Zapomnijcie na chwilę o hypowym Dragon Ballu, Pokemonach czy nawet dużo starszym Yattamanie. Te kreskówki każdy pamięta i wspomina przy piwie z przyjaciółmi narzekając na współczesny, marny poziom bajek dla dzieci. Ja postaram się sięgnąć do najdalszych zakamarków waszej pamięci i wyciągnąć na światło dzienne zapomnianych bohaterów dzieciństwa.
Wbrew pozorom lata 90-te oferowały dosyć dużo najmłodszej części widowni. Już wtedy mieliśmy kanały dedykowane jak Cartoon Network, Nickolodeon, Fox Kids, a do tego kreskówki na RTL7, w TVNowskim Bajkowym Kinie (blok kreskówek w godzinach popołudniowych), na Polsacie lub na programie Polonia1, nie wspominając o wieczorynce na TVP1
Na RTL7 dominował DragonBall, później Yaiba (już na TVN 7), na Polsacie Pokemony, MotoMyszy z Marsa, Batman: TAS, Batman Przyszłości oraz Spider-Man: TAS, na Fox Kids rządziło wszystko spod znaku Marvela, czyli Iron Man, Fantastyczna Czwórka, X-Men i Incredible Hulk oraz Silver Surfer. Cartoon Network to z kolei przede wszystkim produkcje spod znaku Hanna-Barbery, tzn. Laboatorium Dextera, Johnny Bravo, Atomówki i Jam Łasica. TVN zapadł mi najbardziej w pamięci dzięki Insepktorowi Gadżetowi i Łebskiemu Haremu. Co do Wieczorynki, to pisałem o niej trochę tutaj.
Oczywiście nie są to wszystkie znane produkcje z tamtego okresu, a jedynie te, które pojawiały się najszybciej w mojej wyobraźni na hasło: lata 90-te. Przejdźmy zatem do tych mniej oczywistych tytułów. Żeby jednak to wszystko miało ręce i nogi, pozwoliłem sobie na posegregowanie materiału pod kątem stacji nadającej dany program i podzieleniu go na cztery części.
Cartoon Network / Hanna-Barbera
Pewnie większość osób nie pamięta, ale do 1998 roku Cartoon Network był w Polsce dostępny wyłącznie w języku angielskim. Dzięki anglojęzycznej wersji CN można było podziwiać kreskówki z lat 70-tych czy nawet 60-tych. Flinstonów, Jetsonów, Scooby Doo czy bohaterów Looney Tunes nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, ale co z resztą?
Wacky Races
Chyba najbardziej znana seria wśród oldschoolowych kreskówek Cartoon Network, do dzisiaj przez wielu wspominana z rozrzewnieniem. Fabuła Wacky Races jest do bólu prosta, a zarazem genialna. Jesteśmy świadkami zmagań jedenastu drużyn w wielkim wyścigu dookoła Stanów Zjednoczonych. Na tle wszystkich kierowców z pewnością wyróżniał się złowieszczy duet – Dick Dastardly (kwintesencja czarnego charakteru = czarne, podkręcane wąsy) i jego chichoczący pies Muttley.
Tych dwóch rzezimieszków było na tyle sympatyczną mieszanką, że jeszcze w tym samym roku, w którym powstało Wacky Races (1969) wypuszczony został spin-off o tytule Dastardly and Muttley In Their Flying Machines. Tutaj akcja skupiała się wokół starań Dastardly’ego i Muttleya oraz ich gangu na złapaniu gołębia Yankee Doodle, znienawidzonego przeze mnie na równi z Jerrym i Strusiem Pędziwiatrem. Zarówno Wacky Races jak i Dastardly and Muttley In Their Flying Machines opierali się częściowo na kinowych hitach z 1965, tj. The Great Race i Those Magnificent Men in their Flying Machines, Or How I Flew from London to Paris in 25 Hours 11 Minutes – swoją drogą całkiem niezłe komedie.
Birdman and the Galaxy Trio (lub jak kto woli Ptasior i Galaktyczne Trio)
Pomarańczowy uniform, skrzydła, „strzelanie z ręki” i niewidzialna tarcza, tak w skrócie wygląda Birdman, czyli dosyć typowy superbohater ze stajni Hanna-Barbery z lat 60-tych (podobny chociażby do Space Ghosta), który wraz ze swoim wielkim, purpurowym ptakiem (Avengerem) próbuje powstrzymać organizację F.E.A.R. przed wprowadzeniem w życie swoich niecnych planów. Mimo, że wraz z upływem czasu patetyczny charakter kreskówki przybrał raczej komediową postać, to nadal bardzo przyjemnie ogląda się tę kreskówkę, ciężko zresztą nie uśmiechnąć, gdy słyszy się okrzyk bojowy „Biiiiiiirdmaaaaan!”.
