Krzysztof Krawczyk zagrzewa do boju polskich piłkarzy. W sieci ukazało się wideo, które można chyba nazwać odą do Lewandowskiego. Mundial 2018 będzie mieć twarz Krzysztofa Krawczyka?

Panie Krzysztofie, będą z Pana szydzić, a ja wezmę Pana w obronę. Historia polskiej piosenki kibicowskiej sięga przecież mroków średniowiecza. Po raz pierwszy w naszym kraju zetknęliśmy się z nią tak naprawdę kilka lat po symbolicznym ustanowieniu państwowości. Rok 972. Grupa wędrownych trubadurów postanawia skomponować utwór, który będzie zagrzewał drużynę Mieszka I do walki.
Utwór okazuje się tak bezlitosny dla ucha słuchającego, że pewnego słonecznego dnia pod Cedynią na dźwięk tej melodii zorganizowana niemiecka armia zaczyna uciekać w popłochu, gubi po drodze miecze i tarcze, zatykając uszy na dźwięk melodii.
Mieszko Mieszko nasz koleżko,
Piast Mistrzem Gniezna i Całych Łużyc jeeeest
Między innymi tak okropne wersy dało się słyszeć, gdy drużyna Mieszka I pomknęła na ekipę Hodona, starając się uciec przed przeraźliwymi dźwiękami.
Gall Anonim próbował ustalić, jednak nie dociekł ostatecznej wersji wydarzeń. Zdaniem kronikarza Mieszko I stwierdził, ze tak trzeba żyć, uznał to za największy audiowokalny sukces militarny od czasów Jerycha i na stałe umieścił w kanonie polskiej myśli bojowej.
Świadkowie tamtego dnia twierdzą jednak, ze germański kapłan Angel von Merkelbaum rzucił tamtego dnia stojąc na pobliskiej skale klątwę: Niech do zarania dziejów przeklęci będą polscy trubadurzy, a ich muzyka dostarcza wyłącznie cierpień ludziom dookoła świata. Ta wersja wydarzeń była wielokrotnie kwestionowana przez historyków, jednak wszystko zmieniło się dziś dzień.