Quarantine byłby naprawdę porządnym horrorem. Byłby ciekawym zjawiskiem, zwłaszcza jak na amerykańskie kino. Ciekawy patent, dobre wykonanie. Nietuzinkowy, z oryginalnym pomysłem. Szkoda tylko, że kilka miesięcy temu mogliśmy oglądać w kinach hiszpański film pod tytułem [REC]. Teraz, idąc do kina na Kwarantannę, możemy czuć się nieco… oszukani.
Jak mówi wielu, co film już widziało - Kwarantanna to nawet nie remake, to jest KSERO hiszpańskiej produkcji. Wszystko jest tutaj niemal identyczne, począwszy od przebiegu akcji, na identycznie wyglądających scenach kończąc. Co ciekawe, [REC] w amerykańskich kinach nie pojawił się w ogóle. Kilku ludzi na górze doszło najwyraźniej do wniosku, że można na świetnym pomyśle zgarnąć naprawdę duże pieniądze, nawet po wykupieniu od Hiszpanów praw do zrobienia identycznej kopii filmu. A co na to Amerykanie? Cóż, naród McDonalda jest jak najbardziej ucieszony, klepiąc się po swoich tłuściutkich brzuszkach. Powód jest tak prozaiczny, że aż żałosny - koledzy zza oceanu po prostu nie lubią czytać w kinie napisów! To niestety jedyny fakt, dla którego [REC] nie doczekał się premiery w Ameryce. Śmieszne? Ale i prawdziwe.
Chociaż panowie John Dowdle i Ken Kseng chcieli skopiować niemal cały film, nie ustrzegli się kilku wpadek. Pierwszą z nich jest na przykład obsadzenie w głównej roli córki Carpentera. Młoda Jennifer jest znana chociażby ze świetnego serialu "Dexter" i przekonywujących "Egzorcyzmów Emily Rose". W hiszpańskiej wersji Balagueró obsadził zupełnie nieznaną obsadę, przez co opowiadana historia nabierała jeszcze większej autentyczności. A w wersji amerykańskiej od razu rozpoznajemy stosunkowo popularną aktorkę, przez co gdzieś zatraca się to uczucie dezorientacji, niepewności. Wiemy, że to film i wiemy, jak bardzo pani Jennifer się stara (gra aktorska Hiszpanów była o wiele swobodniejsza). Na całe szczęście przynajmniej krzyczy przekonująco, najprawdopodobniej zawdzięcza to właśnie "Egzorcyzmom" - wprawa czyni mistrza.
Film, chociaż bardzo podobny, nie jest jednak identyczny. Całość została zabarwiona odrobiną (naprawdę malutką) amerykańskiego poczucia humoru. Mówię tutaj oczywiście o scenach w remizie. Napakowani, przystojni strażacy na nocnej zmianie i kobieta. Nie dało się tego ustrzec. Gdy akcja przenosi się do odizolowanej kamienicy, nikomu już raczej nie jest do śmiechu. Dziennikarka Angela (J. Carpenter), kręcąc odcinek serialu dokumentalnego o zawodach wykonywanych nocą, trafia razem ze strażakami i operatorem kamery do starego bloku, gdzie dzieją się "dziwne" rzeczy. Tym razem nie jest to jednak Madryt, zdjęcia kręcono w Los Angeles. Jest to o tyle ciekawe, że kamienica, w której rozgrywa się większość akcji, niemal do złudzenia przypomina tę hiszpańską. Ta sama architektura, to samo ułożenie pomieszczeń… Może Amerykanie zbudowali budynek od podstaw? W sumie, widząc ich zatwardziałość chociażby w przypadku powzięcia decyzji o nakręceniu Kwarantanny, nie jest to aż tak nieprawdopodobne.
Innego typu różnicami są już niektóre sceny w samej kamienicy. Choć większość to nie warte wspomnienia szczegóły, jest też kilka zupełnie nowych scen. Angela spotyka na swojej drodze między innymi zdziczałego psa, a sam kamerzysta pojawia się o wiele częściej przed obiektywem niż byśmy tego chcieli. Ba, sam bierze w tym wszystkim aktywny udział, bijąc po pysku wszystko co popadnie… kamerą właśnie. Poza drobnymi wyjątkami wszystko wygląda i przebiega dokładnie tak jak w [REC]. No, może jest trochę bardziej "amerykańsko". Więcej tutaj krzyków, "oh my Godów" i czarnoskórych. Ale w zasadzie wszystko to samo.
Gdybym nie oglądał europejskiego [REC], mógłbym pomyśleć, że to naprawdę dobry film. Wszystkim tym, którzy byli już na hiszpańskiej wersji tego horroru wypad do kina na Kwarantannę zdecydowanie odradzam. Po prostu nie ma sensu wydawać pieniędzy dwa razy na ten sam film. Tutaj właśnie chciałbym wspomnieć o głupocie i chamstwie polskiego dystrybutora - o ile w Ameryce jest tylko Kwarantanna, w Hiszpanii jest tylko [REC], w Polsce kina starają się wyłudzić pieniądze podwójnie. Film jak najbardziej polecam, ale tylko tym, którzy oryginalnej produkcji nie wiedzieli. Wszyscy inni mogą potem narzekać. A czy Kwarantanna jest faktycznie gorsza od swojego pierwowzoru? Cóż, na pewno nie jest lepsza, ale uważam, że trzyma podobny poziom. W końcu trudno, żeby aż tak się te filmy od siebie różniły, skoro obie pozycje są … niemal identyczne.
PS Hiszpańska Angela była o wiele bardziej seksowna. Miała ładniejszy dekolt, lepszą fryzurę, no i nie wrzeszczała co chwila. Na całe szczęście do [REC 2] już niedługo, pannę Velasco znowu zobaczymy w akcji.