Przepraszam z góry za ten clickbait w tytule, ale nie przyszło mi do głowy nic lepiej zwracającego uwagę, gdyż "Księgowy" jest tak nudnym i nieudanym filmem, jak można się było spodziewać po samym jego tytule.
Zanim przejdę do meritum i wyjaśnię tytuł mojej recenzji (a nie jest on totalnie znikąd), to nadmienię, że absolutnie nie mam nic przeciwko księgowym. Więcej, moja mama jest księgową, także nie mam na celu w żaden sposób dyskredytować tej grupy zawodowej. Tym niemniej nikt mnie nie przekona, że jest to wyjątkowo ciekawa i emocjonująca praca.
Niestety, to samo można powiedzieć o filmie z Benem Affleckiem, który dumnie nosi tytuł "Księgowy".
Affleck wciela się Christiana Wolffa, borykającego się z autyzmem, geniusza matematycznego, który pracuje jako księgowy dla groźnych organizacji przestępczych.
Wolff działa skutecznie pod przykrywką od wielu lat, jednak w pewnym momencie po piętach zaczął mu poważnie deptać wydział Departamentu Skarbu, z jego dyrektorem Rayem Kingiem (wyborny jak zawsze J.K. Simmons) na czele. Gdy Wolff zaczął się domyślać, że jest na celowniku Departamentu podjął się pracy dla legalnego klienta, nowoczesnej firmy zajmującej się robotyką, w której wykryto nieprawidłowości finansowe opiewające na miliony dolarów. Jednak w trakcie śledztwa zaczynają ginąć ludzie pracujący w tej firmie...
Podsumowując, oglądamy film o autystycznym geniuszu liczb, pracującym jako księgowy i przy okazji odznaczajacym się ponadprzeciętną umiejętnością sztuk walk oraz strzelania. Nie wiem jak dla was, ale dla mnie brzmi to jak mocno naciągany opis fabuły jakiegoś kiepskiego filmu sensacyjnego z lat 90., z przeznaczniem na rynek kaset wideo.
I niestety, "Księgowego" nie da się brać z przymrużeniem oka, gdyż obraz ten jest siermiężnie poważny.
Tego typu historia brzmi zdecydowanie lepiej na kartach powieści kryminalnej, niż na ekranie kina. W dodatku "Księgowy" ma całą masę problemów zarówno formalnych jak i tożsamościowych. Film jest kompletnie nieskładny, mętny, nieumięjętnie poskładany, przez co widz ma problem ze śledzeniem fabuły. Chaotyczne retrospekcje w połączeniu z dość ślamazarnym tempem całości i ciężką ręką reżysera sprawiają, że "Księgowego" nie ogląda się przyjemnie.
W dodatku, obraz ten ma wyraźny kłopot z określeniem do jakiego gatunku należy.
Z jednej strony chce być dramatem psychologicznym, z drugiej thrillerem, chwilami też sensacją, słowem, miksturą mrocznej wersji "Rain Mana" z "Hitmanem". Sęk w tym, że reżyserowi zabrakło chyba talentu, gdyż każdy z tych gatunków został jedynie lekko muśnięty i jako całość jest totalnie niekoherentny. Narracja kuleje, sceny akcji (których nie ma wprawdzie za dużo) też nie odznaczają się wybitną sprawnością reżyserską. Nie jest dobrze.
Nie pomaga też sam Ben Affleck, na którego barki zrzucono ciężar całego filmu.
Cenię go jako reżysera, ostatnio zadziwiająco przekonał mnie do swojej interpretacji Batmana, ale niestety w "Księgowym" powrócił do swojego starego emploi, czyli drewnianej, naburmuszonej facjaty, która nawet wcielając się w postać z autyzmem nie jest przekonująca. To chyba sygnał, że jest źle. W dodatku na ekranie przez chwilę partneruje mu Anna Kendrick, niezła choć potwornie irytująca aktorka, tym razem kompletnie źle dobrana i nie pasująca ani do filmu, ani do duetu z Affleckiem. Tak źle dobranej pary na ekranie już dawno nie widziałem.
Oprócz tego, w "Księgowym" zobaczymy również niewielką rolę J.K. Simmonsa (czyli przyszłego komisarza Gordona, który m.in. z Affleckiem zagra w kolejnych odsłonach przygód Batmana na dużym ekranie). On jak zawsze nie zawodzi i nawet na drugim planie potrafi stworzyć aktorską perełkę.
A skąd w tytule ten Punisher? – spytacie.
A no stąd, że głownego przeciwnika tytułowego księgowego, z którym postać Afflecka będzie musiała się zmierzyć w finale, zagrał, całkiem nieźle, Jon Berenthal, który wciela sie obecnie w Punishera w "Daredevilu" (i w krótce w swojej własnej serii) w Netfliksie. Taki oto nam się komiksowy cross-over zrobił. Aczkolwiek, mimo wszystko, to chyba za mało, by polecić komukolwiek "Księgowego".