REKLAMA

Kultowe polskie seriale: Miodowe Lata

Cykl zaczynam od czegoś, co najlepiej pamiętam, co oglądałem jeszcze za dzieciaka. Z czasem jednak będę sięgać dalej i głębiej w polską historię seriali. Także tych, które nie przypadły mi do gustu, a nawet powodowały mimowolny skurcz w żołądku i podchodzenie treści żołądkowej do przełyku. Na dzisiaj jednak coś przyjemnego i co większość z was powinna znać.

Kultowe polskie seriale: Miodowe Lata
REKLAMA

Miodowe Lata to serial, którego najbardziej mi współcześnie brakuje. Łatwo można mnie posądzić o typowe nostalgiczne westchnienia do czasów zaszłych, powrót do dzieciństwa (dziecko lat 90-tych) itd., ale z tamtego okresu pochodzą też inne znane do tej pory seriale - np. Złotopolscy, albo trwający cały czas tasiemiec Klan, Na dobre i Na Złe  – a tych natomiast, w ogóle mi nie brakuje.

REKLAMA

Trochę historii

Jak zwykle wszystko zaczęło się od Amerykanów i ich zamiłowania do sitcomów, a dokładniej to serialu Honeymooners, który emitowany był od 1955 do 1956 roku przez stację CBS. Produkcją Miodowych Lat zza Oceanu zajął się Jackie Gleason (Mistrz Kierownicy Ucieka), który też odegrał jedną z głównych ról. Przy okazji Honeymooners poznajemy właściwie cały schemat fabularny naszego polskiego odpowiednika. Sitcom opowiada o bezdzietnym małżeństwie, Ralphie (Jackie Gleason) oraz Alice Kramden (Audrey Meadows). Ralph jest otyłym, niezadowolonym z życia i cholerycznym kierowcą autobusu (Gotham Bus Company…), który nieustannie snuje plany jak podnieść poziom życia – Kramdenowie należeli do klasy pracującej.

Chociaż małżeństwo ma swoje wzloty i upadki, to trudno posądzić je o emocjonalną obojętność. Nad Kramdenami mieszka małżeństwo Nortonów – Edward (Art Carney) pracujący jako nowojorski „kanalarz” i Thelma (Joyce Randolph), będąca typową kurą domową, podobnie zresztą jak Alice – lata 50-te kochani…. Ed jest przeciwieństwem Ralpha, stąd też nie jest tak porywczy i wydaje się być rozsądniejszy od swojego przyjaciela/sąsiada. Obaj panowie należą też do męskiego klubu Loyal Order of Raccoon Lodge i jak typowi Amerykanie klasy średniej, uwielbiają grę w kręgle i bilard. Honeymooners oprócz bycia inspiracją dla polskich Miodowych Lat, pomimo nakręcenia tylko 39 odcinków i spadającej oglądalności w 1956 roku, stał się podstawą do stworzenia słynnego animowanego serialu – Flinstonów.

Nasza (dobra) polska wersja

Sypnę na początek garścią suchych faktów. Miodowe Lata były tworzone na licencji Honeymooners, stąd też trudno szukać legalnej wersji serialu w internecie – tak przynajmniej tłumaczy się Ipla.tv. Ci, co mieli szczęście rozwinąć już się na tyle, żeby rozumieć otaczający świat, mogli cieszyć się serialem od 1998 do 2004 roku dzięki programowi Polsat, na którym to serial był emitowany i doczekał się 6 sezonów i 131 odcinków w oryginalnej konwencji. W 2004 roku produkcję wznowiono, ale już w zmienionej formule (i pod inna nazwą – Całkiem Nowe Lata Miodowe), nie teatralnej (o czym później), a już przypominającej typowy serial, czyli kręcenie w plenerze, co w przypadku Miodowych Lat oznaczało znaczną zniżkę jakości. W nowych szatach, serial objął 17 odcinków.

Chcąc opowiadać o fabule naszym rodzimych Miodowych Lat, wystarczy tylko, że przekręcę parę rzeczy w opisie Honeymooners. I tak, my mieliśmy Karola Krawczyka (Cezary Żak), kierowcę warszawskiego tramwaju linii 18, mieszkającego z żoną Aliną (do 93 Agnieszka Pilaszewska, od 94 odcinka Katarzyna Żak) na drugim piętrze kamienicy, przy ulicy Wolskiej 33. Sąsiadami (z góry) Krawczyków było małżeństwo Norków, Tadeusz (Artur Barciś) – warszawski kanalarz - oraz Danuta (Dorota Chotecka), zajmująca się domem, tak samo jak Alina Krawczyk.