Oprócz wizualnych podobieństw Birdmana i Space Ghosta, te dwa seriale łączy również fakt, że wiele lat po swojej pierwotnej emisji zostały wznowione w wersji dla dorosłych – Birdman jako sitcom Harvey Birdman, Attorney at Low, a Space Ghost jako talk show Space Ghost Coast To Coast, obydwie produkcje były zresztą bardzo udane.
Dynomutt, Dog Wonder
Dynomutt, Dog Wonder to kolejna kreskówka wyprodukowana przez studio Hanna-Barbera. Głównymi bohaterami są przygłupi /nieporadny robo-pies Dynomutt i jego właściciel Blue Falcon - parodia wszystkich patetycznych superbohaterów złotej ery komiksu, a w szczególności Batmana. Akcja serialu rozgrywa się w Big City, gdzie Falcon wraz ze swoim psem zwalcza przestępczość w iście „epicki” sposób. Na każdym kroku napotykamy się na prześmiewczy charakter kreskówki, bohaterowie cały czas wznoszą okrzyki bojowe, rozmawiają wprost do kamery, wypowiedzi Falcona przybierają podniosły ton – co zresztą kłóci się z idiotycznym zachowaniem kompana - a przeciwnicy to np. Madame Apeface, Fishface albo gadający robak o przydomku Robak…
Galtar and the Golden Lance
Ileż ja się tego naszukałem, jedyne co zapamiętałem z dzieciństwa to świecący miecz, a raczej lanca (łatwo było pomylić z Thundarr the Barbarian) i bumerang rzucany przez jakiegoś chłopca. No, ale udało się i o to jest… Galtar i jego Złota Lanca - kreskówka wyprodukowana w latach 80-tych na fali popularności He-Mana. Trudno nie dostrzec zresztą kilku podobieństw między tymi produkcjami: blondyn z wielkim mieczem, fantastyka mieszająca się z sci-fi i magiczny rumak/kot.
Historia Galtara, to zmagania z siłami zła w postaci Tormacka - uzurpator tronu królestwa Bandisar i morderca rodziców bohatera. Nasz protagonista nie jest jednak sam, w jego walce pomagają mu księżniczka Goleeta, jej brat Zorn (ten z bumerangiem), a czasami także Rak i Tuk, ojciec i syn trudniący się najemnictwem – wprowadzający element komediowy do fabuły.
Jonny Quest
Jonny Quest to legenda, wymiatacz, kreskówka z którą jedynie Dragon Ball może się równać. Raz obejrzana nie daje o sobie zapomnieć przez całe życie. Skąd taka ekscytacja? Z trzech powodów:
Po pierwsze: genialna historia o przygodach chłopca (Jonny’ego), który towarzyszy ojcu dr. Bentonowo Questowi w jego wyprawach zleconych przez rząd USA, wraz ze swoim przyrodnim bratem Hadji, psem Bandytą i rodzinnym ochroniarzem Rogerem „Race” Bannon.
Po drugie: świetny soundtrack (przypominający czasami filmy z Jamesem Bondem), a w szczególności genialne intro, rozpisane na big-bandową orkiestrę przez znamienitego kompozytora Hoyta Curtina, twórcę czołówek do Flinstonów, Jetsonów, Smerfów, a także dwóch kompozycji użytych w filmie Plan 9 z Kosmosu.
Po trzecie: traktowanie odbiorców jak normalnych, inteligentnych widzów, czego brakuje współczesnym animacjom. Fascynujące podróże Jonny’ego - pełne potworów, kosmitów, robotów, a zarazem wartkiej akcji, gdzie nie brakuje strzelania i zabijania – bardzo dobrze korespondowały z realistyczną kreską. Mimo, że kreskówka kierowana była do dzieci, to trzeba przyznać, że równie dobrze mogliby ją oglądać starsi widzowie. Jak widać, po tylu latach te stare animacje „pełne brutalnych scen” nie skrzywiły psychiki dzieci, które je namiętnie oglądały.
Jonny Quest doczekał się całkiem udanych kontynuacji w postaci The New Adventures of Jonny Quest z lat 80-tych i The Real Adventures of Jonny Quest z lat 90-tych z podrasowaną komputerową grafiką, które zostało wyemitowane już na polskojęzycznym CN.
W dzisiejszym rozdaniu to wszystko, następnym etapem będzie materiał z oldschoolowego Nickelodeon i Polsatu.