REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Muzyka

Lou Reed nie żyje. Wielka strata dla muzyki?

Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale moim zdaniem, nie – a przynajmniej nie taka wielka (strata) jak mogłoby się wydawać. Dlaczego? Dam jeden, banalny wręcz dowód – zanućcie jakąkolwiek piosenkę Lou Reeda albo chociaż zacytujcie jego tekst. Ilu waszych znajomych może to samo zrobić? A teraz zróbcie tę samą sztuczkę w przypadku Kurta Cobaina, Freddiego Mercury, Michaela Jacksona, Boba Marleya, Johnego Lennona, Elvisa Presleya (o ile nie naprawdę nie żyje), Raya Charlesa, Jimiego Hendrixa, Jima Morrisona, czy nawet Amy Winehouse i Whitney Houston – chociaż ciężko w przypadku tych pań mówić o wpływie na muzykę w takim stopniu, jak u wcześniej wymienionych. 

28.10.2013
19:18
Lou Reed nie żyje. Wielka strata dla muzyki?
REKLAMA

Odpowiedź fanów na mój zarzut może być bardzo prosta – Lou Reed nie był nigdy komercyjnym artystą. Problem tylko w tym, że ta komercyjność określa właśnie wielkość artysty. Nie mówię o współczesnym przemyśle muzycznym, gdzie wystarczy czasami pokazać młode pośladki, napisać głupi utwór i jest się gwiazdą, ale o latach 60-tych i 70-tych, gdzie to właśnie moc, siła piosenki decydowała o tym, jak bardzo artysta jest znany. O zmarłych nie wypada źle pisać, no ale ktoś musi być pierwszy. Zacznijmy jednak…

REKLAMA

Od początku

Lou Reed musiał się kiedyś urodzić, a zrobił to w 1942 roku w Nowym Jorku, w żydowskiej rodzinie, gdzie imię Lewis Allan Reed zostało mu nadane. Zaraz jednak, Lewis miał dość robienia w pieluchy i postanowił zrobić coś cool, co w tamtych czasach sprowadzało się do założenia zespołu. Przed tym jednak wstąpił na Syracuse University, który opuścił w 1964 roku otrzymawszy już pożądane wykształcenie z dziennikarstwa, reżyserii oraz creative writing – co zapewne pomogło mu w późniejszym pisaniu swoich tekstów.

Twórczość

Niedługo po tym, młody Reed zaczął pisać piosenki dla Pickwick Records, gdzie doczekał się swojego pierwszego „przeboju” The Ostrich, dzięki któremu na szybko została skompletowana grupa The Primitives, mająca na celu promowanie hicioru. Wśród muzyków The Primitives był John Cale, z którym Reed założył zespół The Velvet Underground, od tego momentu zaczęło się poważne i nudne granie Lou Reeda. The Velvet Underground nigdy nie odniósł komercyjnego sukcesu, za to stał się legendą wśród wszystkich hipsterów zakładających własne indie rockowe zespoły. A wystarczyło tylko tworzyć tę prześmiewczą muzykę jak z The Primitives, tworzyć kawałki jak The Ostrich i wszystko wyglądałoby dużo lepiej.

Z The Velvet Underground Reed wydał pięć albumów, z czego jeden - The Velvet Underground & Nico z 1967 roku - został nawet umieszczony na 13-tym miejscu listy (stworzonej przez Rolling Stone) najbardziej wpływowych albumów w historii rocka. To wszystko dzięki Andy’emu Warholowi, który jako menadżer (a także mentor Reeda), namówił grupę do przyjęcia w swe szeregi niemieckiej piosenkarki Nico. Mimo, że Reed nie był zadowolony z takiego obrotu spraw napisał, klnąc pod nosem, kilka piosenek – Nico możecie posłuchać w utworach Femme Fatale, All Tomorrow’s Parties, I’ll Be Your Mirror. Jak widać, na dobre mu to wyszło, bo gdyby nie The Velvet Underground & Nico możliwe, że o śmierci tego pana nikt by w ogóle nie pisał, a rzekomy cytat Briana Eno („Only five thousand people ever bought a Velvet Underground album, but every single one of them started a band) nigdy by nie ujrzał światła dziennego.

Rok później zespół wydał kiepski krążek White Light/White Heat. Po zmianach personalnych (pozbyciu się Warhola, Nico i Cale’a) zespół przybrał bardziej popowe brzmienie i nagrał jedyny, nadający się do słuchania album, czyli The Velvet Underground (1969).

