dom z papieru” zdążył utracić. Plan napadu Chayo, Prawnika i ich towarzyszy ma sens, a jego realizacja zostaje przeprowadzona sprawnie i z pomysłem. Nie znajdziemy tutaj żadnych dłużyzn i nie spędzimy niekończących się minut na melodramatycznym roztrząsaniu nikogo nieinteresujących szczegółów z życia uczuciowego bohaterów. Takie wątki w miniserialu oczywiście się pojawiają, ale nie przytłaczają tego, co w opowieści o napadzie na bank powinno być najważniejsze.
Wręcz przeciwnie, jeśli twórcom „Kradzieży stulecia” można zarzucić jakąś poważniejszą wadę, to byłaby nią nadmierna skrótowość w niektórych momentach. Tempo w 2. połowie produkcji przyspiesza aż za mocno, co może poskutkować dezorientacją części widzów. Co oczywiście nie zmienia faktu, że kolumbijski Netflix Original jest tytułem jak najbardziej godnym waszej uwagi.
Miniserial „Kradzież stulecia” znajdziecie na platformie Netflix.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.