REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

W pułapce niezdrowego minimalizmu. Lokatorka - recenzja Spider's Web

„Idealny thriller psychologiczny” – tymi słowami, z okładki Lokatorki, zachęca nas do lektury Lee Child. Widząc taką zajawkę, nie mogłem się powstrzymać, by nie sięgnąć po powieść JP Delaneya.

13.06.2017
19:16
Idealny thriller psychologiczny? Recenzujemy powieść "Lokatorka"
REKLAMA
REKLAMA

Lokatorka to osławiony za oceanem thriller, który okupuje listy bestsellerów od dobrych kilku miesięcy, a jego ekranizacja wkrótce trafi na ekrany kin. W Polsce powieść ukaże się 14 czerwca nakładem wydawnictwa Otwarte.

Thriller, który napisał JP Delaney (czy raczej Tony Strong, bo tak brzmi prawdziwe nazwisko autora), jest zaskakujący na wielu płaszczyznach. Już sam zarys fabularny pozwala mniemać, że będziemy mieli do czynienia z nietuzinkową lekturą. Postaram się go wam przybliżyć bez przesadnych spoilerów, bo niuanse opowieści są kluczowe dla odbioru całości.

Lokatorka, czyli historia w historii.

Czytając Lokatorkę, poznajemy równolegle dwie opowieści – historię Emmy, która wydarzyła się rok wcześniej oraz historię Jane, która dzieje się w czasie rzeczywistym. Obydwie linie fabularne opisane są w pierwszej osobie, co dodatkowo podsyca wrażenie, jakbyśmy przeżywali dwie historie jednocześnie.

Obydwie kobiety łączą trzy nadrzędne okoliczności: szukając mieszkania, trafiają do przedziwnego domu przy Folgate Street 1, są świeżo po (rzekomo) traumatycznych przejściach i obydwie panie są do siebie bardzo podobne z wyglądu.

Te dwie ostatnie okoliczności wysuwają się na pierwszy plan dopiero w połowie opowieści, gdy historia Emmy zaczyna się przeplatać z historią Jane. Przez większość czasu w centrum uwagi czytelnika pozostaje apartament, którego architektem i właścicielem jest Edward Monkford – ekscentryczny arcyminimalista, który w krótkim czasie nawiązuje romans z obydwiema kobietami mieszkającymi w jego domu.

Edward – jak opisuje go narrator – to narcystyczny socjopata, który (tak się z początku wydaje) zrobi wszystko, by postawić na swoim. Jest genialnym architektem, któremu marzy się nowa wizja społeczeństwa, kultywującego samodoskonalenie.

Folgate Street 1 to jego poligon doświadczalny przed urzeczywistnieniem marzeń na szerszą skalę. Dlatego też, aby w ogóle zamieszkać w apartamencie, trzeba spełnić szereg wymogów i dostosować się do ponad 200 reguł.

Dom przyszłości

Dom, w którym toczy się znakomita większość obydwu linii fabularnych, to mieszkanie przyszłości. W pełni inteligentne, obsługiwane z pomocą aplikacji na smartfonie i opaski z wbudowanym chipem. Nie ma w nim włączników światła, pod prysznicem brakuje kranu – mieszkanie samo wie, kiedy i który lokator znajduje się w pomieszczeniu, i automatycznie dostosowuje warunki.

Na tym jednak nie koniec. Mieszkanie w wizji JP Delaneya dokonuje ustawicznych pomiarów zachowania i samopoczucia, a pod koniec każdego miesiąca przeprowadza ewaluację lokatora, przyznając mu punktację.

Efekty takiego traktowania i surowych wymogów najmu obydwie protagonistki zaczynają odczuwać po bardzo krótkim czasie. Mieszkanie zmienia ich zachowanie i sposób patrzenia na świat, co dodatkowo podsyca romans z tajemniczym i momentami brutalnym Edwardem.

Co ciekawe, Delaney wcale nie wybiega w swoich wizjach daleko wprzód. Większość rozwiązań typu Smart Home, opisywanych w Lokatorce, już dziś możemy nabyć i zaimplementować we własnym domu. Za to pomysł autora na połączenie wszystkich inteligentnych urządzeń i ich wykorzystanie jest już co najmniej intrygujący.

JP Delaney zręcznie balansuje na granicy gatunków.

Domyślam się, że czytając powyższy opis fabuły, łatwo ulec złudzeniu, że mamy do czynienia z kolejną wariacją na temat 50 twarzy Greya, ale tak nie jest. Delaney bardzo zręcznie łączy thriller psychologiczny z elementami powieści erotycznej, a choć erotyki w Lokatorce jest sporo, dominujący zawsze pozostaje suspens.

