W weekend świat popu na chwilę wstrzymał oddech. Wielu podejrzewało, że już nie wróci, a jeśli w ogóle - to nie tak prędko. A jednak. 11 listopada Lady GaGa po długim muzycznym niebyciu wyda nowy album zatytułowany "ARTPOP". To doskonała okazja, by wam przypomnieć - albo dopiero wam pokazać - że GaGa poza hitami pokazała światu siebie jako znacznie więcej niż tylko piosenkarkę pop.
GaGa - jazzowa diva
86-letni Tony Bennett chyba ani myśli o emeryturze. I bardzo dobrze, bo wciąż może nagrywać tak udane, i dobre albumy jak "Duets II" z 2011 roku. Nietrudno się domyślić co się na nim znajduje. Artysta zaprosił na nich takie tuzy jak Andrea Bocelli, Mariah Carey czy Aretha Franklin - ale również znalazł tam miejsce dla Lady GaGi. Gdy w 2008 na MTV oglądaliście "Poker Face", przyszłoby wam do głowy że ta platynowa disco-laska będzie śpiewać "Lady Is A Tramp"? No, mi też nie. A podobno cały wspólny krążek też jest w drodze.
GaGa-dziewczyna z refrenu hip-hopowego
Wale - amerykański, obecnie niespełna 30-letni raper - miał szanse na mocne wejście w rynek. W 2009 r. wytwórnia Interscope wydała jego debiutancki album "Attention Deficit". GaGa już wtedy była na ustach wszystkich, a tutaj była w tym samym labelu. A młodziakowi trzeba było jakoś pomóc się wybić. Więc, czemu by nie najpopularniejsza wtedy wokalistka pop stworzyła z nim duet i pomogła się wypromować? Koniec końców, utwór hitem nie został, ale trzeba przyznać że świetnie się go słucha.
Gaga zasamplowana
Wyobrażacie sobie czyjeś wykonanie live największego hitu użyć jako pokładu instrumentalnego dla piosenki o pieprzeniu się? Serio. Zrobił to Kid Cudi do spółki z Kanye Westem i Commonem. Zaczęło się, kiedy GaGa wykonała akustycznie kilka swoich singli - w tym "Poker Face" na samym pianinie, które brzmi bardziej niż cudownie. Jej zaciąganie "Po-po-po-poker face, po-po-po-poker face" panowie tak zgrabnie wykorzystali na nieprzyzwoite gry słów że słychać jakby GaGa chciała panom "robić dobrze" ("poke her face"). Posłuchajcie jednego i drugiego. Na pierwszym wam szczęki opadną, na drugim policzki zarumienią.
GaGa bez fajerwerków na scenie
Wielu przeciwników LG uważa, że bez swoich dziwactw na scenie spod znaku oblewania się krwią, wieszania pod sufitem, zakładania mięsa czy hordy tancerzy byłaby strasznie nudna, i niczym nie przykułaby uwagi. GaGa te argumenty zabiła jednym występem, na Brit Awards w 2010 roku. Pierwotnie miał być to występ typowy dla GaGi - z tancerzami, mnóstwem zabawy i koloru, promujący singiel "Telephone". Parę dni przed występem zmarł projektant mody Alexander McQueen, który był bliskim przyjacielem GaGi. Wokalistka w żałobie nie odwołała występu, a zmieniła jego całą koncepcję dedykując show zmarłemu projektantowi. Stanęła na scenie w samej bieliźnie, zaśpiewała na pianinie "Telephone" ze zmienionym tekstem, a potem przy konsolecie sama sobie zremixowała i zaśpiewała "Dance In The Dark". Nie wybuchły staniki, nie zapłonęła scena. Była tylko ona i muzyka.
GaGa w stylu country
Podobno country to narodowa muzyka amerykanów, a GaGa wielokrotnie podkreślała jak wielką patriotką jest. Więc obok takiego gatunku przejść obojętnie nie mogła, i zaserwowała fanom niespodziankę pod tytułem ponownego nagrania swojego hymnu o równości ludzkiej w stylu country. I nie wiem jak dla was, ale dla mnie ta harmonijka i gitary przemawiają znacznie bardziej aniżeli rodzenie świata w teledysku.
A i pozostając wciąż w klimacie partiotycznym, to coś świeżutkiego. 28 czerwca GaGa pojawiła się na nowojorskiej Paradzie Równości, gdzie wygłosiła przemowę o prawach gejów, a na koniec - zaśpiewała hymn Stanów Zjednoczonych "Star-Spangled Banner". I jeśli to nie zamknie wszystkich nieprzekonanych o talencie wokalnym GaGi, to już nie wiem co jeszcze mogłoby przekonać.
Pierwszy singiel z nowej płyty usłyszymy już we wrześniu, cały album w listopadzie. I teraz tylko niecierpliwe oczekiwanie na to, jaka teraz pokaże nam się Lady GaGa.