Twórcy polskich "Kuchennych rewolucji" jakiś czas temu postanowili dalej podążać śladem Gordona Ramsaya i stworzyć program, który pokaże, co dzieje się z restauracjami i ich właścicielami, w których niegdyś zmiany wprowadziła Magda Gessler. Na podobny pomysł wpadł jakiś czas temu Bartek Cebeńko. Youtuber prowadzi program "Śledzę Magdę Gessler", w którym odwiedza miejsca rewolucji i konfrontuje to, co widzieliśmy w telewizji z rzeczywistością.
Choć sam format nie jest niczym nowym, a kopią wersji zachodniej, trzeba przyznać, że to youtuber, a nie telewizyjni twórcy, lepiej poradził sobie z realizacją i miał ciekawszy pomysł na to, jak sprawdzić knajpy i restauracje, które przeszły rewolucje. Bartek Cebeńko ostatnimi czasy nie prowadzi regularnie swojego internetowego show. Tę lukę postanowił wypełnić TVN i proponuje fanom Magdy Gessler "Kuchenne rewolucje. Powroty".
Ci, którzy czekali na te same emocje, co podczas "Kuchennych rewolucji" i Magdę Gessler rozrzucającą w szale sałatki oraz oskarżycielsko zbliżającą niedosmażonego kotleta do kamery, niestety się rozczarują.
Choć w programie krok po kroku idziemy jej dawnym tropem prowadzi nas... Charles Daigneault, którego znać możemy z kulinarnego show "MasterChef", gdzie swoim zachowaniem i zdolnościami urzekł Magdę Gessler. To właśnie, jak sam siebie przedstawia, Charlie, odwiedza knajpy, bary i restauracje, a potem swoimi przeżyciami dzieli się z Gessler, razem z którą ogląda relację z wizyty w danym miejscu.
Brzmi głupio i absurdalnie? Takie jest w istocie. Jeden odcinek trwa raptem jakieś 15 minut i jest typową "zapchajdziurą", która dostępna jest wyłącznie online. Ciągła zmiana perspektywy polegająca na tym, że raz widzimy Charlesa, który znajduje się w jakiejś knajpie i próbuje jej specjałów, a za chwilę obserwujemy, jak prowadzący program ogląda z Magdą Gessler swoją wizytę, jest irytująca. Pomysł, że mamy patrzeć jak Daigneault z Gessler oglądają coś wspólnie na komputerze, jest zupełnie nietrafiony i dla mnie niezrozumiały. Temu seansowi towarzyszą wzajemne serdeczności, zachwycane się sobą nawzajem i spijanie z dziubków.
Ten program nic nie wnosi. Nie jest ani zabawny, ani emocjonujący czy szokujący.
"Kuchenne rewolucje. Powroty", które w przypadku Bartka Cebeńki okazały się strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o TVN smakują gorzej niż kilka razy odgrzewany kotlet. Być może problemem jest tu nie tylko formuła, a sam prowadzący, a także kwestia, że zaangażowana jest w to sama Magda Gessler i TVN. Program Cebeńki był obietnicą odkrycia sekretów telewizji, sprawdzenia, jak naprawdę wygląda rewolucja, która owiana jest tajemnicą (ileż to razy trafiało się na opinie, że ta trwa trzy miesiące i że Magda Gessler nie robi tam tak naprawdę nic, a jedynie gra przed kamerą).
Tutaj mamy sztuczność, ustawkę i formułę, która przypomina spotkanie przy kawie Daigneaulta i Gessler. Czy naprawdę musimy oglądać program, sprawiający wrażenie, że powstał tylko po to, by ktoś mógł na nim zarobić? Cóż, przynajmniej prowadzący dobrze się bawią, czego nie można powiedzieć o widzach.