Również sposób prowadzenia narracji jest ciekawy, nie tylko ze względu na przeplatające się historie dwóch kobiet. Autor rozpoczyna każdy rozdział jednym z pytań rzekomej ewaluacji, wciągając czytelnika w świat, do którego trafiły bohaterki powieści. Szereg pozornie prostych pytań pozwala lepiej zrozumieć to, co JP Delaney próbuje przekazać swoją historią czytelnikowi.

I właśnie ten przekaz jest pierwszym, co dla mnie w Lokatorce nie zagrało.

Minimalizm źle zrozumiany

Jak czytamy w wywiadzie autora dla The New York Times, nadrzędnym „przesłaniem” Lokatorki miało być obnażenie niebezpiecznej „ściemy” (słowo autora), jakim jest rosnący w siłę ruch minimalizmu, zapoczątkowany m.in. przez blog ZenHabits i autorkę Marie Kondo.

Faktycznie, jeśli za metaforę minimalizmu przyjmiemy Edwarda Monkforda i jego apartament przy Folgate Street 1, możemy uznać, że minimalizm jest niezdrowy. Sęk w tym, że autor, co widać także w wywiadzie, kompletnie nie rozumie idei minimalizmu.

JP Delaney portretuje tę ideę jako radykalny styl życia; cały dobytek Edwarda mieści się w jednej torbie, a apartament jest tak surowy, że wręcz spartański. Cała opowieść przepleciona jest też przeróżnymi scenami, które jednoznacznie portretują minimalizm w pejoratywny sposób, jako styl życia dziwaków, ekscentryków.

Tymczasem żaden z propagatorów idei minimalizmu nie nawołuje do radykalnego stylu życia. Ba! Twórcy, tacy jak Joshua Fileds Millburn czy Leo Babauta, podkreślają regularnie, że jest to idea, która dla każdego wygląda inaczej. Można być minimalistą, będąc bogatym singlem, jak również ubogim rodzicem z szóstką dzieci.

JP Delaney niestety nie pozostawia czytelnikowi miejsca na rozważanie – przesłanie Lokatorki mówi wprost, że minimalizmu należy się wystrzegać, a wręcz stara się nas przekonać, że to szkodliwa ideologia.

Kolejnym rozczarowaniem jest zakończenie.

Autor Lokatorki buduje napięcie bardzo powoli, ale od pewnego etapu oczekujemy już nie tyle rozwiązania zagadki, co momentu konfrontacji.

Osobiście czułem się przy końcu powieści tak, jakby ktoś przekuł mnie igłą i uszło ze mnie powietrze. JP Delaney przez cały czas trwania powieści dość wyraźnie rozdzielał protagonistów od antagonistów tylko po to, by przy końcu wywrócić wszystko do góry nogami.

Normalnie uznałbym taki zabieg za plus, za kolejny element zaskoczenia w opowieści. W przypadku Lokatorki sądzę jednak, że zakończenie jest zwyczajnie przekombinowane, by nie powiedzieć wprost, że wydumane.

A szkoda, bo pierwszych czterysta kart książki to porywająca lektura i rozrywka w czystej postaci. Chociaż nie zgadzam się z piętnowaniem idei minimalizmu, który autor tak otwarcie potępia, to nie mogę odmówić, że Lokatorka wessała mnie doskonale opowiedzianą historią, ciekawymi postaciami, niejednoznaczną intrygą i fascynującym aspektem technologicznym „domu przyszłości”.

Lokatorka to doskonała rozrywka. Ale czy coś więcej?

Nie jestem tylko pewien, czy o Lokatorce ktokolwiek będzie pamiętał za 10 lat. Książka JP Delaneya to bardziej pop, niż kultura i chociaż autor wyraźnie próbuje coś swoją powieścią przekazać, nie jest to w żadnej mierze przekaz uniwersalny.

REKLAMA

Podobnie kwestia domu przyszłości; dziś możemy patrzeć na Folgate Street 1 zafascynowani, ale za dekadę wizja autora będzie zapewne wzbudzać uśmiechy pełne politowania, jak większość powieści próbujących przewidywać przyszłość, bo technologia po prostu przerośnie nasze oczekiwania i predykcje.

Podsumowując, Lokatorka to wspaniała sezonowa lektura. Książka gwarantuje kilka godzin naprawdę solidnej rozrywki i chociażby dlatego warto po nią sięgnąć.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA