REKLAMA

Kto Nigdy Nie Żył

Gdy sytuacja polskiego kina stoi na wyjątkowo niskim poziomie, aktorzy teatralni i kabaretowi biorą sprawy w swoje ręce i tworzą swoje własne filmy. Był już Stanisław Tym, który napisał scenariusze do "Rozmów kontrolowanych", czy "Bruneta Wieczorową Porą", a zasłynął poprzez nakręcenie kontynuacji "Misia" - "Rysia". Pojawił się nawet Jacek Borusiński, który wraz ze swoimi kolegami z kabaretu Mumio stworzył zupełnie nową wizję komedii w Polsce, poprzez stworzenie "Hi Way". Efekty prac obu panów nie były aczkolwiek do końca doceniane, gdyż reprezentowały humor specyficzny nie do końca odpowiadający masowemu odbiorcy. Z pomocą rodzimej kinematografii przyszedł również aktor Andrzej Seweryn, który nie bawi się stylistyką komediową, a raczej dramatem religijnym. "Kto Nigdy Nie Żył" to jego debiut reżyserski, ale czy udany?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Młody ksiądz Jan odbywa służbę Bogu nie tylko pracując dla małego warszawskiego kościółka, ale przede wszystkim spędzając codziennie czas z młodzieżą uzależnioną od narkotyków. Nie potrafi sobie wyobrazić innego życia, a nastoletni ludzie z marginesu widzą w duchownym ogromny autorytet. Dzięki nim mogli zrozumieć swój błąd oraz odkryć, że świat "dragów" nie jest na tyle atrakcyjny, jak im się wydawało. Pewnego dnia okazuje się jednak, że Jan jest nosicielem wirusa HIV. Odwraca to jego życie całkowicie do góry nogami i nie jest w stanie pojąć dlaczego Bóg wybrał dla niego właśnie taki plan. Ksiądz opuszcza Warszawę i planuje żyć spokojnie do końca swoich dni w klasztorze franciszkanów. Nie będzie to jednak dla niego łatwym zadaniem.

REKLAMA

Film Andrzeja Seweryna może być analizowany pod dwoma płaszczyznami. Pierwsza z nich to sfera religijno-społeczna. Mamy tu bowiem po jednej stronie obraz degeneratów, ludzi którzy stoczyli się na same dno i próbują normalnie funkcjonować w świecie. Z drugiej jednak przedstawiono zwykłych obywateli oraz ich stosunek do tego typu młodzieży. Niestety, najbardziej naiwna wizja jest zaprezentowana przez samego scenarzysty. To on wykreował sposób myślenia ludzi w sposób schematyczny. Mentalność ludzka przecież ciągle się zmienia w tym kierunku. Fakt, że homofobia nie została do końca zwalczona (i wątpię czy w ogóle będzie), ale chęć pomocy narkomanom, to już zupełnie inny temat. W końcu są prowadzone różne akcje jak Dzień Kotana czy Rock bez Igły, które kształtują na nowo opinie publiczną oraz nie szufladkują dzisiejszej młodzieży. W dodatku, Kościół jest już bardziej aktywny i mniej konserwatywny w temacie nawracania narkomanów. Również sama idea wprowadzania rocku chrześcijańskiego (lub innego gatunku muzyki z religijnym przesłaniem) zamiast pieśni organowych na Mszy św. wydaje się być bardziej akceptowana, aniżeli kiedyś. Wszystko więc wskazuje na to, że tło filmu zostało zbudowane na staromodnym polskim myśleniu.

REKLAMA

Druga płaszczyzna do analizy koncentruje się na osobistej historii księdza zmagającego się z chorobą. Jest to najbardziej wiarygodna opowieść (i główny motyw całej produkcji), ale posiada również wady. Fakt, iż bardzo dogłębnie ukazuje kryzys wiary, osobowości, walkę z samym sobą, lecz niektóre wątki poboczne stwarzają wrażenie wyssanych z palca. Przykładowo, postać Pawła, przyjaciela Jana (granego tutaj przez Roberta Janowskiego), która jest kameralną i oazową wersją Piotra Rubika, nie zadowala i jest trochę niepotrzebna. Zgoda, jest ona kluczowym elementem do powiązań między głównymi bohaterami, ale takie a nie inne rozwinięcie nie jest w stanie wywołać odpowiedniej satysfakcji. Szkoda również, że jest tutaj zbyt mało kontrybucji młodych aktorów, którzy grają narkomanów. Najbardziej rozbudowanym drugorzędnym wątkiem jest wpadka Mateusza i Kasi, ale jest on wprowadzany trochę nieoczekiwanie i momentami na siłę. Można by było dać tym aktorom większe pole do popisu, aby film stał się dla nich kartą przetargową dla następnych produkcji polskiej kinematografii.

"Kto Nigdy Nie Żył" to przede wszystkim intymna kreacja Michała Żebrowskiego. Plus dla realizatorów za pokazanie w osobie duchownej cech zwykłego człowieka. Człowieka, który jest tak samo podatny na przeróżne pokusy oraz, że sam może stać się ofiarą, a nie pomocnikiem Boga dla uciśnionych. Żal ściska serce jedynie wtedy, kiedy wszyscy bohaterowie dookoła karmieni są oazowymi pomysłami o życiu wraz z Bogiem. Tym samym film z ambicjami staje się jedynie wydłużonym niedzielnym kazaniem, podsumowującym dawne grzechy polskiego narodu. Z 10 lub 15 lat temu może nawet stałby się rewolucyjny i mógłby dziś zyskać miano kultowego. Niestety, teraz nie spełnia swojej roli chyba, że jako młodzi ludzie poszukujemy dowodu na to, że nie wszyscy w Kościele katolickim to "ciemnogród, moherowe berety i konserwatywni nudziarze".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA