Manhunt od Netfliksa puszcza oko do widza i parodiuje filmy akcji z lat 80. Ogląda się to świetnie!
Manhunt to najnowsza produkcja Johna Woo, dostępna już na Netfliksie. I jednocześnie klasyczny film z gatunku zabili go i uciekł. Poziom intelektualny tego dzieła jest utrzymany świadomie na bardzo niskim poziomie. To chyba właśnie dlatego oglądało się go tak dobrze.
OCENA
Kiedy ktoś próbuje stworzyć poważny film, tyle że mu to za bardzo nie wychodzi, to najczęściej efektu nie da się oglądać. Jeżeli jednak do z założenia głupiego filmu akcji podejdzie mistrz takowych filmów – efekt bywa zupełnie odwrotny. Manhunt momentami sam potrafi – przez różne sceny czy dialogi – się z siebie śmiać. Jestem pewien, że podczas seansu nieraz zaśmiejecie się i wy.
Manhunt oficjalnie nie jest komedią. Powierzchownie na niego patrząc, to widowiskowy film akcji. Nie brakuje w nim Groźnych Momentów, a czasami pojawiają się wręcz elementy thrillera science-fiction. Wyraźnie jednak wszyscy na planie – poza ekipą techniczną – dostali od Woo polecenie, by nie traktować tego, co realizują, poważnie.
Manhunt to pastisz filmów z lat 80.
I w zasadzie jedyne, co w tym wszystkim nie wyszło, to upewnianie się, że widz zrozumiał założenie reżysera. Co najmniej kilkukrotnie Woo w siermiężny sposób mruga do nas okiem, wspominając w dialogach odmieniany na różne sposoby zwrot tak jak w klasycznych filmach akcji.
Wszystko w Manhunt jest mocno przerysowane. Wydarzyło się coś bardzo pomyślnego? Wypuśćmy w tle kadru stado białych gołębi ku niebu, a jak! Strzelanina? Jeden pistolet ma dokładnie 121 339 332 pocisków w magazynku, każdy bez problemu trafia w bandziora. Całość balansuje na krawędzi parodii, nigdy jednak jej nie przekracza.
Fabuła? Również klasyczna.
Du Qiu (w tej roli Hanyu Zhang) to prawnik zatrudniony przez wielką korporację farmaceutyczną. Zostaje wrobiony w morderstwo pięknej kobiety, którą poznał na jednym z bankietów. Du Qiu wymyka się jednak stróżom prawa, a detektyw Yamura (Masaharu Fukuyama) zaczyna zdawać sobie sprawę w toku zbierania dowodów, że główny podejrzany może być niewinny.
Nie brakuje tu oczywiście pięknych kobiet – choć zdecydowanie niepotraktowanych przedmiotowo – tajnych eksperymentów, asasynów, widowiskowych pościgów i skorumpowanych policjantów. I obowiązkowych zdjęć w slow-motion. Już pierwsza strzelanina – a na tę nie będziecie musieli długo czekać – pomoże wam dokładnie zrozumieć, o co będzie tak na serio w tym filmie chodzić.
To głupie kino. Ale w żadnym razie nie debilne. To zasadnicza różnica.
John Woo to weteran kina akcji. Więc nawet głupiutki scenariusz Manhunt ma ręce i nogi. Motywacje postaci są jasne. Kolejne zdarzenia wynikają z siebie w sposób logiczny. Głupia sprawa, ale w dzisiejszych czasach w nowoczesnych filmach akcji to rzadkość. Autoironiczny Manhunt ma więcej sensu niż wysokobudżetowe i Bardzo Poważne filmy Michaela Baya.
Manhunt nie jest też wtórny. Chociażby z uwagi na fakt jak wygląda. Klasycznego kina akcji – i jego pastiszów – nie rejestrowano w nowoczesny sposób, a więc w HD i z nowoczesnymi efektami specjalnymi. Film jest też zmontowany w bardzo dynamiczny sposób, na modłę aktualnie panującej mody, co również wyszło bardzo dobrze.
Wyłącz mózg i baw się dobrze.
Manhunt nie zawiera w sobie w zasadzie nic merytorycznie wartościowego. Główna intryga, choć wielowątkowa, jest bardzo płytka. Film ten nie wyzwoli w nas żadnych wyższych emocji pokroju szczęścia, wzruszenia czy zadumy.
Tylko co z tego, jak to kawał dobrej zabawy? Jeżeli potrzebujesz obejrzeć fajny film akcji, przy którym chcesz się przede wszystkim odprężyć, to śmiało oglądaj Manhunt. Można przy tym filmie rozmawiać, sprawdzać fejsa czy drapać psa za uchem – nic na tym nie straci. A zapewni kawał dobrej, bardzo prostej zabawy.