Ten serial był praktycznie na dnie, kolejne epizody i sezony nie zwiastowały niczego dobrego. Tymczasem siódma seria kompletnie odwróciła sytuację.
OCENA
Suits to serial, który kiedyś był niemal genialny. Miał bardzo wiele olśniewających i zaskakujących elementów. Najważniejszym i najjaśniejszym punktem był duet Harvey Specter i Mike Ross.
Genialny chłopak, który chciał być prawnikiem, ale nigdy nie skończył studiów, a obok niego błyskotliwy i niepokonany mecenas. Przez fortel i korzystny splot wydarzeń Mike'owi udało się zostać adwokatem, ale decyzja ta doprowadziła go dokładnie tam, gdzie powinna. Bohater skończył w więzieniu.
Ale w Suits nie ma rzeczy niemożliwych i nie dość, że z więzienia wyszedł przed czasem, to jeszcze bez żadnego problemu może znowu pracować w zawodzie.
Absurd? Tak. Na pierwszy rzut oka.
Suits od samego początku było serialem absurdalnym. Bohaterowie rozwiązywali sprawy rangi państwowej krótką wymianą zdań. Najtrudniejsze procesy sądowe rozstrzygały się w przeciągu jednego odcinka. Mimo tych wszystkich absurdów, było w serialu coś przyciągającego i ten magnetyzm powrócił w siódmym sezonie.
Nie do końca rozumiem, skąd aż taki rozstrzał w emisji każdego sezonu. Premiera ma zwykle miejsce w lipcu i trwa do września, a później seria wraca dopiero w lutym następnego roku. Uważam, że ta produkcja zasługuje na większą ciągłość fabularną i regularniejszą emisję.
Po doskonałym letnim finale Suits powinno być kontynuowane nie za kilka miesięcy, a za kilka tygodni. Dlaczego?
Girlpower - prawdziwa moc siódmego sezonu
Żeńskie postacie w tym serialu święcą pełnym blaskiem. Rachel staje się prawniczką z krwi i kości. Donna pokazuje, że jej nowa pozycja nie jest dziełem przypadku, a Jessica... Tej postaci należy się oddzielny rozdział. Za każdym razem, gdy Jessica pojawia się na ekranie, to jej charyzma rozświetla cały odcinek.
Tej postaci wyjątkowo brakuje, ale rozumiem, że zniknięcie bohaterki było kołem napędowym dla fabuły. Każda scena z jej udziałem jest wyjątkowo naturalna i coraz mocniej trzymam kciuki za to, by jednak powstał spin off z jej udziałem.
Na tym samym biegunie jest Rachel i Donna. Dwie kobiety, które dopiero walczą o swoją pozycję, ale za to w jakim stylu! Donna z sekretarki staje się kobietą sukcesu, zaczyna stawiać swoje warunki i osiąga zamierzony cel. Przestaje być asystentką, wychodzi na pierwszy plan, a jej głos i działania mają wielkie znaczenie dla rozwoju fabuły.
Jest też Rachel, która również wychodzi z cienia. Wcześniej znaliśmy ją jako śliczną dziewczynę geniusza i córkę jednego z lepszych prawników w Nowym Jorku. W siódmym sezonie Rachel wychodzi momentami na pierwszy plan, a każda minuta jej występu w ostatnim odcinku to istna wisienka na torcie.
Świetnie wypada również Luis, który przestał się nad sobą użalać i zaczął działać.
Wziął sprawy w swoje ręce i stał się tą samą postacią, którą pamiętamy ze świetnych scen dialogowych i błyskotliwych potyczek intelektualnych na sali sądowej. Luis od zawsze był postacią dramatyczną, ale prócz tego, że borykał się z wieloma problemami, to potrafił znaleźć rozwiązanie problemu, którego nikt prócz niego nie dostrzegał. W najnowszym sezonie, wrócił do najwyższej formy.
Nawet Mike wrócił do bycia geniuszem. Niestety na razie tylko okazyjnie, ale i tak lepsze to, niż kolejne absurdalne decyzje, średniej jakości riposty i wieczny strach w oczach. Postać, od której wszystko się zaczęło, coraz częściej irytowała. W pierwszym sezonie Mike pokazany był jako błyskotliwy, inteligentny - kolejne sezony uwłaczały jego geniuszowi. Wreszcie się to zmieniło.
Suits może nie jest już tym samym serialem, ale siódmy sezon da się oglądać, a ostatni odcinek przed przerwą był nie tylko dobry. Dostarczył sporej dawki emocji i tego fanom serialu z pewnością brakowało. Wyjątkowo czekam na kolejne odcinki, bo w końcu zakończyłem seans usatysfakcjonowany.