W 1970 roku zespół wydał Loaded, w tym samym roku również, Reed opuścił zespół. Co nam pozostało po tym okresie? Jak dla mnie to tylko dwa kawałki, które warto wspomnieć, to jest wpadające w ucho Sweet Jane oraz Rock & Roll.

Po krótkim epizodzie związanym z pracą jako taksówkarz (w firmie swojego ojca), Lou Reed wydał w 1972 roku album Lou Reed, który w czasie słuchania dłuży się okropnie i zdecydowanie nie jest jednym z tych krążków, przy których można pstryknąć palcami i powiedzieć – „To jest to! Takiej muzyki mi było trzeba!”. Powiedzmy, że na cały album jedynie jedna piosenka (I Can’t Stand It) jest na tyle ciekawa, że wysłuchałem jej do końca. Łącznie muzyk wydał 26 (!) albumów (w tym Lulu, nagrany z Metallica), które zdecydowanie nie są warte większej uwagi, poza dwoma wyjątkami – Transformer (1972), albumu, z którego pochodzi utwór Walk On The Wild Side (hymn wszystkich wyrzutków) oraz Perfect Day, na którym znajdziemy utwór o tym samym tytule i najbardziej rozpoznawalne jego (Reeda) dzieło. Jeżeli jednak posiadacie sadomasochistyczne zapędy, to polecam także Metal Machine Music

Wpływ na muzykę

Czy rzeczywiście Lou Reed miał aż tak ogromny wkład w wygląd współczesnej muzyki? Śmiem wątpić, ale po ogłoszeniu wiadomości o śmierci Reeda, nagle posypały się wypowiedzi o tym, że ten albo tamten zespół czerpał z twórczości Reeda garściami, że gdyby nie jego piosenki, to wiele zespołów by nie powstało, punk i indie rock nie miałyby racji bytu, a najpewniej do tej pory byśmy uderzali w prymitywne bębny i tańczyli wokół ogniska….

Sam Lider U2 – Bono aka Człowiek Urodzony w Okularach Przeciwsłonecznych – oświadczył kiedyś podczas koncertu, że każda piosenka, jaką napisało U2, była zerżnięta z piosenki Reeda Satellite Of Love. Jako, że miało to miejsce w trakcie live-duetu Bono z Reedem – wyświetlanym jako obraz wideo na scenie – tę wypowiedź postrzegam po prostu, jako zwykły hołd dla faceta, którego piosenkę się właśnie coveruje na scenie, ale czy ma ono jakiekolwiek zakorzenienie w rzeczywistości?

Pomijam dosłowną interpretację tych słów, ale czy naprawdę Bono mógł się inspirować piosenkami Reeda tworząc własne hity? Nie jestem może wielkim fanem U2, ale z tego co pamiętam, wśród swoich inspiracji muzycznych zespół nie wymieniał Reeda, a raczej wskazywał na The Who, Rolling Stones, The Beatles (jak chyba wszyscy), The Clash i Joy Division. A Reed? Zdarzyło się panom z nim współpracować owszem, ale żeby odcisnął on piętno na ich twórczości to naprawdę wątpię, a przynajmniej nie słyszę tego w piosenkach irlandzkiego zespołu.

Z ciekawszych przykładów na to jak Lou Reed wpływał na muzyków, jest chociażby przydomek lidera Sex Pistols – Sid Vicious, gdzie człon „Vicious” pochodzi z piosenki Vicious (album Transformer). W kwestii muzycznej jednakże, Sex Pistols nigdy nie przyznawali się jakoby płyty Reeda ich natchnęły. Jedyne znane przykłady tego, że ktoś faktycznie, namacalnie korzystał z dzieł tego muzyka, to covery Perfect Day oraz Femme Fatale w wersji Duran Duran, Heroine Billy Idola oraz Here She Comes Nirvany.

REKLAMA

Dla mnie Reed był raczej dobrym (i kontrowersyjnym) tekściarzem, średnim muzykiem i kiepskim wokalistą, czy jest przez to warty zapamiętania? Może tak, ale żeby od razu wznosić mu pomniki i obwieszczać, że bez jego jestestwa współczesna muzyka by nie istniała? Gruba to przesada. Lou Reed nie był tak znany jak inni wielcy tekściarze, np. Bob Dylan czy John Lennon i jest ku temu powód, po prostu nie był tak dobry jak oni.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA