Kronika świąteczna nie zastąpi wam Kevina samego w domu. A szkoda, bo ten film Netfliksa miał spory potencjał
Kilka dni temu do Białego Domu przyjechało drzewko bożonarodzeniowe, a więc w Stanach oficjalnie rozpoczął się świąteczny czas. Ruszyła też machina medialna, która przez najbliższy miesiąc będzie nam fundować choinki, gwiazdki i Mikołajów z czekolady. Netflix postanowił nie być gorszy i dał swoim użytkownikom film Kronika świąteczna.
OCENA
Nie jest wielką tajemnicą, że Hollywood lubi wykorzystywać wszelkiego rodzaju święta i uroczystości, na których można zarobić. Szczególnie, jeśli są to okazje tak powszechnie celebrowane, jak święta Bożego Narodzenia. Dlatego przecież powstały takie klasyki kinowe jak To właśnie miłość, Holiday czy Kevin sam w domu. I tak, już od przynajmniej kilkunastu lat, te filmy właśnie towarzyszą milionom rodzin na całym świecie. Co roku pojawiają się też kolejni kandydaci, którzy chcą zawojować świąteczny panteon. Jednak nie przypominam sobie, żeby któremuś ostatnio to się udało.
Z okazji zbliżających się świąt, Netflx również postanowił spróbować swoich sił na rynku świątecznym.
W Kronice świątecznej spotykamy się z rodzeństwem, które dopiero co przeżyło śmierć ojca. Teddy Pierce (Judah Lewis) jest wyraźnie sfrustrowany i nie wie, jak poradzić sobie z żałobą. Z kolei młodsza siostra, Kate Pierce (Darby Camp), zachowuje się trochę tak, jakby strata ojca w ogóle jej nie ruszyła. Ich matka właściwie jest nieobecna, pracuje w szpitalu i często bierze podwójne zmiany. Noc wigilijną spędza na kolejnym dyżurze. Pod nieobecność mamy dwójka dzieciaków wpada na pomysł próby przyłapania Świętego Mikołaja na gorącym uczynku. Zuchwałość rodzeństwa jest źródłem początkowych problemów, w wyniku których Teddy i Kate muszą stać się przymusowymi pomocnikami Mikołaja.
Kronika świąteczna od Netfliksa to film pełen sprzeczności.
Widać, że ktoś miał całkiem niezły zamysł na fabułę. Pojawia się tutaj poruszająca historia relacji między rodzeństwem, a także budująca przypowieść o tym, że każdy z nas nosi w sercu dobro. Z drugiej strony mamy całkiem innowacyjne podejście do osoby Świętego Mikołaja. Poczciwy białobrody staruszek u Netfliksa wcale nie jest znowu taki wiekowy, jego broda jest raczej szara niż śnieżnobiała i nie można odmówić mu dobrej kondycji.
Jednocześnie przy dobrze skonstruowanej postaci zapracowanego świętego, mamy szereg postaci przeciętnych i nielogicznie poprowadzonych. I nawet nie mówię tutaj o rodzeństwie Pierce'ów czy ich matce. Bardziej uwierają mnie postaci drugoplanowe, spotykane w trakcie zwariowanych wydarzeń wigilijnej nocy. O ile twórcy na początku filmu bardzo zgrabnie bawią się konwenansami i pytaniem, co by było, gdybyś to ty spotkał prawdziwego Świętego Mikołaja, to im dalej postępuje akcja filmu, tym te reakcje stają się coraz bardziej oderwane od rzeczywistości.
W filmie spotykamy także magicznych pomocników Mikołaja. Są mali, mają wielkie oczy i swój specjalny język. Brzmi jak Minionki? Otóż nie, to elfy. Jednak cała konstrukcja tych postaci aż bije minionkowym światłem w oczy, niczym bożonarodzeniowa choinka. Aż kusi, żeby przefarbować stworki na żółto, dorobić im bardziej obłe kształty i spokojnie mogłyby knuć plany zagłady świata w animacji spod skrzydeł Universal Pictures.
Sama nie wiem, co właściwie robi w tym filmie Kurt Russell.
W roli białobrodego zobaczymy Kurta Russella. Fakt, aktor wypada naprawdę dobrze i przekonująco, tryska humorem i delikatnymi podtekstami, które dodają masę rozrywki do filmu. Gdy tylko na ekranie pojawia się Święty Mikołaj, poziom całej produkcji skacze przynajmniej o dwa punkty w górę. Gorzej jest, jak aktor znika, bo wtedy nie ma kto dźwigać całej produkcji. Mamy więc tutaj do czynienia z klasyczną filozofią Netfliksa – zatrudnić jedną wielką gwiazdę i liczyć na dwa rozwiązania. Albo ta jedna persona uniesie cały ciężar obrazu, albo pozostali aktorzy pozytywnie zaskoczą i faktycznie sprawdzą się w swoich rolach. Niestety, tutaj nie widać ani pierwszego rozwiązania, ani tym bardziej drugiego. Oczywiście Russell jest świetnym aktorem i udowodnił to już wiele razy. Więcej! Powiedziałabym, że jest na tyle wybitnym aktorem, że grając postać obarczoną tak dużym bagażem kulturowym, był w stanie wyciągnąć z niej coś nowego i interesującego. Co przecież łatwe nie jest.
Jednak to nie jest film przede wszystkim o Świętym Mikołaju. Kronika świąteczna jest produkcją opowiadającą o rodzeństwie Pierce’ów i ich wzajemnej relacji. I ta dwójka młodziutkich aktorów po prostu nie jest w stanie udźwignąć tego, czego wymaga od postaci scenariusz. Ich gra jest momentami tak sztuczna i wymuszona, że aż kuje w oczy. Ten brak szczególnie boli w scenach, gdy próbuje się pokazać tarcie między nimi, albo właściwie jego brak. Aktorzy stoją, mówią coś do siebie, czasem nawet krzyczą, ale nie ma w tym emocji, które przecież zawsze są obecne między dwójką dorastających se sobą dzieci. Jeśli sami macie rodzeństwo, najprawdopodobniej wiecie, o co mi tutaj chodzi. Relacje rodzeństwa są bardzo emocjonalne, a tutaj po prostu tych uczuć brakuje.
Kronika świąteczna raczej nie podbije waszych serc.
Świąteczny eksperyment Netfliksa to film, który możecie sobie włączyć, żeby coś grało w trakcie lepienia pierogów, gotowania bigosu albo ubierania choinki. Jednak jestem prawie przekonana, że do waszej listy top filmów na Boże Narodzenie nie trafi. A w sumie szkoda, bo ten potencjał gdzieś tam naprawdę był. Widać zresztą, że Netflix próbował wykrzesać ogień. Zatrudnił przecież do produkcji ludzi z wielkim talentem. Mowa tu nie tylko o świetnym Kurcie Russellu, ale także o producencie, Chrisie Columbusie, odpowiedzialnym między innymi za świąteczną legendę, czyli Kevina samego w domu, a także za Harry’ego Pottera. Jednak najwyraźniej dwa doświadczone talenty to za mało, aby stworzyć kolejny wielki hit.