REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

"Królowie Dary" to fantasy ponadprzeciętne, ale dalekie od ideału. Recenzja sPlay

"Królowie Dary", wbrew obiegowej opinii, to książka nie wybitna, a w najlepszym razie przeciętna. Co, jak na standardy gatunku fantasy, zdecydowanie wyróżnia ją in plus.

03.06.2016
17:42
Królowie Dary to fantasy ponadprzeciętne, ale dalekie od ideału
REKLAMA
REKLAMA

Nie jestem - już - fanem fantasy. Kiedyś potrafiłem zaczytywać się w tych wszystkich heroicznych przygodach wybrańców walczących ze złem, jednak w miarę, jak zacząłem otwierać się też na inne gatunki literackie, fascynacja elfami, orkami i krasnoludami przemieniła się w obojętność, a potem - w oziębłość. Od czasu do czasu sięgam jednak po powieść, o której mówi się i pisze, że jest dla fantasy swego rodzaju objawieniem, nowym "Władcą Pierścieni", drugim "Wiedźminem" albo trzecim "Czarnoksiężnikiem z Archipelagu". Na ogół tylko po to, by się rozczarować.

królowie dary class="wp-image-70260"

Książka "Królowie Dary" Kena Liu nie jest może promowana aż tak dosadnie, niemniej jednak zdecydowana większość opinii i recenzji, jakie zdarzyło mi się na jej temat czytać, wręcz kipiały od pochwał i zachywtów. Pomyślałem więc, że może wreszcie w tym gatunku trafiła się jakaś perła. Pozycja, która faktycznie wniesie do niego coś nowego, świeżego, atrakcyjnego. I, cóż, rozczarowałem się po raz kolejny.

Mój zawód nie był jednak przesadnie duży. Po pierwsze dlatego, że do tych wszystkich pochlebstw, których się naczytałem, podchodziłem z dystansem. Po drugie dlatego, że "Królowie Dary" to wcale nie jest zła książka. Choć do ideału sporo jej brakuje.

Pierwszy tom "Pod sztandarem Dzikiego Kwiatu" Kena Liu to opowieść to opowieść o buncie przeciw wszechwładnemu cesarzowi. Cesarz ów podbił wszystkie królestwa i zjednoczył je pod jednym berłem, wprowadzając w nich surowe prawa i zmuszając do niemal niewolniczej pracy swoich nowych poddanych. Dwóch mężczyzn, potężny i świetnie wyszkolony Mata Zyndu oraz hulaka i pijus Kuni Garu, łączą siły, by obalić tyrana. Choć różnią się od siebie niemal wszystkim, szybko zaczynają się przyjaźnić. Jednak różnice w światopoglądzie na wiele spraw sprawiają, że coraz bardziej się od siebie oddalają. Obaj mają też własne wizje, co do tego jak powinien wyglądać świat po upadku cesarza.

Są rzeczy, które trzeba "Królom Dary" oddać.

Mocno inspirowany orientem świat, w którym rozgrywa się akcja powieści, jest ciekawy, dobrze oddanie i różnorodny. Machinacje bogów, którzy biorą bezpośredni udział w politycznych rozgrywkach śmiertelników to pomysł może nie nowy, ale trafiony. Bohaterowie są charakterystyczni, dają się lubić, choć niektórym z pewnością przeszkadzać będzie brak silnej i mającej istotny wpływ na fabułę postaci kobiecej. Liu zadbał także o tło psychologiczne, drugi plan i sensowne zawiązanie akcji, co w książkach fantasy jest raczej rzadkością.

Świat przedstawiony nie jest też światem pozbawionym głębi, wypadki mają swój ciąg logiczny, skutki nie pozbawione są przyczyn. To samo można powiedzieć też o bohaterach, których decyzje nie biorą się z niczego, a są najczęściej efektem jakichś wydarzeń czy przemyśleń. Każda decyzja ma swoje konsekwencje, próżno szukać tu też jednoznacznie złych wyborów. Problem jest jednak taki, że cała ta głębia to głębia pozorna. Na pierwszy rzut oka efektowna, sprawiają dobre wrażenie, ale w gruncie rzeczy wszystkie wymienione tu cechy są dość naiwne, banale i nijak nie odkrywcze. Zasadniczo więc nie robią wrażenia.

To, że książka "Królowie Dary" napisana została lepiej, niż osiemdziesiąt procent dostępnych na rynku tytułów fantasy świadczy nie o wielkości warsztatu Kena Liu, a o literackiej miernocie tego gatunku. Język jest tu poprawny, ale dość monotonny.

REKLAMA

Fanom fantasy polecam, bo na tle innych tytułów z tego nurtu, "Królowie Dary" prezentują się lepiej niż nieźle. Tym, którzy po prostu szukają solidnej lektury, radzę jednak zwrócić wzrok w inną stronę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA