"Locke" to najnowszy film angielskiego reżysera i scenarzysty, Stevena Knighta. W głównego bohatera wciela się Tom Hardy, znany z wielu ról, np. Bane'a w "Mroczny Rycerz powstaje" czy Eamesa w "Incepcji". Tytuł "Locke" to nic innego jak nazwisko mężczyzny, którego obserwujemy w ciągu około 2 godzin jego życia. Podczas jednej podróży samochodem wszystko diametralnie się zmienia.
Ivan Locke pracuje na budowie. Jest świetnym majstrem, który cieszy się zaufaniem i uznaniem wśród szefów i pracowników. Po jednej ze zmian wsiada w samochód i zamiast wrócić do domu na mecz i kiełbaski, rusza w przeciwną stronę. Jakby tego było mało na drugi dzień, tuż nad ranem rozlewany ma być beton pod fundamenty jednego z budynków i wydarzenie to, nad którym czuwać ma Ivan, będzie jednym z największych tego rodzaju w Europie. Podczas dwugodzinnej jazdy samochodem Locke musi załatwić swoje sprawy zawodowe i osobiste, przewartościować wszystko na nowo, choć wydawać by się mogło, że podjął już decyzję, której jest pewien.
Widz prawie od początku wie z jakim problemem zmaga się główny bohater. Jednak mimo tej wiedzy nie można produkcji odmówić atmosfery napięcia. "Locke" to dramat zmierzający nieco w stronę psychologicznych rozterek, pytań o to, jaki wpływ na aktualne czyny ma nasza przeszłość, czy warto ryzykować wszystko w imię tzw. wyższego dobra. W "Locke" nie ma mowy o żadnych pościgach, śledztwach, psychopatycznych mordercach, czy o kimś, kto depcze bohaterowi po piętach (i tego chyba jednak trochę mi brakowało, bo dość pochopnie i szybko zasugerowałam się określeniem filmu mianem thrilleru). Jedyne co go ściga to własne sumienie i myśli.
Dość ryzykownym był pomysł, aby całą akcję sprowadzić właściwie do jednego bohatera i jednego miejsca. Można powiedzieć, ze "Locke" dzieje się prawie w czasie rzeczywistym i podczas niespełna półtorej godziny filmu obserwujemy tylko głównego bohatera, jego samochód i autostradę. Wszelki kontakt z innymi osobami: szefem, pracownikiem, dziećmi czy żoną ma tylko dzięki telefonowi. Akcja to słowa i mimika głównego bohatera. Nie poznajemy żadnej postaci osobiście, wiemy tylko jakie są ich emocje względem Ivana.
"Locke" to film udany. Brakowało mi bardziej złożonej intrygi i wydaje mi się, że nieco zbyt szybko odbiorcy wiedzą w czym cały szkopuł. Jednak mimo jednego bohatera i jednego samochodu, w którym rozgrywa się całe "przed i po", "Locke" nie nuży. Z przyjemnością ogląda się go od początku do końca. Nastrój, refleksja, melancholia miasta, Ivana to główne atuty tego filmu.