Sąsiedzi, a zarazem najlepsi przyjaciele, zamiast grać w mało popularne w Polsce kręgle, lubili czasem haratać w gałę ze swoją drużyną Albatrosów oraz chodzić na spotkania Klubu Sierżantów Elitarnych Jednostek Desantowych. Przez większość czasu duet Krawczyk/Norek obmyślał kolejny plan wzbogacenia się. W zasadzie przejawiało się to tym, że Karol wpadał na jakiś pomysł, który narzucał (czasami siłą) Tadeuszowi. Przeważnie, porywczy charakter Karola, jego ego oraz brak racjonalnego podejścia powodował, że zdecydowana większość koncepcji Karola kończyła się fiaskiem.

Za co pokochałem Miodowe Lata

Po 9 latach łatwo jest wymienić te rzeczy, dzięki którym z rozrzewnieniem wspominam ten serial, mianowicie: za lekkość humoru, bezpretensjonalność, brak wulgarności i żartów rodem z Benny Hilla – co często gęsto irytowało mnie w Świecie Według Kiepskich, a także prostotę fabularną i jedność miejsca akcji. Zważywszy, że serial był kręcony na deskach Teatru Żydowskiego w Warszawie z udziałem widowni, sceneria serialu była przeważnie ta sama – kuchnio-salon państwa Krawczyków. Czasami zdarzało się, że miejsce akcji było przeniesione do Klubu Sierżanta, Zajezdni Tramwajowej, w której pracował Karol, domu szefa Karola (dyr. Marszałka) i – ale bardzo rzadko – domu Państwa Norków. Ten okrojony zestaw miejsc nadawał tylko klimatu produkcji, ograniczenie dekoracji pozwalało się skupiać na innych sprawach, ważniejszych sprawach - genialnych dialogach i świetnej grze aktorskiej.

W tym dwóch rzeczach tkwiła główna siła Miodowych Lat, duet Żak/Barciś oglądało się przyjemnie za każdym razem. Poza tym Miodowe Lata dawały pewien spokój, podobny do tego jak za jeszcze młodszego dzieciaka powodowała kreskówka Listonosz Pat i Strażak Sam. Bohaterowie praktycznie zawsze byli dobrymi ludźmi, dialogi stroniły od przemocy i – jak wcześniej wspomniałem – wulgaryzmów. I nawet taki pan Kurski (Waldemar Obłoza) – sąsiad z czwartego piętra – częsty bywalec więzienia, jest postacią sympatyczną, a jego najcięższe przekleństwo to: „w mordę jeża”.

Chociaż fabuła była do bólu schematyczna – głupi pomysł Karola, namówienie Tadka do pomocy (finansowej również), próba przekonania Aliny do swojego kolejnego „biznesu”, a na koniec niepowodzenie całego przedsięwzięcia – to i tak zawsze śmiałem się na każdym odcinku. Niektóre sceny czy piosenki zostały mi w głowie do tej pory, jak na przykład powtarzanie przez Tadeusza Norka „łubu dubu” jako magiczne hasło do otworzenia kajdanek i świąteczna piosenka autorstwa Karola i Tadka – Pieśń Strudzonego Renifera.

Oprócz Cezarego Żaka i Artura Barcisia, na planie serialu aż kipiało od wysokiego poziomu aktorskiego. Wszystkie postacie, oprócz tego, że były dobrze napisane (np. każda z nich miała swoje stałe powiedzonka albo nawyki jak wykradanie kiełbasy Karolowi przez Tadka), to i wyśmienicie zagrane. Jedynie mogę się doczepić do pani Katarzyny Żak, uważam, że jej poprzedniczka w roli Aliny była zdecydowanie lepsza. Patrząc na współczesne seriolopodobne twory, płaczę za tamtymi starymi czasami, gdzie kunszt aktorski był nieodłącznym elementem powodzenia serialu...

REKLAMA

Koniec

Wraz z 2004 rokiem przyszło rozczarowanie i nie było ono spowodowane tym, że serial się skończył – w końcu sześć lat emisji to jeszcze nie tak mało - a tym, że na siłę musiał być wznowiony w nowej i całkowicie nie pasującej mi formule, a na dodatek zakończyć się happy endem, którego nikt nie potrzebował. Mimo tego 17-to odcinkowego incydentu, Miodowe Lata to jak dotychczas czołówka moich ulubionych seriali i chyba tak zostanie już na zawsze.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA